Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/234

This page has been proofread.

jakiego dyplomu zasługi albo krzyża! Tak, tak, inne czasy przyszły i to ponoć nietylko u nas, ale i w całej Europie ludzie gonią za użyciem i za chwilkę przyjemną dyabłu by duszę zaprzedali.

— A jednak musi ojciec przyznać, że pieniądz to potęga! — przerwał Leon. — Społeczeństwo zamożne może się kształcić, cywilizować. Samego kierunku nie podobna więc naganiać. A co do tego, że Warszawa się zmieniła, wytłómaczę to bardzo prosto: urosła i tyle. Są w niej tacy i owacy. Pachną kosmopolityzmem, powiada ojciec. Podług mnie to właśnie dowodzi, że się powolutku równamy z Europą, żeśmy się przestali zasklepiać, jak ostryga w skorupie, że i nas porwał wartki potok życia wszechświatowego. Potępiać ludzi za to, że starają się nie być nędzarzami, to doprawdy ryzykowne trochę! Dziś są oni jeszcze dorobkiewiczami, ale za x lat zamienią się na protektorów społeczeństwa, będą popierali sztukę, zakładali muzea, akademie, jednem słowem, ucywilizują nas! Co do mnie, ta dzisiejsza Warszawa, tętniąca życiem, nie ograniczająca się na tak zwanem życiu rodzinnem, Ćwicząca siły w sportach, trzeźwa, wyrzekająca się mrzonek, nie zapatrzona, jak zrujnowany panek, w swoją minioną świetność, ta Warszawa, dążąca wytrwale do kultury, robi na mnie wrażenie sympatyczne i pogodziłbym się z nią może, gdyby ta jej kultura stała się nie polorem, ale rzeczywistością. Czy to nie skandal, żeby takie wielkie miasto, rosnące jak na drożdżach, nie zdobyło się dotąd na muzea sztuk pięknych, na akademię?

— Dość jednostronnie pojmuje pan kulturę — odezwał się milczący dotąd Chojowski. — Czy podług pana niema nic ważniejszego ponad tak zwaną kulturę?

226