Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 161 ]
XXIX.

 Posłyszawszy wymienione nazwisko Duplata, odźwierna mimo poważnej swej tuszy, podskoczyła jak piłka gumowa, zerwała się z zaiskrzonym wzrokiem, zaciśniętemi pięściami.
 — Ha! — zawołała — czy i pan należysz tak jak on do bandy kommunistów? Trzymają tych hultajów niewiem dla czego, zamiast odrazu postąpić z nimi jak trzeba. Czy pan wiesz, że mogłabym ciebie zarówno kazać przytrzymać miejskiej straży, skoro masz śmiałość pytać mnie o Serwacego Duplat, tego łotra, rozbójnika! Ha! ha! uregulowano już z nim podobno rachunek.
 Dosyć na broił ten obdzierca, powinni go bez wyroku przykuć do muru i rozstrzelać, jak to uczynili z innemi mniej odeń winnymi wołała. — On! kapitanem kommunistów? ten złodziej, który mi został dłużnym dwadzieścia sześć sous za świece, piętnaście sous za kiełbaski, a trzydzieści pięć sous za chleb, jaki mu przynosiłam! Ten nicpoń! który nam się zadłużył za trzy kwartały komornego i którego właściciel chciał wyrzucić na ulicę! Groził każdemu rozstrzelaniem, ktokolwiek bądź upomniał się o jaki [ 162 ]dług u niego. Lecz jeżeli jest sprawiedliwość na świecie, jego to powinni byli już dawno rostrzelać!
 Tu przerwała, tchu jej zabrakło.
 Rajmund wysłuchał w milczeniu, rozumiejąc dobrze, iż daremnem byłoby przerywać potok owych wyrazów, a korzystając z nastąpionej przerwy:
 — Przychodzę do pani — rzekł ze strony wikarego, księdza d’Areynes.
 Odźwierna wpatrywała się w mówiącego z osłupieniem.
 — Co... co? — zawołała — pan mówisz?
 — Mówię, że przychodzę przysłany przez księdza d’Areynes, aby zasięgnąć od pani niektórych objaśnień co do Serwacego Duplata.
 — Czemużeś mi pan zaraz tego niepowiedział zamiast krew we mnie burzyć i zawracać mi głowę?
 — Nie pozwoliłaś mi pani przyjść do słowa.
 — To prawda! — Jestem kobietą bardzo żywego temperamentu, powściągnąć się niemogę! Mówisz więc pan, że przychodzisz ze strony wikarego?
 — Tak, pani.
 — Ach! jakiż to człowiek ten ksiądz d’Areynes! Znanym jest i wielbionym w całym okręgu! To anioł! istny anioł! Gołąb bez żółci! Jak on jest dobrym, jak miłosiernym! I on to żąda objaśnień o Serwacym Duplat? Ależ już panu udzieliłam je przed chwilą. Powiedziałam więcej niżbym powinna była powiedzieć Czegóż więc chcesz pan jeszcze?
 — Chcę wiedzieć, czy Duplat mieszka w tym domu?
 — Mówiłam panu, że gospodarz wyrzucił go ztąd.
 — Jak dawno to było?
 — Na miesiąc przed wejściem wojsk Wersalskich do Paryża, w miesiącu Kwietniu.
 — Niewiesz pani, gdzie następnie zamieszkał?
 Jak nie mam wiedzieć? Wiem dobrze! Przeniósł się na ulicę Sain-Maur, ale pan go tam nie znajdziesz.
 — Dla czego? — jeżeli jeszcze żyje...
 — Dla tego, że ten dom się spalił i jestem pewna, że i on się upiekł w płomieniach.
[ 163 ] — Mówisz pani o domu pod 36 numerem przy ulicy Saint-Maur?
 — Tak, właśnie.
 — I od czasu wejścia wojsk Wersalskich, niewidziałaś pani Duplat’a?
 — Niewidziałam! na szczęście dla tego szubrawca. Byłabym natychmiast zwołała policyę i kazała go związać.
 Widocznem było, iż Rajmund nic się już więcej od tej kobiety nie dowie, podziękowawszy jej przeto, odszedł strapiony.
 — Gdzie odszukać teraz ślady tego człowieka? — rozmyślał idąc.
 Dom, w którym mieszkała niegdyś Joanna i Duplat, nie istniał obecnie.
 Do kogo się udać? Gdzie rozpocząć poszukiwania?
 Obecność tego byłego kapitana Związkowych tłumaczyła się teraz w sposób najnaturalniejszy w świecie, jako i porwanie przezeń dwojga niemowląt. Widząc palący się dom, chciał uratować dzieci tej biednej kobiety, jaką znał bezwątpienia, a wiedziony uczuciem ludzkości, uniósł je z sobą. Gdzie wszakże je umieścił? Dla czego nie zrobił aktu zeznania w merostwie i nie kazał ich zapisać do ksiąg ludności?
 Czy Duplat żyje jeszcze? Czy nie padł pod kulami Wersalczyków, tak jak przypuszczała to odźwierna?
 Schloss stawiał sobie bezprzestannie te zapytania.
 Nagle myśl nowa przyszła mu do głowy.
 Gdyby się udać powtórnie do tego kupca, u którego rano poczerpnął objaśnienia co do Joanny Rivat? Ten człowiek mówił, że znał wszystkich lokatorów z tego spalonego domu? Możeby mógł mi udzielić jakich wskazówek o Duplacie?
 Nie wachając się, Rajmund wszedł do sklepu.
 Tym razem zastał tu pełno gości.
 Kazawszy sobie podać butelkę wina, oczekiwał na sposobną chwilę do pomówienia z właścicielem.
 — Kupiec poznał go odrazu.
 — Może pan potrzebujesz jeszcze jakich objaśnień? zapytał podchodząc.
 — Tak, będę korzystał z pańskiej grzeczności, lecz [ 164 ]wtedy, gdy pan znajdziesz wolną chwilę. Nic niema tak dalece pilnego.
 — Obłatwiłem się już, mogę panu służyć zaraz.
 — A więc czy pan nie znałeś w owym spalonym domu pewnego lokatora nazwiskiem Duplat?
 — Kupiec skrzywił się z niezadowoleniem.
 — Znałem go! — rzekł — na nieszczęście znałem! Był on kapitanem Związkowych. Zrujnował mnie ten hultaj zabieranemi rekwizycyami! Nabrał odemnie przeszło na dwieście franków wódki i wina. Ach! jakaż to brudna istota! Jak nikczemny to człowiek!
 Widocznie ów były sierżant był niecierpianym przez wszystkich. Nie dziwna! okradał i rabował, gdzie się tylko dało!
 — Nie wiesz pan o dalszych jego losach? pytał Schloss.
 — Niewiem! wszak sądzę, że został rozstrzelanym jak na to zasłużył.
 — Rozstrzelanym? Byłaby to zbyt lekka kara za takie życie, jakie on prowadził w tym całym okręgu. Uciskał wszystkich. Za jedno „tak“ lub „nie“ groził „przybiciem do muru“. Wymierzono by sprawiedliwość przykuwszy doń jego samego!
 — Tak, ale to tylko przypuszczenie, nie posiadasz pan pewności w tym względzie? — zagadnął Rajmund.
 — Pewności niemam. Gdy jednak w ostatnich dniach Kommuny nie ukazywał się wcale, dozwala się tego spodziewać, iż już nie żyje.
 — Nieprzypominasz pan sobie daty, w której widziałeś go raz ostatni?
 — Pamiętam doskonale! Było to w dniu 25 Maja. Nie mylę się dla ważnych nader przyczyn w tym razie. Przyszedłszy tu do mnie zabrał w rekwizycyę pięćdziesiąt litrów wina, dla żołnierzy posterunkowych w merostwie jedenastego okręgu. Zachowałem wspomnienie z tej tak pięknej epoki!
 — Nie wiadomo panu czy on znał Joanne Rivat?
 — Znał ją, ale ona go niecierpiała. Napawał przestrachem te biedną kobietę. Podczas wojny, jej mąż Paweł Rivat, dzielny, zacny człowiek, w tej kompanji, gdzie Duplat był służył jako gwardzista sierżantem-płatnikiem. [ 165 ]Ach! ileż on przykrości wyrządzał biednemu Pawłowi!... ten zbrodniarz, godzien gillotyny!
 — Być może, iż pani Rivat po śmierci męża oddała mu pod opiekę swoje niemowlęta?
 — Ach! nigdy w świecie! — zawołał kupiec nigdy! Wszak zdaje mi się pan wspominałeś, że te dzieci spaliły się wraz z matką podczas pożaru?
 — Tak przypuszczałem — Schloss odrzekł. — Bądź co bądź, zdaje się panu, że Duplat został rozstrzelanym?
 — Tak, jak mu się to należało Jeżeli nie został w pierwszej chwili schwytanym, nastąpiło to później! Szukano go i znaleziono. Będzie mniej o jednego łotra na świecie.
 Rajmundowi zdawało się prawdopodobnem, iż z Duplat’em w podobny sposób się rozprawiono.
 Powrócił do księdza d’Areynes zafrasowany, składając sprawozdanie ze swych poszukiwań.
 Dobra wola wikarego została chwilowo obezwładniona nieprzełamanemi przeszkodami. Mimo to, trwał w postanowieniu odwiedzenia nazajutrz Joanny. Obaj doktorzy Pertuiset z Leblond’em, pozwolili mu jechać powozem do szpitala.

∗             ∗

 Dziewiąta rano uderzyła na szpitalnym zegarze, gdy z fjakru, zajeżdżającego przed portyk wysiedli dwaj mężczyźni.
 Był to wikary, w towarzystwie wiernie oddanego sobie Rajmunda Schloss’a.
 Ksiądz d’Areynes, wspierając się na ramieniu nadleśnego, wszedł wraz z nim wgłąb szpitalnego budynku.
 — Idziemy do pana dyrektora — rzekł Rajmund w przejściu do odźwiernego. — I prowadził wikarego do biura.
 — Oto ksiądz Raul d’Areynes, wikary z parafii świętego Ambrożego — rzekł wchodząc do dyrektora.
 — Jak pan widzisz — dodał ksiądz d’Areynes — mimo, że mocno jeszcze osłabiony, spieszę dla dopełnienia objaśnień udzielonych przez pana wczoraj Rajmundowi Schloss, [ 166 ]o tej biednej kobiecie jaką tu odnalazł po długich poszukiwaniach.
 — Wdzięczny jestem panu — odrzekł zarządzający — żeś raczył pośpieszyć na moje wezwanie. Pragnę albowiem byś stwierdził tożsamość osoby Joanny Rivat, a tym sposobem ułatwił mi spisanie aktu cywilnego.
 — Opowiem panu o niej to wszystko, co mi jest wiadomem — odparł ksiądz Raul.
 Dyrektor zasiadł przy biurku, gotów do pisania posłyszanych szczegółów.
 — Przed osiemnastoma miesiącami — zaczął ksiądz d’Areynes — połączyłem związkiem małżeńskim w kościele świętego Ambrożego, Joannę Rivat z jej mężem. Scisłą datę dnia, będziesz pan mógł otrzymać z ksiąg parafjalnych, z których zarówno się dowiesz o jej nazwisku rodzinnym i nazwisku jej męża zmarłego w Wersalskim szpitalu przed siedmioma miesiącami.
 — Zatem ta biedna kobieta jest wdową?
 — Tak, panie.
 — A data zgonu męża?
 — Paweł Rivat zmarł w dniu 18 Kwietnia.
 — Doktór leczący u nas Joannę stwierdził — mówił dyrektor — iż ona na kilka dni przed przybyciem do ambulansu przy ulicy Servan, urodziła dziecię.
 — Uwaga jego była słuszną — odparł wikary. — Joanna na trzy dni przed otrzymaniem rany w głowę, wydała na świat bliźnięta.
 — Bliźnięta? — powtórzył dyrektor.
 — Tak.
 — I cóż się stało z temi dziećmi?
 — Wszelkie usiłowania z naszej strony, ażeby je odnaleźć, okazały się daremnemi.
 Tu opowiedział dyrektorowi znane nam już wypadki.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false