Tolerancja (2004)
by Anna Myszyńska
280393Tolerancja2004Anna Myszyńska

Bez tą chabernica, coch wom łostatnio rozprawiała nie stykło już czasu w gazecie, coby se jeszcze rołz cołfnąć do tej sztuki „Rajmund i Julka” wedle Szekspira, to chcał to zrobić dzisiej, bo u mnie zwioła sie „Bogdan i Anka” i nie była to sztuka, jyno samo życie, co zaczło se gynał 50 lołt tymu i nie było na szczeście takoł tragedioł. Choć ech była pierszą dziołchą z mojej wsi, coch szła do polskich szkół, a potyj se jeszcze za Polołka wydała, toch jednak miała wielkie szczeście, iż mój foter i siostra, co mi zastępowała mutrał byli tolerancyjni. Feste łoklepany wyraz - ni? A co to iberchaupt jest ta tolerancja tak genał, chtoroł my tak radzi szastomy na wszystkie strony przy każdej sposobności.

Łodpowiedź przeczyjtałach nie w mądrych książkach, jyno wyciągłach z mojego życioł, a niedołwno przeczytałach też jeszcze na zakurzonyj plakacie, co wisi w łoknie u nołs w mieście. Miedzy tymi pajołczynoma pisało, iż tolerancyjoł to wyrozumiałość wobec cudzych zachowań, poglądów, postaw i wierzeń, które różnią sie od naszych własnych, a nawet mogą być z nimi sprzeczne. Zajś trochał nieskorzy słyszałach w radiu, iże tolerancja pochodzi od słowa toleron, co zajś znaczy cierpienie z powodu przyjęcia sprzecznych z nami poglądów. I teraz przyjda na ten punkt.

Mój chop nie był ślązołk i mój foter i siostra skuli tego cierpieli, a jednak w mroźny dzień stycznia 1960 roku w śniegu siedli na koło, choć mieli już wtedy 72 lata, jechali na banał do Dobrego i przyjechali do Białej na nasz ślub kościelny. Byli krom świadków jedyny naszyj gościał, bo wesela my nie robiyli. Nie dostali ekstra kolorowego zaproszenia, złotymi literoma zapisany, nie przywieźli wielkiego bukietu kwiołtków, abo geszenku, przywieźli coś wiąłcyj. Przywieźli siebie i błogosławieństwo. Druga strona też była tolerancyjnoł i bysztimt też cierpiała, ale starszy brat mojego boł noł za świadka. Przyjechał z drugiej strony, z Nysy do Białej tą samą bimelbaną co foter, jyno w Prudniku musioł se przesiadać. Po ślubie i małyj fajerze nieskoro na wieczór mody państwo tzn. Bogdan i joł, łodkludziyli my łobu chopów na banał. Kożdy jechoł we swoja strona, a my dwaj łostali i wiedzieli, iż coby se nie stało, na łobie rodziny możemy liczyć w biedzie.

Przypominoł se też słowa mojego szwigra, co rołz padoł, trzymaj se syjnu tej Niemki, bo jej dobrze z oczu patrzy. I to jest richtich tolerancja, jak połrał miesięcy po naszyj ślubie foter zajś przyjechali do nołs, mieszkali my stedy komorą w dwóch izbach i padali, iż Marika, moja siostra, by mie rada wypłaciła, tzn chciała mi dać moją dzieliznał. Ale jako praktyczny Ślązołk zaraz dodali, to możno byście coś zbudowali. Przedstołwcie se to, Niemiec chce dać Polołkowi z wielkij trudał uszporowany po wojnie piniondze i choć ło nich żołdyn tu nie padał nic dobrygo, a nołmyni, że są rozbotni. Do dzisiej ształnuja, jak umieli tak zawierzyć, przecał wtedy żołdyn tu nic nie budował. Mój chop se tak napołlił do tygo budowania i tak do podziwu silał przy tyj som robiył, iż za trzy lata mogli my jużprzeciągnąć do nowego. Był to pierwszy dom zbudowany w Białej po wojnie. Pierwszy fajer w nij był na roczek naszego drugiego synka. Foter też przyjechali, wszystko połoglądali, bardzo byli radzi, iże my pieniędzy nie zmitrażyli, ale jak kukli do łązienki i widzieli też tał ustęp, weźli mie na bok i padali: no chajziel, eście se też mogli na dworze zbudować. Potyj jeszcze rok żyli w tyj czasie byli u nołs czałsto, choć już nie umieli, wdycko coś tał kole chałupy jachrali. A dzieci łod siostry były tu jak dóma. Ujek tela ciekawych rzeczy umioł i nigdy ich nie wyśmioł jak po śląsku rządziyli. Garneli se tyż do nołs kuziny i kuzyngowie z łobuch stron, a teraz ich dzieci. Wszystkim se podoboł nasz trójkulturowy dom.

Choć ujka już nie ma, wspomnienia i telerancja łostała do dzisiej.


This work is licensed under the Creative Commons Attribution 4.0 International (CC BY 4.0) license