co ginęli, którzy szli, bez gadań, poprostu, jak kamienie rzucane na szaniec, milczący poeci narodowego rewolucyjnego czynu, ani wszyscy, dzisiejsi, od dwóch lat, co krwią zasiewają ojczystą niwę, ci czynem modlący się o nowy dla kraju czas — nigdyby nikt z tych nie zagadnął, nie pomyślał, nie poczuł nawet tego, co dopiero Narodowi Demokraci wymyślili, poznali, a co przecież tak ważne: lojalności względem Ojczyzny!
Czy jednak naprawdę, czy aby Polska jest owem ciemnem, ukrytem bóstwem w tym nietyle narodowym, ile wyborczym, i nietyle w kościele (poco tak szumnie, tak zagadkowo, tak nielojalnie: ecclesia una est, kościół jest jeden, powszechny itd., mówi każdy katechizm...) — bo wprost w kramiku, w handlu wyborczym? To pytanie nieprzyjemne trzeba zadać. Posłowie dumy wszechrosyjskiej podpiszą znowu własnoręcznie »wierność jego I. M. Samowładzcy Wszechrosyi«, i pamiętać będą »((Roz|tylko}} o dobru i korzyściach Rosyi«[1]. Więc już dziś mówią: nie będziemy łamali rąk z rozpaczy nad tem upokorzeniem ostatecznem; wieleż ich było! Zresztą ani jednego czynnego wystąpienia za usamodzielnieniem kraju. Teraz p. Balicki wyraźnie orzekł: kwestye stronnictw schodzą na plan drugi (pod przewodnictwem N. D.), spawa wywalczenia autonomii jest jedyną potrzebą, rzeczą powszechną, decydującym o wszelkiej robocie celem.
Tu właśnie, gdy chodzi o grunt rzeczy, plącze się niejasno sprawa. P. Guczkow ogłosił o pertraktacyach polskich i że Polacy w pewnych warunkach itd. autonomii się zrzekną. I Koło Polskie w zachowaniu się swojem w Petersburgu nie zdaje się być zupełnie od takich zarzutów czystem. Tym razem jednak odrzekło się uroczyście. N. D. takoż. Agencya Petersburska wskazała wówczas na szlachtę mohylowską: ta umyła ręce: mówiliśmy, ale po pierwsze, nie ze związkiem 30 października (może więc z »Pokojowem Odrodzeniem!«), po drugie, chodziło tu o szlachtę miejscową, ruską, po trzecie, wogóle nie mówiliśmy. Coś, jak z tym dzbanem: dzbana nie było, wcale się on nie zbił, ucho się utrąciło.
Nie myślimy tej gmatwaniny rozplątać, bo, istotnie łatwem to nie jest. Stale jednak taktyką N. D. jest rzeczy na ten ład sprawiać: nigdzie jej właściwie niema. Daje się dowody: pierwszy, drugi: ależ nic podobnego, to nie my. Jest wprost zupełna anarchia odpowiedzialności moralnej i politycznej w tem stronnictwie. Całe szeregi różnych taktyk,
- ↑ Dosłowny tekst deklaracyi, zaprzysięganej przez członków Dumy. N. D. zachowuje w całej tej kwestyi wciąż dyskretne milczenie. Jeden tylko p. Studnicki (Boże, chroń mnie od moich przyjaciół! może powiedzieć N. D.) przyczynił się choć trochę do wyjaśnienia sprawy podpisów polskich. Por. Naród a Państwo. Nr. 1.