W oczach mgła niby, gdy szybę odymi...
Zda się, że brakło kogoś między nimi...
A między nimi leżał miecz samotny.
I rzekło dziecko po chwili przelotnej:
„Powiedz mi piękną bajkę, srebrny dziadku“.
Zadrżała broda starca w płynnym spadku.
Rzekł, jakby pragnąc złęj myśli się zarzec:
„Idziemy, ty i ja, dziecko i starzec,
Jak piękny życia początek i koniec;
Ty jako jutra tajemnego goniec,
Ja szczęt wczorajszych dni. W mgły złotej ciszę
Spowitym rankiem, gdy trawę kołysze
Wiew miękki, kwiaty potrącając w rosach,
Idziem wśród śpiewu skowronków w niebiosach
I miodnych brzęków pszczół...“
Lecz rzecze dziecię:
„Nie o nas, dziadku, mów. Nie o nas przecie.
Lecz baśń mi powiedz o kimś, kogo niema.“
Tknął starzec miecza rękami obiema
I szepnął smutno: „Niema go. We dwoje
Idziemy jeno łąką, dziecię moje,
Jak piękny życia początek i koniec.
Gdzie ten — lub choćby jego zwiastun, goniec —
Gdzie ten, co między końcem i początkiem?
Tyś snem jutrzejszym, jam wczorajszym szczątkiem...
Słyszysz, co o nas wiew w trawach szeleszcze?
Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/153
This page has been proofread.
149