Page:Staff - Sady.djvu/14

This page has been validated.

Sad ograbiony z liści, nagi, goły,
Śpi, w przeszłość zmarłą wspomnieniem wtopiony:
Śnieg go ofruwa, niby białe pszczoły,
Jak owoc czarny, obsiadły go wrony.

Wicher go twardy i mróz ostry siecze
I beznadziejność rozpaczną podwaja...
Jednak nad sadem czuć tajemną pieczę,
Troskę świętego zimy, Mikołaja.

Starzec brodaty, spraw zimowych świadom,
W nagrodę za to, że na swe choinki
Zieleń radosną zabrał szczęsnym sadom,
Owoc pozłocił zaś na upominki:

Sypnął obfitą śnieżycą z rękawa
I, wytrząsając kaptur swój i szatę,
Sprawił, że bujna, ślepiąca kurniawa
Sad, jak filigran, tuli w miękką watę.

Sad pobielony wapnem na pniach dołem,
Zda się, w pończochach szarych w pierzu stoi

8