Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron

[ 58 ]

X.

 We trzy dni po wyżej opisanej przez nas rodzinnej scenie, Gilbert, powiadomiony o tem co zaszło pomiędzy wikarym, hrabią d’Areynes, Henryką i jej opiekunem, przybył do pałacu przy ulicy Vaugirard, ażeby o rękę synowicy prosi# uroczyście jej stryja.
 Hrabia Emanuel przygnębiony myślą, że wyjazd Henryki po wyjeździć Raula wytworzy straszną próżnię w około niego, że ostatnie chwile życia upłyną mu w samotności, zaniepokojony zarazem o przyszłość i szczęście swej wychowanicy, przyjął Gilberta Rollin ozięble, czego nie ukrywał.
 Rozmowę rozpoczął od zwykłych i banalnych grzeczności, a wysłuchawszy następnie oświadczyn młodego człowieka, zagadnął go szorstko o jego na przyszłość zamiary, nieszczędząc surowych napomnień rozrzutnikowi za jego szalone wybryki przeszłości, co go trwożyło jako opiekuna o dolę Henryki, gdyby swój los związać miała z losami podobnego człowieka.
 Gilbert przewidując takie przyjęcie, odpowiednio się przygotował.
 Z pochyloną głową i obłudną pokorą wysłuchał całej nawały wyrzutów hrabiego, uznając się być winnym i okazując żal tak szczery z pozoru, iż zwolna rozbroił gniew pana d’Areynes i burza, tak groźna z razu, ucichła.
 Spostrzegł to Rollin, a jako pierwszorzędny komedjant, [ 59 ]wprawny w wybiegi różnego rodzaju, a zarazem nader ostrożny, nie czynił żadnych na przyszłość obietnic z swej strony.
 Porywająca wymowa, głosem drżącym z wzruszenia, dozwalał odgadnąć stan swojej duszy, poznać ukryte skarby serca, jakiemi się nigdy nie rządził, a które postanowił teraz złożyć u stóp narzeczonej.
 I otóż otrzymał rezultat zdumiewający! Zdobył całkowicie dla siebie człowieka nieprzychylnie przedtem dlań usposobionego.
 W miesiąc później podpisano w pałacu przy ulicy Vaugirard akt małżeństwa Gilberta Rollin z panną d’Areynes.
 Za radą księdza Raula ów akt zastrzegał oddzielenie majątku Henryki, przyznając jej wyłączne prawo rozrządzania tymże.
 Usłyszawszy to, Gilbert, nie stawiał przeszkód, ani okazywał niezadowolenia. Rozumiał doskonale, że w jego obecnem położeniu nie można było postąpić inaczej. Wreszcie, cóż mu na tem zależało? Pewien miłości Henryki, jak również i pozyskania nad nią w krótkim czasie absolutnej władzy, wiedział aż nadto dobrze, iż mimo zastrzeżeń w akcie uczynionych, otrzyma od swej małżonki wolność rozporządzania majątkiem.
 Hrabia Emanuel d’Areynes, spełniając powzięte postanowienie, powiększył posag swej synowicy o dwieście tysięcy franków. Te czterysta przeto tysięcy, umieszczone w papierach pierwszorzorzędnej wartości, przynosiły rentę dwudziestu tysięcy franków, wystarczającą na przyzwoite utrzymanie.
 Zawarcie małżeństwa nastąpiło w osiem dni po podpisaniu ślubnego kontraktu i hrabia Emanuel powrócił sam smutny, do Fenestranges, gdzie polowanie stało się dlań odtąd jedyną rozrywką.
 Obawy jego co do przyszłości Henryki niestety wkrótce się ziściły. Gilbert, dla którego posag jego żony przedstawiał jedynie środek do tymczasowego utrzymania się, w oczekiwaniu na milionową po stryju sukcesyę, postanowił zerwać pozornie ze swemi dawnemi nawyknieniami, próżnowaniem i rozrzutnością, ażeby nie rozdrażniać przeciw sobie hrabiego.
 Był to plan, zaiste mądrze obmyślany. Aby wykonać go [ 60 ]jednak trzeba było silnej woli, jakiej Rollin nie posiadał. Dawniejsze namiętności wkrótce nad nim zapanowały. Stał się jak dawniej szulerem, hulaka i rozpustnikiem.
 Od pierwszych dni małżeństwa, wziąwszy stanowczą przewagę nad żoną, niezdolną rzeczywiście do rozumnego nim kierowania, robił co mu się podobało. Suma posagowa z czterystu tysięcy franków, topnieć zaczęła na grę w karty, podarunki dla kobiet z półświatka, a nadewszystko na szalone spekulacye, w jakie rzucając się nierozważnie, chciał odzyskać stracone pieniądze, a które to przedsiębiorstwa w coraz większą otchłań strat go popychały.
 Henryka, ulegając mężowi z bezgranicznem posłuszeństwem. zaślepiona na jego wady, podpisywała wszystko, co tylko chciał.
 Po upływie dwóch lat, młoda, para znalazła się w kłopotliwem pieniężnem położeniu, a w kilka miesięcy później, nastąpiła nędza. Lombard stał się teraz jedynym bankierem, którego kasa dla nich była jeszcze otwartą, niestety jednak na bardzo niedługo, ponieważ szczątki dawnej zamożności zmniejszały się przerażająco z dniem każdym.
 Młodzi małżonkowie zmuszeni byli zamieszkać w ubogim okręgu Paryża, gdzie skromny, mały lokal umeblowali resztkami pozostałych sprzętów.
 Henryka cierpiała niewypowiedzianie, upokorzona w swej osobistej godności, jako kobieta, wyższego świata, nawykła do wygód i zbytku, mimo to jednak, była tak szalenie zakochaną w swym mężu, że nigdy najmniejsza skarga, z ust jej niewybiegła.
 I na cóż by się zresztą przydała, ta skarga? Samowola nędznika, i jego brutalna, władza wzrastały. Biedna kobieta spełniała biernie wolę swojego władcy i pana. Myśl zbuntowania, się nie przeszła jej nawet przez głowę, gdyż i to podobnie jako i skarga byłoby daremnem.
 Ksiądz Raul d’Areynes, jedyny powiernik i świadek cierpień nieszczęśliwej, przychodził im często z pomocą. Widząc tak opłakany los swojej kuzynki, postanowił pomówić z hrabią i Emanuelem i zmiękczy jego serce.
 Pan d’Areynes, powiadomiony już poprzednio o nikczemnem postępowaniu Gilberta i jego spekulacyach, mających [ 61 ]łączność z oszustwem, głuchym się okazał na wszelkie błagania.
 — Nie będę podniecał występku moją słabością charakteru — z gniewem zawołał. A więc nie omyliły mnie moje przewidywania. Przedstawiałem to wszystko Henryce.... wierzyć mi nie chciała! Niechże więc winę sobie teraz przypisze. Spełniłem moje obowiązki, jako opiekun i krewny!... Nic się odemnie więcej tym ludziom nie należy i nic dla nich nie uczynię. Niech o mnie zapomną, jak ja pragnę o nich zapomnieć. Nieznam ich.... znać niechcę!
 Ksiądz Raul czuł, że hrabia miał słuszność, mimo to, jednak nieprzestawał dopomagać o ile mógł Henryce.
 Dobrze czynić wszędzie, zasługującym i nie zasługującym na miłosierdzie, było zasadą jego życia.
 Gilbert w tem borykaniu się z losem, w jakie popadł własnowolnie, znienawidził rodzinę swej żony. Im bardziej przygniatała go nędza, tem żywiej rozpalało się w nim uczucie zawiści. Myślał bezustannie o śmierci hrabiego Emanuela, ponieważ zdawało mu się niepodobnem aby pan d’Areynes wydziedziczyć mógł swoją synowice...
 Och! jak on mu życzył gorąco tej śmierci, jak ją dla niego przyzywał, jak byłby rad ją przyśpieszyć! Nie cofnął by się nawet przed zbrodnią, gdyby wiedział, że ją dokonać może bez narażenia siebie!
 W takich to okolicznościach Rajmund Schloss przybył do Paryża, powiadamiając księdza Raula o niebezpiecznym stanie zdrowia pana d’Areynes.
 — Młody kapłan pomyślał natychmiast o Henryce.
 — Gdyby zechciała pojechać zemną, — mówił sobie, — może by w sercu stryja, który ją niegdyś tak kochał, zbudziło się dawne dla niej przywiązanie. Może by przebaczył, widząc ją tak nieszczęśliwą!
 Ożywiony tą myślą, prawdziwie chrześcijańską, szedł ku ulicy Servan, gdzie młodzi małżonkowie teraz zamieszkiwali.
 Ulica Servan, włączona w ulicę la Roquette, w chwili naszego opowiadania była zaułkiem bez wyjścia, a znajdujący się tu gmach szkolny, zamieniono podczas oblężenia Paryża na ambulans okręgowy.
 Na trzeciem piętrze, w domu pod № 26, zajmowali Rol[ 62 ]lin’owie małe mieszkanie, składające się z kuchenki i dwóch szczupłych pokoików, których okna wychodziły na podwórze.
 Kilka sprzętów, pozostałych, jak mówiliśmy, z minionej, lepszej przeszłości, stało pod niskim sufitem przysypanym dymem i kurzawą. Ściany mieszkania, pokrywało wypłowiałe papierowe obicie, miejscami poodzierane, a całkowicie prawie tłustemi zeszpecone plamami.
 Henryka, siedząc w sypialni przy stoliku oświetlonym lampą, naprawiała starą zużytą suknię. W przyległym pokoju Gilbert w mundurze gwardzisty, pisał przy stole zarzuconym papierami, na arkuszach, na których widniały kolumny nazwisk i cyfry.
 Były to obrachunki żołdu, wypłaconego gwardzistom z jego oddziału, wynoszącego franka pięćdziesiąt centymów na dobę, a ustanowionego dekretem Zarządu Gwardyi Narodowej.
 Obok Gilberta, pracującego przy świecy, stał nieruchomie mężczyzna trzymający w ręku worek z szarego płótna. Podobnie jak Gilbert, miał on na sobie uniform Gwardyi Narodowej, na rękach zaś munduru i czapce, wyszyte były oznaki, stopnia sierżanta płatnika.
 Ów dwudziesto kilko letni młodzieniec, wysokiego wzrostu, mimo, że można go było nazwać urodziwym, posiadał niesympatyczną fizyognomię. Jak mówią: „źle mu z oczu patrzało“. Te oczy o szarym blasku rzadko kiedy wprost przed siebie spoglądały. Nizkie czoło niknęło pod ciemnemi, gęstemi włosami, a nos orli o nozdrzach rozdętych, ruchomych, zachodził mu aż na zwierzchnią wargę. Ogół rysów twarzy, oznajmiał chytrość obłudą i wszelkie rodzaje złych popędów.
 Rollin, pochylony nad papierami z piórem w ręku, rachował cyfry.
 Nagle podniósł głowę.
 — Dziesięciu ludzi nie otrzymało żołdu, — zawołał, — powinieneś mi więc dać dla nich piętnaście franków.
 — Nigdy! — kapitanie.... — odrzekł sierżant zachrypłym głosem, widocznie z nadmiaru użycia alkoholu. — Niezapominaj o zawartych pomiędzy nami układach. Czy sądzisz, że będę ci dopomagał w utrzymywaniu rachunków, zużywał papier, pióra i atrament, nie licząc czasu, który wart naj[ 63 ]więcej. I wszystko to dla króla Pruskiego? — Nie głupim!. Nie!... nigdy w życiu! — Dam ci za tę rozpłata siedm frantów, a resztę zachowani dla siebie.
 — Sierżancie Duplat!... — odparł Gilbert, — pomyśl, że, takie rzeczy mogą się udać raz lub dwa najwięcej, nadużywać tego nie można!
 — Czego nadużywać? — Jeżeli gwardziści chcieli żołd odebrać, powinni byli stawić się w komplecie na ćwiczenia. Tak im było zapowiedziane, ogłoszone i odczytane podczas apelu. Żołd ten miał dla nich stanowić środek utrzymania, wynagradzając im czas, w którym by mogli zająć się inną pracą. Wszakże mam słuszność, kapitanio? — Mówię prawdę?....
 — Nie przeczę.
 — A więc?...
 — Lecz w takim razie należałoby zwrócić skarbnikowi pieniądze, nie użyte na wypłatę żołdu?
 — Skarbnikowi?... czyżeś zwaryował? Podzielimy się oba tą kwotą. To cały drobny nasz dochód.... I nam żyć także potrzeba! — Nie jesteś bogatszym nademnie, mój kapitanie, ztąd sześć lub siedem franków dziennego dochodu, dużo będzie znaczyło dla ciebie. Drobnemi pogardzać wpływami, nie należy, trzeba raz pokonać te głupie skrupuły i zgarnąć do kieszeni pieniądze.
 — A jeśli nas zapytają o nie? odparł Gilbert w zadumie.
 — Coś podobnego jszcze się nie zdarzyło.
 — Tak.... ale dopóty dzban wodę nosi....
 — Wolę by ten dzban nosił wino, — przerwał dowcipnie Duplat. — Co ci się stało dzisiaj Gilbercie? dla czego niechcesz przyjąć tego coś brał od tygodnia? Odrzuć do miliona czartów skrupuły i ufaj swemu koledze, który umie dobrze kombinować swe plany. Rachunki będą skrupulatnie wyrównane, bądź spokojny i główny kasyer Gwardyi Narodowej, musiałby założyć dwie pary okularów wielkiego kalibru, ażeby dopatrzył w nich jakąkolwiek niedokładność. Niema on czasu zresztą na rozpatrywanie się we wszystkich tych gryzmołach, jakie piętrzą się na jego biurku stosami. Nie obawiaj się zatem, przejdzie to, jak list przez pocztę i mam [ 64 ]nadzieję, że za dni kilka znajdziemy sposobność do pozyskania czegoś lepszego, po nad tę nędzna kwotę kilko frankowa.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false