Zapanowało kłopotliwe milczenie, on czuł, że mu pod temi spojrzeniami na twarz wykwita rumieniec.
— At, stare i znane historye, — mówił dalej, jakby się chciał oczyścić z niesłusznych podejrzeń. — Ciężko, oj ciężko było! Dzicz, pustynia, nędza, choroba, tęsknota, zdawało mi się, że już nigdy do kraju nie powrócę! Z rozpaczy to i złe zamiary przychodziły do głowy. To najgorszy wróg, zła myśl. Odganiałem ją pracą, o, bo proszę państwa, praca, ciężka praca, to najlepsze lekarstwo na takie dolegliwości duszy. Krzepi ciało i ducha! Dzięki jej, przecierpiałem co było trzeba przecierpieć i wracam, silny, choć osiwiały, i nie bez grosza w kieszeni.
W błyszczących, zmęczonych oczach błysnęła mu iskra tryumfującej radości; wyprostował przygarbioną postać i badał, jakie wrażenie wywołały jego słowa. Bo czyż nie miał prawa być dumnym z siebie?! Pokonał silną wolą słabe ciało, podtrzymał rozpływającą się w tęsknocie duszę i świeży jeszcze, niezależny, wraca do kraju, zapomniawszy o minionych bólach, o zwalczonych pokusach, o całym szeregu czarnych dni, nieprzespanych nocy, przynosi natomiast wszystkie kwiaty swojego serca, jeszcze wonniejsze, jeszcze pełniejsze, bo zroszone ożywczym znojem i gorzkiemi łzami.
Ale twarze rodaków, ścięte obojętnością, jak wody zimowym chłodem, nie wyrażały nic! Chuda dama rzucała na mówiącego świdrujące spojrzenia, jakby pragnęła wpić mu się niemi w duszę i odczytać w nich prawdę.