Ale prawda, nie robiłeś pan osobiście inwentarza, więc nikt, a tembardziej ja, nie przypisuję panu winy.
Ten wstęp zwiastował coś niedobrego.
— Czy jakie nadużycia znowu? — zagadnął pan Stanisław, czując, że się rumieni pomimowoli.
— Niestety — potwierdził szef poważnie. — Zdawało mi się, że zdołałem otoczyć się ludźmi ze wszech miar zasługującymi na zaufanie, starałem się przynajmniej o takich, tembardziej więc boleję, żem się na jednym z nich zawiódł. Wyobraź pan sobie, wczoraj wieczorem tknięty jakby przeczuciem, wchodzę do magazynu tak bez żadnego celu i machinalnie rozglądam się po pułkach. Nigdy przecie tego nie robię! Aż nagle za jedną ze skrzynek spostrzegam paczkę, która wydała mi się podejrzaną, roztwieram ją i znajduję świeżo wyrobionego towaru za kilkanaście rubli. Na razie sądziłem, że to nie wyekspedyowany obstalunek jakiego drobnego odbiorcy naszego, wracam więc do kantoru i sprawdzam w książce. Żadnego podobnego obstalunku nie było i pan go nie zapisałeś. Rozumie pan? I cóż pan na to?
— A magazyn był zamknięty?
— Ma się rozumieć. Niecki oddał mi jak zwykle klucz, wychodząc. Posłałem natychmiast stróża po niego i zapytałem, co to za paczka. Nie robiłem ceremonii, bom był prawie pewny, że ten człowiek, o którym miałem jaknajlepsze przekonanie, niestety, umaczał w tem palce. Powiedział mi ni to, ni owo, niedorzeczności. W jego przytomności, przy pomocy stróża, sprawdziłem kilkanaście paczek i w trzech