okazały się braki. W nienapoczętych, czy pan uważa? Wobec tego nędznik przyznał się...
Chojowskiego ta wiadomość ścięła z nóg poprostu, nigdy by nie dał wiary, że Niecki, ten skromny, pracowity Niecki, którego miano za wzór punktualności i sumienności w wypełnianiu obowiązków, mógł popełnić nadużycie, kradzież, bo jak to inaczej nazwać? Wstyd mu palił policzki, młodzieniec czuł bowiem doskonale, że część tej niesławy spada na wszystkich pracowników kantorowych.
— Przyznał się? — powtórzył głucho.
— Do wszystkiego. Od pół roku wynosił pokryjomu towar i w przybliżenia naraził nas na stratę kilkuset rubli, ba, może i większą. Musisz pan zrobić inwentarz, żebyśmy ocenili ją ściślej. Tłómaczył się, że go nędza do tego zmusiła. Nędza, słyszy pan, ten człowiek, pobierający czterdzieści rubli pensyi miesięcznej, śmie tłómaczyć się nędzą! Pan go znałeś lepiej, aniżeli ja, więc powinieneś pan wiedzieć. Może grał w totalizatora, albo hulał? Nigdy bowiem nie uwierzę, żeby czterdzieści rubli pojedyńczemu człowiekowi nie wystarczyło!
— Utrzymywał podobno rodzinę: starą matkę i dwie siostry — wtrącił nieśmiało Chojowski.
— To nikogo nie tłómaczy, że ma siostry i matkę, proszę pana.
— Zapewne.
— Wie pan, miałem nawet zamiar podwyższyć mu cokolwiek od Nowego Roku — mówił dalej fabrykant z goryczą — bo nie był to człowiek