A gdy się słońce chowało za bory,
Gdy mrok dłoń ludziom na oczach i duszy
Kładzie, a zdali płynie śpiew pastuszy
I granie świerszczy, znużeni podróżni
U wrót przydrożnej przystanęli kuźni,
Gdzie czarny kowal w stal czerwoną, z tryskiem
Iskier, bił młota błękitnym połyskiem.
I zapytali przystając woddalu:
„Powiedz nam czarny i dobry kowalu,
Dla kogo kułeś ten miecz, dzierżąc kleszcze,
I kto nim władał i czy żyje jeszcze?“
Rzekł czarny kowal, ociekając potem
I o kowadło wspierając się młotem:
„Miecz ten wykułem, kiedy, młody, we dnie
I w nocy śniłem święta w dni powszednie —
O wielkich czynach i rycerzach baśnie,
Które nieprawdą są. Tak, ten miecz właśnie.
A kto nim władał, nie umarł, jest żywy...
Kupił go zbrodniarz ode mnie straszliwy,
Który nim zabił w lesie, ze zdradziecka,
Moc ludzi. Zbójca, miał odwagę dziecka,
Co, wstecz nie patrząc, śmiałą kroczy nogą;
Mądrość miał starca, który dróg zszedł mnogo,
Nawiedzał śmierci i narodzin leża,
Moc zaś i wolę miał męża-rycerza,
Którego dłoni chcieć, to już móc znaczy.
Na mieczu rdza to krew... Niech Bóg przebaczy!...
Zbrodniarz dziś siedzi w kajdanach w więzieniu...“
Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/156
This page has been proofread.
152