Między gwiazdy po gwiazdę, jako po jagodę
Ku drzewu nieb, sięgnąwszy, Pan mój tajemniczy
Rzucił mi ją w ramiona ducha, brzaskiem młode.
I pochwyciłem w uścisk skarb Ziemi dziewiczy
I, Duch-olbrzym, w miłosnej ważyłem go dłoni,
Pieszcząc ten owoc pełen żywota słodyczy...
Wtem nagle zmierzchłem cały, runąłem i w toni
Stawania się bezwiedną zanurzony treścią,
Zwarłem się w sobie, jako pięść, co łupu broni.
Dreszcz zapłodnień rozkoszną przebiegł mnie boleścią
I ku światłu targnęło mną z mroku szarpnięcie,
Jak wojownik wyrwaną z pochwy rękojeścią.
I ze snu się zbudziłem na jutrzni zaklęcie
W drobnem, człowieczem ciele, w nagości pod drzewem,
Co przez liść siało na mnie złociste pieczęcie.
Podparłszy złotowłosą skroń ramieniem lewem,
A prawe na wysmukłe swe złożywszy udo,
Mrużyłem wzrok oślepion rozkoszy zalewem.
Wszystko wkrąg było jako złoto-modre cudo,
Kipiące rozrzutnością szczęśliwej zieleni...
Wszystkie wonie wciągnąłem w swą pierś młodoludą...
Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/129
This page has been proofread.
125