Z sonetów/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Staff
Tytuł Z sonetów
Pochodzenie Dzień duszy
Data wydania 1908
Wydawnictwo Księgarnia Polska B. Połonieckiego / E. Wende i Spółka
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tomik
Indeks stron

[ 11 ]Ζ SΟΝΕΤÓW




[ 13 ]STRAŻNIK.



Wsparty o granit skały, na morze bezdenne
Nieznużonem spojrzeniem wiecznie patrzeć muszę,
Na statki swe krążące w wirów zawierusze...
O, nieznużone, wieczne czuwanie bezsenne!

Całą męką nadludzko wytężonych oczu,
Całym wysiłkiem woli stopionej w spojrzenie,
Ciężkie swe statki dźwigam nad głębin bezdenie,
Dzierżę je na powierzchni wód skrytych w pomroczu.

I jeśli teraz blada senność mnie ogarnie,
Jeżeli mi powieki znużone opadną,
Jeśli mnie wyczerpanie w sny zwali kamienne:

Cała zdobywcza flota ma zatonie marnie,
Ładowne me okręty wszystkie pójdą na dno...
O, nieznużone, wieczne czuwanie bezsenne!



[ 14 ]WSPOMNIENIA.



Na to duchowi memu przydane tęsknoty,
Mojej potęgi przyszłej pilne, skrzętne pszczoły,
By zbierały wosk jasny, zapas miodu złoty,
Gdy będę miał zastawiać Bogu Jutra stoły.

I wysyłam je, myślą pogodną wesoły,
Na wonne, żyzne pola i w leśne wykroty
Żywicznych, kwietnych jarów, skąd mocnemi zioły
Opiłe z ciężkim plonem wracają z roboty.

Ale czasem zdradziecki, nikczemny pasiecznik,
Ograbiam świętokradczo złotopłynne ule,
Rozlewam miód, roztrwaniam po piasku i mule,

A z wosku lepię bladą gromnicę, by świecznik
Rozjaśnił moich wspomnień bezpłodnych łzawnicę...
I w widma, kradnącego mi Moc, patrzę lice...



[ 15 ]SPOWIEDŹ.



W obliczu gwiazd milczących dusza moja klęka
I pobładłemi usty, którym tchu nie starczy,
Wyznaje winy swoje: »Posłuch niedowiarczy
Podszeptom wielkich czynów dawała ma ręka...

Wichrom gwiazd i błyskawic grzmiącym i potężnym,
W których blasku tłoczącej nocy całun pęka,
Wrogiem była ma gnuśność... Złamana poręka
Przysiąg moich na wierność myślom wniebosiężnym«...

I milknie zrozpaczona... Bo choć chce ozdrowieć
Oczyszczeniem się z winy na skruchy ołtarzu,
Przeraża ją ogromem przewiny ta spowiedź...

I nie wie, zawieszona na zwątpień krawędzi,
Czy, jeśli skruchę w sobie obudzi zbrodniarzu,
Potrafi przebaczenie znaleźć w sobie — Sędzi.



[ 16 ]SZARA GODZINA.



Szara godzina wspomnień, pacierza i dzwonów
Wśród niebios na ostatni uśmiech się wysila,
Czujność serca, co broni się tęsknotom, zmyla
I przędze zmierzchu snuje ze siwych kokonów...

Ostatnie światła drżące, błędne, bezcielesne
Płoszą się i czepiają drzew w próżnym wysiłku,
Kryją się trwożne, wątłe, jak życie na schyłku...
Wszystko zda się zapóźne razem i zawczesne...

I gdy się wszystko traci, rozlewa i zlewa,
Zatarte, nieujęte: cień, niebo i drzewa:
Stare oczy tęsknoty patrzą w oddal w trwodze,

Jak w mrok Szczęście Niestałe idzie i nadzieje
Ze ziemi zbiera, dawno pogubione w drodze,
Zakrywa twarz i samo nad sobą łzy leje...



[ 17 ]MĘKA.



»Pusto... Czemu nie przyszedł, kto strudzon i pragnie?
Ułomków z pięciu chlebów już sprzątnięte kosze...
Tknięty bezwładem odszedł... wziął na bary nosze...
Czy dziś Pascha?... Oddalcie to płaczące jagnię...

Pożywajcie... To moja krew, a to me ciało...
O, nie móc znużonemu umrzeć w ciszy!... Prochu
Bezsilny!... O, konanie wśród wrzasków motłochu!...
Kur zapiał... Jak głos rani... Gdzie Piotr?... Czasu mało...

Przebaczam winy łotrom i wszetecznej dziewce...
Patrz! Zbiry lśniące ostrza wtykają na drzewce...
Więc już?... Jam gotów... Wiedźcie mnie... Pobladłeś Janie?

Matko... Otrzyj mi czoło... Zciszcie zgrai krzyki...
Uczniu mój... rozsypujesz w ucieczce srebrniki...
Trzeba... A moc wytrwania słabnie... Ojcze.... Panie...«



[ 18 ]SZAFARZ.



Nie z własnej idę woli... Jeno mi bezmierna
Dobroć władnących Mocy dała rozkazanie,
Abym proszące szukać szedł i zlewał na nie
Powierzone mi łaski, jak święta cysterna.

A jako towarzyszka u boku mi stanie
Gościnność, moich przyszłych spichlerzy odźwierna,
Litość, rozrzutnej dłoni pomocnica wierna
I miłość, pani ślepa na rąk szafowanie.

Idę... Lecz gdy oporni legniecie na drodze,
By być ciałami swemi przeszkodą mej nodze
I za trud mi niewdzięczność oddacie w pogróżce:

Nadepce was mój sandał, com nim stopę obuł
I wiedzcie, że nie gniew mój zgniecie was, lecz tobół
Bar moich: przeznaczonych wam łask złote kruszce...



[ 19 ]ZWYCIĘZCA.



Bez miecza i bez tarczy, nagiemi ramiony
Do stóp sobie rzuciłem świat pokorną bryłą.
Zwycięstwo majestatem róż mą skroń owiło
I oto myt, szaleństwem mocy mej wcielony.

Tryumfem grzmi me serce, jak świąteczne dzwony!
Wszechmoc woli mej żyje! Dla rąk wrących siłą,
Żaden czyn już nie został! Wszystko się spełniło!
I z dumą na swojego dzieła patrzę plony...

Zabijam swe tęsknoty. Spełniły podniebne
Zadanie przewodników... Już mi niepotrzebne...
Zmogłem wszystko, na wszystkiem postawiłem nogę.

Jam jeden niezwalczony został: więc sposobię
Teraz potęgę swoją całą przeciw sobie,
By nie było nic, czego zwyciężyć nie mogę...




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false