Page:Staff - Uśmiechy godzin.djvu/21

This page has not been proofread.


ODBICIE W WODZIE.

Na niebo, co wybladłym błękitem omdlewa,
Złotem lecących liści rzucają się drzewa
I rzucają się drugim złotym listopadem
W wodę, co śpi z odbiciem niebios, na dnie, bladem.

Nad głębią siedzę modrą, przeźroczą, spokojną
I patrzę na dno stawu, jak ulewą rojną
Od szczytów drzew, odbitych w wodzie, liście wtóre
Ode dna, jak motyli rój, wzlatują w górę.

Wkrąg spokój blady, co się z uśmiechem wyrzeka
Radości beznadziejnej, niczego nie czeka...
Dłoń prawą w górę wznoszę i w zadumie łowię
Spadające z pod nieba złociste listowie...

A lewa dłoń zanurza mi się w toń bezwiedna
Po tamte drugie liście wstające ode dna...
I dumam w fal spokoju i w liści rozterce —
— A wszystkie, jak łzy nieme, padają mi w serce.


Usmiechy godzin. – 2.