Odtąd kres targaniom się i złorzeczeniom, gniewom i nienawiści, kres rozpaczy i zniechęceniu. Kres na zawsze.
Odtąd bowiem wszystko, spotkane w drodze tułaczej, jest dobre, jakiekolwiek jest: zdrój ożywczy i cierń, spieka i ochłoda, ból i rozkosz, krzywda i usługa, cios z ręki wroga i lek kojący samarytanina...
Odtąd już
»Niema rzeczy złoczynnej, ani dobroczynnej...
...Niema krzywd... Ach, niema więc i przebaczenia,
Słodkiego kwiecia, które smutek w wieniec plecie!«
Jest jeno zrozumienie, że
»Niema winy! Nikogo niema, co jest winny!«
I dusza, obmyta w zrozumienia zdroju krysztalnym, szepce do siebie:
»W dalekim byłam kraju, z dziwnych piłam zdrojów...
Wybiegłam obłąkana w dal, żagwią pożogi
Mścić się krzywd swoich, niosłam strzały i jad srogi,
A wracam miłująca — z dziwnych piłam zdrojów...
— O zabili mi w lesie starą matkę siwą
I ktoś, kto widział zbrodnię, nie pomógł, nikczemny! —
Biegłam mścić się... Znalazłam go: to ślepiec ciemny...
Nie widział, że mi matkę zabijali siwą...
— Nie wsparł mnie sąsiad srogi, kiedym marła z głodu.
Powróciłam doń... Siedział we łzach z czołem bladem...
Język i dłonie tknięte ma wiecznym bezwładem...
Nie wsparł mnie sąsiad srogi, kiedym marła z głodu...