Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 46 ]
VIII.

 Notaryusz rodziny d’Areynes’ów, u którego został złożonym spadkowy majątek po hrabi Emanuelu, był pierwszym, który powiadomił Henrykę o okropnem i niebezpiecznem położeniu, wytworzonem przez szaloną rozrzutność jej męża.
 Do niego więc napisała list pani Rollin, upoważniona ku temu przez księdza Raula, aby rozpoczął potajemnie ścisłe śledztwo, dozwalające zgłębić szczegółowo wydrążoną już otchłań.
 Przeprowadzenie tego śledztwa trwało przeszło miesiąc.
[ 47 ] Jako człowiek sumiennie działający, notaryusz chciał przedstawić fakta już dokonane, niezaprzeczone, na jakich oprzeć byłoby się można.
 Wreszcie, zdecydował się przesłać Henryce te słowa:

„Pani“.
 „Dziś wieczorem, o godzinie dziewiątej, będę miał honor przedstawić się u Niej. Racz pani powiadomić o tem księdza d’Areynes i przyjąć zapewnienie mego wysokiego szacunku i poważania.

 Wiemy, iż pani Rollin wysłała natychmiast list do swego kuzyna i oczekiwała niecierpliwie tak jego przybycia, jako też i notaryusza.

∗             ∗

 Od czasu do czasu Lucyan de Kernoël przerywał głośne czytanie romansu Diekensa, zwracając spojrzenie ku Maryi-Blance, która odgadując znaczenie tego spojrzenia, wpatrywała się weń swemi pięknemi oczyma, pełnemi wyrazu tkliwej miłości.
 Oboje młodzi kochali się nawzajem, mimo że sobie tego nie wyjawili.
 Marja-Blanka rada byłaby usłyszeć z ust młodzieńca te dwa tak lube wyrazy: „Kocham cię!“ Lucyan byłby wygłosił z rozkoszą, nieśmiał jednakże.
 Obawiał się i słusznie, ażeby pani Rollin nie sądziła, że bywając w jej domu nadużył udzielonego sobie zaufania.
 — Matce — mówił — przede wszystkiem wyznam moje uczucia dla córki, które zapewne odgadła i mam nadzieję, że potwierdzi. Będę ją prosił o upoważnienie do otwarcia mojego serca wobec Maryi-Blanki.
 Wziąwszy książkę, zaczął czytać dalej, gdy ukazała się pokojówka Henryki z oznajmieniem:
 — Ksiądz Raul d’Areynes!
 We troje razem, to jest pani Rollin, Marya-Blanka [ 48 ]i Lucyan, zerwali się z pospiechem biegnąc naprzeciw przybyłego, jedynego przyjaciela ich domu.
 — Ksiądz podał im ręce. Uścisnął swoją kuzynkę, Marye-Blankę i Lucyana. Jego przybycie, rozpromieniło oblicza obecnych.
 — Drogi wujaszku! — zaczęła Blanka z komiczną powagą muszę ci wyznać, że niezasługujesz na taką miłość jaką cię kochamy!
 — W czemże to takiem przewiniłem? — pytał ksiądz z uśmiechem.
 — Zapominasz o nas... a to się nie godzi! Przeszło od miesiąca niewidzieliśmy ciebie.
 — Jakto? widziałaś mnie zeszłej Niedzieli w kościele świętego Sulpicyusza, gdziem wygłaszał kazanie.
 — Widzieć cię w kościele, mój wuju, to jakby nie widzieć cię wcale — odparło dziewczę żartobliwie. — Tutaj to do nas przyjść powinieneś!
 — Jestem bardzo zajęty praca, moje drogie dziecko — wyrzekł ksiądz Raul — chciej wierzyć, że jeśli nie przychodzę do was tak często jak bym tego pragnął, to jedynie czas mi na to niepozwala. W naszem ludzkim życiu nie czynimy tego co chcemy, ale to co możemy uczynić!
 — To prawda!-wyszepnęła Henryka z westchnieniem.
 Ksiądz d’Areynes zwrócił się do Lucjana.
 — Otrzymałem — rzekł — wiadomość dla ciebie.
 — List od mego ojca? — zawołał żywo młodzieniec.
 — Nie.
 — Od kogóż więc?
 — Wiadomość z Rady zarządzającej Przytułkami!
 — A! to zapewne o miejscu lekarza asystenta w domu dla obłąkanych, o jakie starałeś się dla mnie księże d’Areynes.
 — Tak, moje dziecię!
 — I jest jakakolwiek nadzieja, że będę je mógł otrzymać?
 — Zostałeś zamianowanym na tę posadę.
 — Czy podobna?
 — Tak, nieodmiennie.
 — Ach! jakże jesteś dobrym mój opiekunie! — wołał [ 49 ]z radością młodzieniec. — Jakże pomyślną przynosisz mi wiadomość! Kiedyż będę mógł objąć to miejsce?
 — Nie tak prędko... Musisz zaczekać sześć miesięcy.
 — Sześć miesięcy! O jakże to długo!...
 — Drobnostka, dla tak pilnego jak ty pracownika. W oczekiwaniu na tę oznaczoną chwilę, będziesz mógł odbywać studya w Salpetrières, a zarazem odwiedzać moją kuzynkę i jej córkę. Zdaje mi się, że to skróci czas tobie o wiele — dodał ksiądz z uśmiechem.
 — Masz słuszność opiekunie. Będę cierpliwie oczekiwał.
 — Lecz jeszcze powiem warunek...
 — Cóż takiego?
 — Chcąc objąć przyrzeczone ci to miejsce, będziesz zmuszonym wyjechać z Paryża...
 Lucyan pobladł na te wyrazy.
 — Wyjechać z Paryża? — powtórzył drżącym głosem.
 — Tak. Zmiana miejsca jest nieuchronną. Przytułek dla obłąkanych, w którym jako doktor asystent obejmiesz obowiązek, znajduje się w departamencie Yonne, w Joigny.
 Zasępione oblicze Lucyana rozpogodziło się nagle.
 — Ach! jakże mnie przestraszyłeś, księże d’Areynes — zawołał z uśmiechem. — Sądziłem, że chodzi o wydalenie się gdzieś na koniec świata!... Wszakże Joigny, to prawie przedmieście Paryża. Dwie godziny jazdy drogą żelazną. To spacer, przechadzka!
 — Przechadzka nieco za długa! — wyszepnęła Blanka z niezadowoleniem.
 — Ależ nie! — odparł ksiądz Raul. — Lucyan będzie mógł raz w tydzień wyjechawszy rannym pociągiem, przybyć do Paryża, do was na śniadanie, a wyjechawszy wieczorem około dziesiątej, stanąć w Joigny o północy. Składa się więc wszystko bardzo dobrze.
 — Raz w tydzień tylko?... to bardzo mało — wyszepnęła Marya-Blanka.
 — Ha! na tym świecie, trzeba umieć się zadowolnić i małem — odparł ksiądz d’Areynes, zamieniając z Henryką znaczące spojrzenie.
 Jeszcze jedno zapytanie — wtrącił de Kernoël. — Czy [ 50 ]ten przytułek, w którym opiekunie czynisz mi nadzieję otrzymania miejsca, jest Rządowym zakładem?
 — Nie, moje dziecko.
 — A więc prywatnym domem zdrowia?
 — Tak, kierowanym przez uczonego lekarza psychjatrę.
 — A zostającym pod administracyą Rady zarządu Przytułków publicznych.
 — Bynajmniej! Dzięki stosunkom przyjaźni, instniejącej pomiędzy dyrektorem Przytułków w Paryżu, a dyrektorem domu dla obłąkanych w Joigny, będziesz mógł otrzymać tę posadę. Dyrektor Przytułków w Paryżu nie mając żadnego wolnego miejsca do rozporządzenia w zależnych od niego szpitalach, na moją prośbę zażądał od swego przyjaciela udzielenia ci miejsca o jakie tak się gorliwie starałeś.
 — Tem więcej się cieszę rzekł Lucyan — że ów zarządzający zakładem psychjatra będzie absolutnym panem u siebie, niepotrzebując prowadzić sporów z administracyą, częstokroć niezgodnie zapatrującą się na żądanie kierującego klinika. Będę więc mógł tam skrupulatnie dokompletować me studya i praktykę prowadzić poważnie. Jak się nazywa ów doktór, który mnie przyjmuje jako współpracownika?
 — Doktór Giroux. Znasz to nazwisko?
 — Znam. Wiele o nim słyszałem. Chwalą ogólnie jego uczoność i pracę.
 — Musisz się porozumieć z nim osobiście co do wysokości wynagrodzenia. Twoja więc podróż do Joigny będzie nieodwołalnie potrzebną. Wszedłszy tam, wymień tylko nazwisko, doktór Giroux jest powiadomionym.
 Ukazanie się pokojówki pani Rollin, przerwało rozmowę. Weszła, oznajmując o przybyciu notaryusza.
 — Blanko!... moje drogie dziecię — rzekła Henryka do córki — mamy pomówić o interesach co potrwa zapewne dość długo. Przejdź z panem Lucyanem do biblioteki i tam zabawiajcie się rozmową, lub czytaniem przez jaką godzinę. O dziesiątej, pożegnasz panie de Kernoël swoją przyjaciołkę i wrócisz do domu. Oto prośba, jaką do ciebie zanoszę.
 — Zastosuje się skrupulatnie do rozkazów pani rzekł młodzieniec.
 Marya-Blanka ucałowała mniemaną swą matkę.
[ 51 ] — A niezapominaj o nas Lucyanie dodała Henryka.
 Oboje młodzi, pożegnawszy księdza d’Areynes, złożywszy ukłon notaryuszowi, weszli do biblioteki, oświetlonej lampą.
 Marya-Blanka usiadła zadumana na jednym z foteli, rozstawionych w około stołu zapełnionego książkami.
 Lucyan stał przed nią z opuszczoną głową.
 Przez kilka chwil nie przemówili do siebie ani słowa, wreszcie Blanka pierwsza przerwała milczenie.
 — A więc zaczęła zwolna, przyciszonym głosem — pan odjeżdżasz z Paryża i tylko niekiedy na kilka godzin widywać się będziemy. A kto wie, czy jakie nieprzewidziane przeszkody nie zatamują i tego przyjazdu... Zniknęły nasze poufne zebrania, nasza lektura... nasze pogadanki, które wnosiły nieco radości w nasze smutne życie!... Opuścisz nasz! i kto wie jeszcze na jak długo!
 Lucyan pobladł Myśli jego łączyły się z myślami dziewczęcia, były niejako ich powtórzeniem. Wspomnienie o blizkiem rozłączeniu zatruwało mu duszę.
 Usiadł obok Blanki, usiłując okazać się spokojnym.
 — Będzie to tylko chwilowem rozłączeniem — odrzekł — rok, lub dwa, najwyżej. Zresztą, wszak mówiliśmy przed chwilą, że Joigny znajduje się tak blizko Paryża. Pociągi kuryerskie jadą szybko, będę więc mógł częściej niż pani sądzisz przyjeżdżać dla przepędzenia kilku godzin przy tobie.
 — Praca zatrzyma cię tam, Lucyanie! — odrzekło dziewczę złamauym głosem. — Będąc zajętym nauką zapomnisz o tych, którzy cię kochają!...
 — Zapomnieć? — zawołał chłopiec. boleśnie dotknięty temi słowy. — Jak możesz Blanko przypuścić coś podobnego? To nazbyt okrutne!... Cierpieć mi dajesz nad siły!
 — Sądzisz więc, że ja nie boleję zarówno?
 — Nie jest to przyczyną, ażeby wątpić o mnie. Ty chyba o mnie zapomnisz!...
 — Ja... zapomnieć? — zawołało dziewczę, spoglądając na Lucyana załzawionymi oczyma— Och!... nigdy!.. nigdy!...
 I nie mogąc dłużej zapanować nad sobą, wybuchnęła łkaniem.
 Kernoël uczuł się być wstrząśnionym do głębi. Te łzy Blanki nie byłyż najwymowniejszym dowodem miłości [ 52 ]dla niego z jej strony? Nie miał odwagi ni siły ukrywać dłużej swych uczuć przed nią i po raz pierwszy dozwolił przemówić swojemu sercu.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false