Niesione lekką gołębia przestrogą
Dziecko odważnie beztroską szło nogą,
Głogi i ciernie omijając zbliska:
I trawą skryte, zdradne kretowiska.
Starzec zaś, niby na kiju, się wspiera
Na starym mieczu, któremu rdza zżera
Połysk chwalebny. Ale ostrze broni,
Choć w szczerb różańcu, grozi raną dłoni
Odwykłej zdawna od ciosów, co sieką —
Więc je dzierżyła ostrożnie, daleko.
Dziecko, wspierając skroń o starca biodro,
Ciekawie przed się patrzyło w dal modrą,
Starzec zaś bacznie wstecz wracał źrenicą.
Jedną szli drogą i jedną ich lico
Zdało się mową, choć duszami dwiema
Ciągle myśleli o kimś, kogo niema.
A gdy się drogą znużyli daleką,
Siedli pod kwietną jabłonki opieką
I odgarnąwszy włos zwilgły w pochodzie,
Milcząc w marzącym spoczywali chłodzie.
Na szyi starca wąż w sen zapadł w cieniu,
Gołąb spał biały na dziecka ramieniu,
A między nimi, w środku, miecz legł nagi.
Dziecko patrzyło wdał wzrokiem uwagi,
Starzec wstecz zasię niespokojnie, czujnie...
Coś jakby czystą ich mąciło spójnię:
Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/152
This page has been proofread.
148