Ale kiedy nocny powiew ostudził mu rozpalone czoło, świeże wrażenia wracały. Czuł znowu dotknięcie drobnych palców na swojej skroni, ciepło drżącego w jego ramieniu ciała, widział niebieskie źrenice, spoglądające na niego z niepokojem. Tak, nie mógł wątpić dłużej! Popełnił to, czego się zarzekał najbardziej.
On, nędzarz, wyrobnik, z wysuszonem sercem i znużoną duszą, poważył się podać dłoń tej pięknej, młodziutkiej, czystej jak kropla porannej rosy dzieweczce. Podał jej dłoń i poprowadził ją do mrocznych nizin ubóstwa, tam, gdzie się walczy bez nadziei zwycięztwa, gdzie się wciąż sączy potok krwawego potu, gdzie umysł gaśnie, a ręka sięgająca po kawał chleba, opada bezsilna... Ażeby uczynić coś podobnego, trzeba być pospolitym zbrodniarzem, albo człowiekiem gotowym deptać z zimną krwią najpiękniejsze kwiaty w bezmyślnej, egoistycznej pogoni za użyciem. Ten sam szatan,