Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/135

This page has not been proofread.
HAMDER.

 Imię?

RYTYGIER.

Hamder, od dni już wielu, nie wiem, na jak długo jeszcze.

RYTYGIER.

 A twarz twoja?

HAMDER (podnosząc przyłbicę).

 Masz ją!

CHÓR.

 Jezus, Marya!

RYTYGIER.

 Siadaj przy mnie! Wina, miodu, mięsiwa! Przynieść roztruhan ojca mojego — choćbyś był złym duchem, ścisnę ci rękę.

HAMDER.

 Spróbuj, czyja silniejsza!

RYTYGIER.

 Bramy zamków, kute żelazem, pękają, kiedy w nie uderzę. Ha! i od twojej dłoni wylecą — spróbujmy raz jeszcze!

HAMDER.

 A co?

RYTYGIER.

 Równi jesteśmy. Pierwszy raz śmiertelny człowiek dotrzymał mi w sile. Od tej chwili tyś bratem moim!

HAMDER.

Zgoda, bo oddawna tej chwili pragnąłem. Tak! Pragnąłem jej, od kiedy chwała twoich przewalczonych bojów opadła mnie zewsząd. Szczęśliwy Rytygierze! Gdziekolwiek szedłem, mówili o tobie pany, niewiasty, śpiewaki, rycerze, a dziś, gdym stanął u mostu zwodzonego, nim zatrąbiłem, doszły mnie