Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 102 ]
XVIII.

 Nakazawszy milczenie oskarżonemu, pułkownik pochylił się ku komendantowi, siedzącemu po prawej stronie i szepnął doń coś z cicha.
 Na to wezwanie komendant położył przed nim dwa arkusze stemplowego papieru, na którym wypisane były nazwiska i wskazał palcem na Serwacego Duplat, podkreślonego dwa razy.
 Obok tego nazwiska, na marginesie wypisane były czerwonym atramentem te słowa:

 „Serwacy Duplat, kapitan związkowych, dowodzący posterunkiem przy bramie Près-Saint-Gervais, zręcznym podstępem, z narażeniem życia otworzył to wejście Jenerałowi Vinoy“.

 W rubryce zaś uwag, nakreślonych ręką jenerala Valentin, dyrektora służby bezpieczeństwa podczas oblężenia i Kommuny, zanotowano:

 „Nie ufać temu człowiekowi, gdyby przywodził ów czyn na swoją obronę, poczynić mu jednak pewne ulgi w wyroku, gdyby to było możebnem“.

 Spieszymy wyjaśnić dla czego powyższe uwagi znajdowały się obok nazwiska Duplat’a zamieszczonego wśród z obwinionych, którzy tegoż dnia mieli stanąć przed sądem wojennym. [ 103 ] Wszelkie protokuły, dostarczone przez agentów, koncentrowały się w jeneralnym wydziale śledczym, którego głównym kierownikiem był Merlin, jeden z najzdolniejszych najzręczniejszych członków tego biura.
 Owóż odczytując powyższe raporty, dowiedział się on o przyaresztowaniu Duplat’a u Palmiry w Champigny i tym razem jeszcze postanowił ocalić mu życie. W tym celu więc powiadomił sędziów o przysłudze tego kapitana Związkowych, oddanej przezeń wojskom regularnym, ułatwiając im wejście od strony Saint-Gervais.
 Duplat drżał z przestrachu, podczas gdy każdy z sędziów odczytywał kolejno zamieszczone w papierach powyższe notatki.
 Miałyżby tam być jakieś nowe zarzuty wymierzone w ostatniej chwili przeciw niemu?
 Pot spływał mu po czole kroplami. Owe pięć minut milczenia jakie zapanowały na sali wojennego sądu, zdawały mu się być wiekami.
 Nie oddychał prawie; nie był w stanie wymówić jednego słowa, usta miał zeschnięte a język mu drgał, poruszony nerwowem drżeniem.
 Pierwsze wyrazy wygłoszone po owem strasznem milczeniu, czyliż nie będą dla niego wyrokiem śmierci?
 Oczekiwanie to i niepewność, równały się katuszom bez miary.
 Prezydujący położył wreszcie ów papier na biórku, zwrócony sobie przez sędziów, a po krótkiej cichej z niemi naradzie, wygłosił te słowa:

 W imieniu Rzeczypospolitej Francuzkiej, w imieniu powierzonej nam władzy, Rada wojenna, przebywająca w Wersalu, w dniu 7 Czerwca, 1871 roku, zebrana dla osądzenia Kommunistów, skazuje Serwacego Duplat’a na deportacyę, z osadzeniem go w twierdzy“.

 Po tych słowach oskarżony uczuł, jak gdyby ciężar uciskający mu piersi, znikł nagle. Pochylił głowę w milczeniu, a serce napełniała mu radość.
[ 104 ] To wygnanie, było dlań życiem! Uniknął doraźnego rozstrzelania!
 — A amnestya? — mówił sobie w myśli. — Wszak ona nastąpi niezadługo? Niechaj mnie wyślą na koniec świata, żartuję sobie z tego!... Wiem, że powrócę!
 W kilka dni później szedł prowadzony pod konwojem z gromadą zawyrokowanych ku Belle-Isle, gdzie wsadzony wraz z trzystoma towarzyszami na wojenną fregatę „Danae“ płynął do Nowej Kaledonii.
 Porozmieszczano ich częściowo na wyspach Pius, Noumea, na wyspie Nou i Ducos, gdzie mieli przebywać oczekując ułaskawienia.
 Gilbert Rollin, dowiedziawszy się o tak lekkim zawyrokowaniu Duplat’a, niezadowolony był z tego, spodziewał się dlań bowiem wyroku śmierci. Bądź co bądź, mówił sobie iż teraz niepotrzebuje już go się obawiać.

∗             ∗

 W piewszych zaraz początkach oblężenia Paryża to jest w dniu 15 Września 1870 roku, powznoszono ambulanse dla rannych we wszystkich okręgach.
 Jedne pozakładane zostały kosztem miasta, inne z prywatnych funduszów i składek.
 Wszyscy starali się zapewnić schronienie ranionym żołnierzom, przewidywano albowiem, że walka będzie długą, zacięta.
 Liczba powywieszanych w oknach białych chorągwi, z czerwonym krzyżem, zwiększała się codziennie, każdy bowiem spieszył oddać część swego mieszkania na użytek ofiar wojny.
 Wielu ludzi z tych białych ambulansowych chorągwi tworzyło dla siebie ochronę, na wypadek, gdyby Prusacy weszli do Paryża, inni umieszczali się na posługę w ambulansach, aby uniknąć pełnienia obowiązków w Gwardyi Narodowej.
 Nazywano ich szyderczo „Kawalerami Krzyża“ od czapek, ozdobionych czerwonym krzyżem, w jakich paradowali po Paryżu.
[ 105 ] W nocy, z dnia 27 na 28 Maja, około godziny trzeciej nad ranem, kompanja marynarzów, pod dowództwem kapitana de Kernoël, przyszła do ambulansu przy ulicy Servan.
 Dyrektor sam drzwi otworzył prowadzącym ją oficerom.
 Było to podczas ostatnich utarczek pomiędzy armiją Wersalską a oszołomionymi żołnierzami Kommuny. Liczba ranionych należących do obu partyj, zwiększała się z dniem każdym.
 Pomiędzy ranionymi znajdowały się dwie kobiety. Trzecią wkrótce przynieśli marynarze kapitana de Kernoël.
 Była to Joanna Rivat.
 Nikt nie znał jej nazwiska, skutkiem czego niezapisana została w księgach ambulansowych. Zresztą wobec panującego nieładu w tej strasznej nocy, brakowało czasu do zapisywania przybywających.
 Dozorca szpitalny kazał położyć chorą na materacu, na ziemi, gdzie pierwszy opatrunek został jej udzielonym.
 W dniu 28 Maja, w południe, wojskowi chirurgowie i lekarze cywilni, przyszli zwiedzić ambulans.
 Wskutek wielkiego nagromadzenia się chorych obszerne sale szkoły, oddane na ten użytek, okazały się na zbyt szczupłemi, a tym sposobem, nie przedstawiały należytych warunków hygieny.
 Chirurg major, komenderujący służba zdrowia, kazał je opróżnić jak najśpieszniej, rozsełając wszystkich ranionych do szpitali wojskowych i cywilnych Paryża.
 Nazajutrz wieczorem, Joanna Rivat, raniona w głowę, palona gorączką, bezprzytomna, a ztąd niemogąca dać o sobie żadnego objaśnienia, została zapisana pod nazwiskiem: „Nieznanej“ i przeniesiona do szpitala Miłosierdzia przy ulicy Lacepede, umieszczona na sali Trousseau zajęła łóżko pod 17 numerem.
 Biedna kobieta znajdowała się w opłakanym stanie. Zaledwie pobieżnie zająć się nią zdołano w ambulansie przy ulicy Servan. Powstrzymano krwotok, dano jej się napić trochę ziółek dla ugaszenia pragnienia, ot wszystko, co jej na razie udzielonem być mogło.
 Praktykant medyczny, znajdujący się w szpitalu Miłosierdzia, który obowiązanym był ją przyjąć wraz z in[ 106 ]nemi nieznanemi jak ona kobietami, zbadał szczegółowo jej rany.
 Poniżej czoła, w pobliżu brwi, znajdowało się długie acz nie głębokie zadraśnięcie. Było to drobnostką, ale na wierzchu głowy znajdowała się rana spowodowana wybuchem odłamu kartacza, która naruszyła kostną część czaszki.
 Tu leżało niebezpieczeństwo.
 W oczekiwaniu wizyty doktora Besson, kierującego oddziałem szpitalnym, w jakim Joanna się znajdowała, asystent medyczny zrobił opatrunek rany, zarządził uspokajające lekarstwo dla powstrzymania wzmagającej się gorączki.
 Nazajutrz przybyły doktór, rozpoczął badanie chorych, przyniesionych dnia poprzedniego wieczorem do jego szpitalnego odziału.
 Wyborny lekarz, zręczny chirurg, pracował niezmordowanie, a znalazłszy wyjątkowe niebezpieczeństwo, walczył z całem poświęceniem nad jego pokonaniem.
 Nie ufając ani dyagnozie, ani szczegółom zamieszczanym w raportach swego pomocnika chciał widzieć wszystko własnemi oczyma.
 Rana zadana Joannie, ze względów chirurgicznych mocno go zajęła. Czaszka albowiem przedziurawiona została.
 Pomimo niemożności na tę chwilę sondowania rany bez niebezpieczeństwa, lekarz powziął stanowcze postanowienie.
 Należało przedewszystkiem przekonać się, gdzie spoczywał odłam granatu, który naruszył czaszkę, a na to zapytanie nie można było natychmiast odpowiedzieć.
 Czekać było trzeba na stopniowe zmniejszenie się zaognienia rany, któreby pozwoliło dopełnić sondowania i przekonać się o uszkodzeniach jakie odłam wewnątrz dokonał.
 Doktór Besson wobec powyższych nieprzełamanych przeszkód, musiał poprzestać na przepisaniu okładów, powstrzymujących zaognienie rany, poczem opuścił łóżko pod 17 numerem, przeszedłszy do innej chorej.
[ 107 ] Skoro ksiądz Raul d’Areynes, wyszedłszy z ogólnego obezwładnienia, w jakiem przez osiem dni pogrążony walczył pomiędzy życiem a śmiercią, zdołał zebrać swe myśli i zrozumieć co się dzieje w około niego, doktor Leblond wraz z żoną i starą Magdaleną znajdowali się przy jego łożu.
 Każde z nich oczekiwało z trwogą nadejścia kryzysu, przepowiedzianego naprzód przez byłego wojskowego chirurga, ponieważ od tego kryzysu zależało życie wikarego.
 Gdyby nastąpił gwałtowny, mółgby go zabić, łagodny przeciwnie, przyniósłby oznakę niechybnego uzdrowienia.
 Czegóż więc było petrzeba ażeby w tym drugim a tyle pożądanym stopniu on się objawił?
 Potrzeba było ażeby chory leżał spokojnie, najmniejsze bowiom poruszenie mogło zniweczyć w oka mgnieniu otrzymane już rezultaty, to znaczy zabliźnienie się wewnętrznych uszkodzeń spowodowanych kulą wystrzału. Co więcej, było potrzeba ażeby chory nie wymówił ani jednego słowa i niedoznał najmniejszego wzruszenia. Wszelkie wstrząśnienie nerwowego systemu i oddechowych organów, przedstawiało groźne niebezpieczeństwo w obec którego sztuka lekarska znalazłaby się bezsilną.
 Odzyskawszy przytomność po tak długo zaćmionym umyśle gorączką, ksiądz d’Areynes spojrzał w około siebie, zrazu niepewnym, a następnie badawczym wzrokiem.
 Poznawszy swój pokój, widząc starą sługę, pojawiły mu się z razu pomięszane wspomnienia, jakie po chwili rozjaśniać się zaczęły.
 Pan Leblond, śledzący to rozbudzenie się działań mózgowych, zrozumiał pracę jaka się odbywała w umyśle wikarego.
 Trzeba było jak najprędzej przerwać takową.
 — Nie dziw się pan niczemu, kochany księże Raulu — rzekł z ojcowską tkliwością. — Nie badaj o nic swojej pamięci, nie natężaj myśli, a nade wszystko mówić ci zabraniam! Jeżeli chcesz żyć, a od ciebie to teraz zależy, bądź mi posłuszny we wszystkiem! Nie są to rady doktora, ale stanowcze rozkazy twojego przyjaciela, który cię wziął w swoją opiekę i przysiągł, że cię ocali! Aż do chwili nowych mych rozporządzeń, pozwól mi mówić i myśleć za [ 108 ]ciebie. Żądam tego w imieniu tych, którzy cię kochają i którzy stwierdzili to swoim dla ciebie poświęceniem.
 Ksiądz d’Areynes wysłuchał słów doktora w uroczystem milczeniu.
 Odpowiedział mu spojrzeniem pełnem wdzięczności, lecz nieporuszył się, nie wyrzekł jednego słowa. Zrozumiał znaczenie tego rozkazu.
 — Zostałeś ranionym niebezpiecznie, biedny mój przyjacielu — mówił dalej chirurg. — Kula przeszyła ci na wskroś piersi. Cudem prawdziwie, że żyjesz! Spokój bezwarunkowy i absolutne milczenie, mogą przyśpieszyć twój powrót do zdrowia, pod którym to względem jesteśmy na dobrej drodze. Wymagam tylko bezwarunkowego posłuszeństwa, a biorę za wszystko na siebie odpowiedzialność.
 Dwie łzy spłynęły na policzki chorego.
 Uścisnął lekko rękę doktora, lecz jednocześnie przestąpił nakaz sobie wydany.
 — Mój stryj wyszepnął, zaledwie dosłyszanym głosem.
 Leblond, rzucił się gniewny.
 — Nie mów!... nic niemów!... zaklinam! — zawołał. — Żadnych wzruszeń, żadnych niepokojów, żadnych obaw! Skoro nastąpi rekonwalescencya, pozwolę ci myśleć o tych, jacy są tobie drogiemi. Teraz przed wszystkiem, wyzdrowienie!
 Ksiądz d’Areynes uczuł, że posłusznym być trzeba. Przymknął oczy, a usuwając ze swego umysłu wszelką myśl inną jak o Bogu, modlić się zaczął.
 Takim go właśnie widzieć pragnął stary chirurg.
 W tejże samej chwili, gdy powyższa wzruszająca scena odbywała się w pokoju wikarego, Rajmund Schloss wysiadł na stacyi wschodniej drogi żelaznej.
 Przybył do Paryża z postanowieniem przeniknięcia tajemnicy jaka się ukrywała w depeszach i liście obłudnym Gilberta Rollin, przybył dla naocznego przekonania co się działo u synowicy hrabiego Emanuela i księdza Raula d’Areynes.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false