»Instynkt«, sztuka w trzech aktach

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Makuszyński
Tytuł »Instynkt«, sztuka w trzech aktach
Pochodzenie Dusze z papieru Tom II
Data wydania 1911
Wydawnictwo Towarzystwo Wydawnicze
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tom II
Cały zbiór
Indeks stron
[ 171 ]

»Instynkt, sztuka w trzech aktach.

 

Jedynym autorem paryskim, który się może obawiać konkurencyi ze strony zdolnego Kistemaeckers’a, choć nie Francuza z urodzenia, jest zdolny bardzo — Henryk Bernstein; obaj zręczni, obaj mają powodzenie, obaj »robią« w tym samym towarze i na ten sam sposób, obaj wreszcie wywodzą się w prostej linii od Wiktoryna Sardou, którego Henryk Bernstein jest zmodernizowaną kopią, od którego Kistemaeckers nauczył się wszelkiego rodzaju efekciarstwa. Bo doprawdy, widząc »Instynkt«, uradowałby się Sardou — że nie poszedł jego siew na marne i że mistrzowska jego zręczność płodzi dalej, sztukę za sztuką, z których każda ma powodzenie.

Kistemaeckers nie ma jeszcze całkowitej, cyzelatorskiej wprawy w operowaniu tem wszystkiem, co się składa na teatr wedle recepty [ 172 ]autora »Naszych najserdeczniejszych«. Na zewnątrz wszystko to wprawdzie wygląda dobrze, snuje się szybko, maszynerya jest lśniąca, wewnątrz jednakże widać sznurkami powiązane tryby i kółka, domorosłym sposobem skonstruowane powikłania. To są ustępstwa z ambicyi dramatopisarskiej na rzecz scenicznego efektu; Kistemaeckers wszystko zrobi, aby efekt wywołać z pod ziemi, aby doprowadzić akcyę sztuki rozmaitymi manowcami na szczyt góry i udawać przed publicznością, że się cały ten sceniczny kram zrzuci za chwilę na złamanie karku w przepaść. Publiczność już zaczyna drżeć nerwowo, czego jednak nie powinien robić nikt doświadczony, bowiem w chwili karkołomnej zjawi się Anioł opiekuńczy, ze skrzydłami już haniebnie wytartemi: — teza moralna i wyratuje cały ten interes od krachu.

Przeto autor sądzi, jest zdania, jest przekonany. Widz nie sądzi, niema jeszcze zdania, nie jest jeszcze przekonany; zaczyna się wtedy mądra zabawa, oparta na bardzo przyjacielskim kompromisie. Autor powiada do widza: jeżeli ja powiem »tak« po raz pierwszy, może pan powiedzieć za swoje pieniądze »nie!« — jeśli powiem po raz drugi »tak!« może pan powiedzieć: »może tak, a może nie!« — jeśli jednak powiem »tak!« po raz trzeci, może pan mówić, co się panu podoba, bo ja bohatera tak czy tak [ 173 ]zastrzelę i ja mam racyę. Wobec tego widz jest przekonany.

W ten sam sposób dał się przekonać i »Instynktem« Kistemaeckers’a. Autor ogłosił publiczności twierdzenie swoje: że w każdym człowieku śpią dobre »instynkty«, które się zawsze objawią w chwili przełomowej i wezmą górę nad każdą z namiętności. Sztuka cała jest dowodem na tę tezę.

Słynny chirurg dowiaduje się, że żona go zdradza z jakimś młodym suchotnikiem, dla którego ona, nawiasem mówiąc, aby nie hańbić niewiasty, czuje tylko bezgraniczną litość i nic więcej. Kobieta zdenerwowana, przeczulona, wiecznie poirytowana tem wszystkiem, co ją otacza, garnie się do tego suchotnika, bo sądzi, że to dla niej promień słońca i t. d. — Jak zawsze... Chirurg obiecuje, że zabije kochanka żony.

— Nie zabijesz! — odpowiada mu brat jego, który się włóczy po scenie, jedynie po to, aby było z kim gadać.

— Zabiję jak psa! — Nie zabijesz, gdyż w każdym człowieku jest dobry instynkt, który i t. d.

Kiedy się ta rozmowa toczy, młody suchotnik żegna się z żoną chirurga w jej pokoju, kilka kroków stąd. Trzeba tedy, aby był efekt, i aby chirurg znalazł kochanka u swojej żony; [ 174 ]w tym celu umówił się niezręcznie z autorem i zapomniał w pokoju żony... książki. (Sardou obrócił się w grobie) Więc brat chirurga, aby mu nie pozwolić wejść do strasznego pokoju, powiada mu, że żona jego przed chwilą wyszła z domu wśród nocy — zapewne do kochanka. Chirurg wybiegł szybko jak medyk z piątego roku.

Tymczasem dzieją się rzeczy okropne; teatr aż się niepokoi, tyle się w tym domu w tej chwili odbywa tragedyi. Suchotniczy kochanek dostał przy pożegnaniu z żoną chirurga wybuchu krwi, a padając w omdlenie, roztłukł sobie czaszkę i kona. Bez chirurga uratować go nie można; więc kiedy ten wrócił, wyjaśnia się rzecz ciemna.

— On jest w moim pokoju i umiera — powiada żona.

Chirurg ani drgnął.

— Poczekam, niech umrze.

— Ależ tam człowiek umiera! Przecież psa się ratuje...

— To ty go tak kochasz? Niech kona...

— Nie kochałam go dotąd, ale teraz go kocham, ty... ty... rzeźniku.

Tak to oni sobie wymyślają nawzajem, a tamtego biedaka autor podtrzymuje za kulisami przez pół godziny przy życiu, aby mu naprawdę nie skonał przed końcem sztuki. Aż się uniósł [ 175 ]chirurg i pobiegł do rannego kochanka. Może dobić? Czy ja wiem! Ale za chwilę wraca krokiem uroczystym, zdejmuje powoli mankiety i powiada do żony:

— Idź obudź służbę, czeka nas ciężka praca!...

»Instynkt« szlachetny zwyciężył i mąż, powodowany nim, uratuje kochanka swojej żony.

Przyznaję tej sytuacyi końcowej wielką siłę dramatyczną; jest ona naprawdę piękna w swej niesamowitości, bez uwagi na to wszystko, co ją niezręcznego poprzedziło. Poprzedziły ją efekty sceniczne, gromadzone gwałtem, bez liczenia się z ich prawdopodobieństwem realnem. Zmierzanie do dowodu na postawioną tezę, jest w »Instynkcie« jazdą z przeszkodami. Szukanie książek, wybuchy krwi i rozbijanie czaszek, rzeczy wielce efektowne, ale wielce ponaciągane, rażą swoją przypadkowością nienaturalną. (»Całe szczęście, że chirurg w domu« — myślał Kistemaeckers).

Tak, lecz za wszelką cenę trzeba było ilustracyi plastycznej na dowód, że instynkt szlachetny istnieje: w sztuce Kistemaeckers’a jest ten instynkt indywiduum wprawdzie szlachetnem, lecz mocno ospałem. Trzeba było przeprowadzić z tym »instynktem« półgodzinną dyskusyę i przekonać go właściwie, że dla honoru tezy obudzić się powinien; trzeba było aż umierającego człowieka, aby go podniecić; trzeba [ 176 ]było aż obelgi bardzo dobitnej, aby sobie przetarł oczy. Słusznie tedy można rzec o tym instynkcie szlachetnym, że śpi gdzieś aż »na dnie serca«.

A zresztą skąd wiemy, czy w chirurgu, który ujrzał śmiertelnie rannego człowieka, obudził się instynkt szlachetny człowieka, czy instynkt »zawodowy« chirurga, o co jednakże zapytać można tylko nawiasowo...

Widz jednakże musi odnieść wrażenie korzystne; imponuje mu ten poświęcający się bohatersko chirurg i w ten sposób przekonuje. Sytuacya ta działa bezpośrednio i silnie. Chociaż ten sam widz może mieć żal do autora, że dla obrony scenicznej, postawionego przez siebie twierdzenia, nie pozwolił się wyjaśnić rzeczom zasadniczym: czemu autor nie przekonał swojego chirurga, że ranny suchotnik nie jest kochankiem jego żony, gdyż tak było w istocie, o czem widz wie. A jeżeli nie mógł go przekonać, zaplątawszy chirurga tak bardzo w sieć podejrzeń, czemu w takim razie »instynkt« nie zaczął. funkcyonować odrazu i czemu nie popchnął chirurga do przebaczenia wszystkiego żonie, zamiast jej rzucać w twarz obelgę w stylu: »Ty ścierko!« —? Czemu ten »instynkt« musiał aż krew zobaczyć, aby się zdecydował na szlachetność?

Kistemaeckers’owi nie można jednakże [ 177 ]zrobić jednego zarzutu, że nie umie pisać na scenę. Umie to robić wybornie. Do spółki z Francuzem Delardem napisał autor »Instynktu« sztukę nazwaną »Rywalka«, która dostała się nawet na scenę Komedyi Francuskiej.

W stosunku do »Instynktu« jest to rzecz wyborna, a napisana znakomicie. »Instynkt« jest również robiony zajmująco. Rzecz jest krótka, zręczna, rozgrywająca się szybko, tak, że nawet w tej szybkości akcyi — niezręczności, jakie są zacierają się całkowicie.

Kistemaeckers ma też w sobie wiele subtelnego poczucia w traktowaniu duszy kobiecej; bohaterka »Instynktu« pociąga widza przepięknym rysunkiem duszy, wobec życia szczerością i jasnością.







#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false