TRÓJCA.
Przedziwny miałem sen:
W mgły złotej ciszę
Spowitym rankiem, gdy trawę kołysze
Wiew miękki, kwiaty potrącając w rosach:
Pośród rozśpiewu skowronków w niebiosach
I miodnych brzęków pszczół, szedł miedzy smugą
Starzec odziany w śnieżną szatę długą,
A przy nim piękne dziecię złotowłose
Kroczyło w bieli niewinne i bose,
A powiew, który niósł ziół wonie świeże,
Pieścił ich srebrne i złote kędzierze.
U ramion dziecka, wpuszczoną pod paszki,
Błękitną wstążką z niem związan, nieważki
Gołąb się białym ponosił obłokiem
I tak zestrajał swój lot z dziecka krokiem,
Że modrookie dziecko z jasnem czołem
Zdało się ziemskim, skrzydlatym aniołem.
U szyi starca nagiej i od słońca
Na bronz spalonej, którą broda drżąca
Chlubą siwizny kryła najsędziwszej,
Zwisał, łagodnym splotem ją owiwszy,
wąż, zwierz mądrości i błyskał głębokiem,
Jak szmaragdowy klejnot ciemnem okiem.