POKUTNIK.
Z tykwą na kiju, w szarej włosienicy,
Przez czarne lasy i płowe ugory,
Do świętej, ojcze, przychodzę stolicy,
Ciągnąc za sobą swych grzechów wieczory.
Niespane, długie mych pożądań noce,
Wściekłe marzeniem o szalach rozpusty,
Wlokę za śladem swych stóp po opoce,
Jako zrywane w śnie z jej ciała chusty.
W piersi swej miałem bezsenności kaźnię,
Gdzie serce wiło się wśród mąk i zgrzytu
W pożodze, która pali wyobraźnię
Głodem dzikiego wiecznie niedosytu.
Poiłem sny swe pełną jadu czarą,
Trucizną mętów czarną i przeklętą,
Byłem rozwięzłych widm dziką pieczarą,
Gdzie czarownice święcą chutne święto.
Byłem zamkniętą parnej żądzy wieżą,
Gdzie ciało sabat odprawia nagości
Ponad zawrotną obłędu rubieżą,
Pełną czerwonych róż, czaszek i kości.