Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 125 ]
XXII.

 — Jeszcze raz proszę, mów pan ciszej — zawołał stary chirurg. — Pańskie postępowanie obchodzi mnie ze względu na zdrowie księdza d’Areynes, za które przyjąłem odpowiedzialność. Gdy wróci do sił, przed nim pan wyjaśnisz tę sprawę. On ciebie osadzi. Uważam sobie jednak za obowiązek powiadomić pana, że pańska wizyta jest nieco spóźnioną. W dniu, w którym dowiedziałeś się o śmierci hrabiego Emanuela, w dniu, w którym Magdalena była u ciebie, donosząc o zranieniu księdza Raula, wtedy powinieneś był pan powiadomić nas o nastąpionej katastrofie w Fenestranges.
 — Ale ja wtedy o niczem nie wiedziałem! — zawołał żywo Gilbert.
 — Jest pan tego pewien?
 — Jakto — czy jestem pewien?
 — Czy pańska pamięć nie zawodzi pana w tym razie?
[ 126 ] — Nie! jestem przekonany.
 — Depesza, donosząca panu o zgonie hrabiego, została rano wysłaną z Fenestranges.
 — Nie otrzymałem tej depeszy, jak po wysłaniu mojego telegramu, adresowanego do hrabiego d’Areynes, uspokajając go co do zdrowia księdza Raula.
 — Trudno zadać fałsz panu, mimo że to co mówisz, jest nieprawdopodobnem...
 — A jednak... zaczął Gilbert.
 — A jednak powtórzyła Magdalena, niemogąca powstrzymać się dłużej — jednak, nie byłeś pan szczerym dnia tego panie Rollin i nie jesteś nim dzisiaj! Powiadomiwszy hrabiego d’Areynes o śmierci jego synowca, dla czego pan wobec mnie odegrywałeś udane zdumienie, gdym oznajmiła, że wikary raniony, ale uratowanym zostanie. Udawałeś pan, że nawet wcale nie wiesz, czy on powrócił do Paryża?
 Ta uwaga, której niewzruszona loggiczność uderzyła pana Leblond, podczas rozmowy z Rajmundem, zmięszała teraz męża Henryki.
 Widocznie go oskarżano.
 Dowody jego obłudy i występku, zbierały się groźnie jak chmury. Nie był ich wstanie pokonać.
 Sytuacya stawała się przykrą do niewytrzymania. Należało Gilbertowi wyjść, uciec... jakimkolwiek bądź sposobem usunąć się z przed oczu tych lidzi.
 Postanowił udać obrażonego w swej osobistej godności.
 — Ha! więc tak-wykrzyknął z dumą — stoję tu, jak gdyby przed sądem i mam ulegać badaniu? Rzecz godna śmiechu, zaprawdę! Nie zwykłem zdawać nikomu rachunku z mojego postępowania i nie zcierpię dłużej, ażeby mnie śledzono, a nade wszystko w sposób tak obelżywy komentowano me czyny. Przyszedłem tu, ażeby spełnić obowiązek. Stawiacie mi przeszkody. Dobrze... niech będzie. Cofam się przed nimi!
 „Nie zobaczę się z księdzem d’Areynes, ponieważ pan, jego lekarz, na to mi nie pozwalasz, lecz przed odejściem wyznać muszę, iż zdumiewa mnie przyjęcie, jakiego tu doznałem, a na które nie byłem zaiste przygotowanym! Znalazłem się pośród nienawistnych dla siebie ludzi, ośmielających się oskarżać mnie o jakąś zbrodnię, wytworzoną w ich [ 127 ]bujnej wyobrakni. Gardzę podobnie podłem oskarżeniem! Jestem mężem i ojcem! Przyszedłem więc tu jako przedstawiciel mej żony i dziecka, legalnych spadkobierców hrabiego d’Areynes, przyszedłem w imieniu naszych wspólnych interesów. Nie panu więc sądzę należy udzielać mi objaśnień i dostarczyć potrzebnych dowodów, jakie tylko ksiądz d’Areynes dostarczyć mi może, upoważniając zarazem do działania.
 — Kto wie, czy nie ja w tym razie uczynić to mogę? - rzekł doktór. — O jakich pan mówisz dowodach?
 Gilbert nagle się pohamował.
 — Niewiem, czy panu wiadomo? — zaczął spokojnie — że według ostatniej woli hrabiego Emanuela, ksiądz d’Areynes jest wykonawcą testamentu, prócz tego, jest naturalnym spadkobiercą testatora, w równym stopniu jak moja żona Henryka. Z tego podwójnego tytułu, powinien być obecnym przy otwarciu testamentu, którego szczegóły zna dobrze, ale obowiązany jest udawać, że nie zna ich wcale. Gdyby niemógł jechać do Lotaryngii na urzędowe wezwanie, celem wprowadzenia spadkobierców w odbiór i posiadanie zapisu, winien dostarczyć bezwłocznie dowód potwierdzający, iż skutkiem nieprzewidzianych okoliczności złożony chorobą, niemogąc ruszyć się z miejsca, mianuje za siebie zastępcę.
 — Już to uczyniono!-rzekł chirurg.
 — Uczyniono? — powtórzył Rollin ze zdumieniem.
 — Tak, panie. Dowód o którym mówisz, mający utrwalić zastępstwo, został dziś wysłany wieczornym kuryerem i doktor Pertuiset, do którego był adresowanym, użyje go jak należy, dla zabezpieczenia interesów spadkobiercom hrabiego d’Areynes.
 — A zatem pan mnie oszukałeś! — wykrzyknął gwałtownie Gilbert. — Ksiądz Raul wie, że jego stryj umarł!
 Leblond, miał odpowiedzieć, gdy drzwi sypialni nagle się otwarły i ksiądz d’Areynes blady, z wychudzoną twarzą, chwiejący się na nogach. odziany kaszmirową czarną sutanną ukazał się na progu.
 Na łoskot otwierających się drzwi, głowy wszystkich zwróciły się w tę stronę.
 Krzyk przerażenia i trwogi, wybiegł z ust wszystkich, z wyjątkiem Gilberta Rollin.
[ 128 ]Dokt ór poskoczył ku ranionemu, który stał we drzwiach z zaiskrzonem spojrzeniem.
 Rajmund Schloss i Magdalena, jak gdyby przykuci nie mieli siły poruszyć się z miejsca.
 Gilbert, stał jak trup pobladły. Nogi się pod nim uginały. To nagłe ukazanie się chorego mroziło go przerażeniem!
 Wikary, wyciągnąwszy groźnie rękę ku niemu, wysilonym, złamanym głosem którego dźwięk dreszczem przejmował do głębi, zawołał:
 — Ksiądz Raul d’Areynes wie o wszystkiem, Gilbercie Rollin! Wychodź ztąd! Wypędzam cię, nędzniku!
 Gilbert cofnął się, oszołomiony, przerażony, czując, że zamęt go ogarnia.
 Wychodź! — powtórzył ksiądz Raul — Precz z moich oczu, morderco!...
 Nie mógł mówić więcej. Straszne to wzruszenie wyczerpało jego siły.
 Potok krwi wytrysnął z ust ranionego i padł omdlały w objęcia doktora.
 Magdalena głucho jęknęła.
 Rajmund Schloss wrzący wściekłością poskoczył ku Gilbertowi, a chwyciwszy go za ramiona i wstrząsając nim silnie.
 — Ha! jeżeli i ten jeszcze umrze — zawołał — ty go zabiłeś! Precz ztąd zbrodniarzu!
 I popychał go ku drzwiom.
 Gilbert szedł cofając się, oszołomiony, aż dosięgnąwszy drzwi, uciekł.
 — Ach! czy on żyć będzie? powtarzał z rozpaczą doktór, trzeźwiąc omdlałego Raula. Wszystko com zdołał otrzymać za pomocą nadludzkich starań, tamten nędznik zniweczył w jednej chwili! By uratować tego nieszczęśliwego, potrzeba było cudu! Aby ocalić go teraz, cudu powtórnie potrzeba! Czyż ten cud nastąpi? Któż, to przewidzieć zdoła?




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false