Gdy starzec zakrył twarz i płakał w cieniu,
Dziecko na piętach siedząc i kolanach
Myślało jednak, że zbrodniarz w kajdanach
Musi być chorym ogromnie rycerzem,
że działał czyny złe dobrym koncerzem.
I starzec dziecka dłoń ujmując wolno,
Ruszył z niem dalej w zamierzchłą dal polną
Mówiąc: „Chodź! Jego braknie między nami...“
Szli długo, długo drogami, lasami,
Aż odnaleźli więzienie zbrodnicze.
A gdy z za kraty wyjrzało oblicze
Więźnia, rzekł starzec: „Słysz, bracie, co-ć rzeczem.
Zdziałałeś bardzo złe rzeczy tym mieczem,
Którym moc miałeś spełniać piękne czyny,
Boś jest odważny, jak dziecko bez winy,
Co wstecz nie patrząc, śmiałą kroczy nogą;
Mądryś, jak starzec, który dróg zszedł mnogo,
Nawiedzał śmierci i narodzin leża;
Moc zaś i wolę masz męża-rycerza,
Którego dłoni chcieć, to już móc znaczy.
Będziemy czekać tu, dwoje tułaczy,
Aż będziesz znowu wolny, jak my sami,
I pójdziem społem, a ty między nami.
Tymczasem będziem prawić tobie baśnie,
Bo tylko przeto zabiłeś tym właśnie
Mieczem tak wiele ludzi w ciemnym lesie,
Boś nie znał baśni i myślał, że niesie
Jeno nieprawdę...“
Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/157
This page has been proofread.
153