Z chwilą gdyś poznał, że wszystkie rzeczy złudą są kłamną, z tą samą chwilą straciły one moc panowania nad tobą, moc czynienia ci krzywdy, zła i cierpienia.
I z tą samą chwilą zacząłeś dla siebie
»tkać cichą, dobrą wiarę,
że niema żadnych złud«.
Niema złud. Wszystko brać możesz za takie, za jakie chce duch twój — czarodziej, duch twój — jedyny władca świata, jedyny miernik i twórca wartości rzeczy, jedyny pewnik, w którym wszystko istnieje, poza którym niemasz nic.
Od niego też wyłącznie zależy i ton uczuciowy, z jakim rzecz każdą, każde wydarzenie przyjmujesz. Wszystkiemu więc nadać możesz cechę pogody jasnej i wesela.
Tak, nawet wesela.
Bowiem dla ciebie odtąd »uwierzyć to stworzyć«.
Iść teraz możesz, pielgrzymie wesoły, »krokiem lekkim«, ze »śpiewem radosnym« na ustach, poprzez najgęstsze mroki i dżdże, bowiem uwierzyłeś, że
»Jest w dali miasto tajne, skryte w mgle,
W wieńcu ogrodów wiecznej, złotej wiosny...«
I żadna zwątpiała dusza ludzka, żadna
»smutna, zmęczona trudem dróg niewiasta«,
wlokąca się w żałobie stamtąd, kędy ty idziesz, nie zdoła cię przekonać, że
»niema tam żadnego miasta«.