Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/224

This page has been proofread.

spojrzeniu coś czego nie potrafiłabym określić, ale co mnie prawie obraża. Nie lubię jak mi się tak ludzie przyglądają.

— Zdaje ci się może... — bronił Leona Chojowski. — Komirowski jest bardzo wykształconym i przyjemnym.

— Tego nie potrafię ocenić.

— Powiedziałbym nawet, rozumnym.

— Ale jego rozum jest jak zorza północna, która mieni się wszystkiemi barwami tęczy i wzrok upaja, ale nie stopi ani jednej grudki pokrywających ziemię lodów. Z jego wykształcenia i talentów nikt nie odniesie pożytku, bo serce ma jak głaz. Mówi przez godzinę, a nie powiedział jeszcze nic, co by do niego pociągnęło. Zresztą co on sobie robić może z mojego zdania! Wiem przecie dobrze, że nie znam się na ludziach, bo ich widziałam w życiu mojem tak mało...

Młody Komirowski jakby przeczuwał ten instynktowny wstręt Ludmiły do siebie. W oczach dzieweczki było nawet coś co go odpychało i co niemile drażniło jego miłość własną. Postanowił więc zmienić to usposobienie i przysiadł się do niej przy herbacie.

— Czy pani lubi sztukę? — zagadnął znienacka.

— Czy lubię? — powtórzyła, spoglądając nań zdziwionemi oczyma. — Przyznam się panu, że nie znam tego rodzaju wyrażenia, a nawet nie używam go sama... Ale co do sztuki, to ją uważam za odbicie piękna natury w duszy człowieka, a ponieważ dzieła natury są wielkie, więc i dzieła sztuki robią na mnie zawsze wrażenie.

216