I kiedy nas nadludzki, bezsenny wysiłek
Z sił wyczerpał i wycieńczył z mocy,
Gdy na chwilę nas uśpił znużeniem dnia schyłek,
Oto nagle, znienacka, wśród nocy,
Zanim członki nam skrzepił sen, co siłę niesie
Zerwać pęta i zdeptać z odrazą:
Zaskoczyła nas burza z piorunami w lesie,
Krzycząc: „Kujcie gorące żelazo!“
Godzina wymodlona walki i oręża
Uderzyła przeniewiercza, zdradna,
Gdy nas za gardło jeszcze dusi pierścień węża,
Kiedy wola w nas sobą niewładna!
Wezwała, byśmy skroń swą wieńczyli wawrzynem,
Gdy nas wieńczy obroża z ołowiu,
Woła, abyśmy silnym zmartwychwstali czynem,
Gdyśmy byli w sił niepogotowiu!
I gdy w ogniu dziś stoją cztery świata rogi
I wolności każdy chwyta czaszę,
My bezradni! I mamy przyjaciółmi wrogi,
Przyjaciółmi — wieczne wrogi nasze!
Dłoń, co gniotła nas zawsze, podają na zgodę,
Dłoń z uściskiem podają łaskawą,
By rękę nam przytrzymać, odjąć jej swobodę,
By nie mogła sięgnąć po swe prawo!
Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/58
This page has been validated.
54