Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 52 ]
IX.

 — Blanko! — rzekł do dziewczęcia, powiadomionego przeczuciem, że usłyszy nareszcie od tak dawna oczekiwane wyrzeczenie. — Blanko!.. żyjąc dotąd bezustannie obok siebie, poznaliśmy się dobrze nawzajem...
 „Do obecnej chwili szanując moje obowiązki względem rodziny, jaka ufając w mój honor przypuściła mnie do ścisłej poufności, nakazywałem milczenie nadziejom przepełniającym me serce.
 „Do obecnej chwili nie śmiałem ci powiedzieć czego teraz zamilczeć nie mogę... Twoje łzy, te łzy, tak dla mnie drogie, jakie spłynęły z tych oczu na myśl o naszem rozłączeniu upoważniają mnie do przemówienia.
 „Kocham cię Blanko, nie już miłością brata, ale miłością narzeczonego!...
 Dziewczę słuchając tego wyznania z rozkosznym na ustach uśmiechem, przymknęło oczy szepcząc z cicha:
 — Lucyanie!...
 — Blanko! moja ty uwielbiana... powiedz, czy kochasz mnie tak, jak ja ciebie kocham? — mówił młodzieniec pochylony po nad nią i oddechem swoim dotykający prawie jej czoła.
 — Lucyanie!... Lucyanie! — powtarzała pod naciskiem szczęścia owładającego całą jej istotę.
 — Och! odpowiedz!... odpowiedz! — wołał z zapałem. — Czy kochasz mnie o tyle, ażeby mi zaprzysiądz, że do nikogo, jak tylko do mnie należeć będziesz? Że żadne z nas nie ukryje myśli o jakiej by drugie nie wiedziało?... Że [ 53 ]twoje serce tak będzie moim, jak moje do ciebie należy?... Odpowiedz mi na to, odpowiedz... coprędzej!...
 Blanka podniosła swą śliczną główkę i spojrzała na tego, którego słowa tak ją upajały.
 Słaby rumieniec okrył jej policzki. Ogniem miłości zabłysło spojrzenie. Była czarownie piękną w owej chwili, pięknością anioła i kobiety razem.
 Jej usta się rozchyliły i słabym głosem jak podmuch wietrzyku:
 — Kochasz mnie? — wyjąknęła — wiedziałam o tem i ja cię kocham Lucyanie!
 — I zawsze będziesz mnie kochała?
 — Zawsze!
 — Przysięgasz mi to?
 — Przysięgam!
 Młodzieniec pochwyciwszy ręce dziewczęcia okrywał je pocałunkami.
 — A ja — rzekł, po chwili — przysięgam kochać cię niezmiennie do ostatniego tchnienia mojego życia, poświęcić tobie ostatnia myśl moją i ostatnie uderzenie mojego serca! A teraz — mówił dalej — jeżeli mój wyjazd i nasze chwilowe rozłączenie wywołuje łzy twoje, niezawachamsię zrzec tego obowiązku o jaki ksiądz d’Areynes wystarał się dla mnie. Znajdę pozór ku temu, a najlepszym ze wszystkich, będzie powiedzieć prawdę, wyznać że cię kocham i nie mam odwagi wydalić się od ciebie.
 — Nigdy! Lucyanie!.. nigdy! Ty nie uczynisz tego. Ja ci zabraniam! — wołała żywo Marja-Blanka. Należy myśleć o twojej przyszłości, która będzie naszą wspólną, mój ukochany. Trzeba nam się rządzić rozsądkiem. Związani przysięga, czegóż się obawiać możemy? Co znaczy chwilowe to rozłączenie, skoro jesteśmy pewni siebie? Gdy nadejdzie czas oznaczony, pojedziesz do Joigny. Pożegnam cię, nie bez smutku, to pewna, ale z nadzieją, że wrócisz, ażeby mnie pocieszyć... Będę oczekiwała cierpliwie, dopóki sobie nie wywalczysz w medycynie głośnego otoczonego chwałą nazwiska, a wtedy to powiesz mej ukochanej matce i naszemu kuzynowi księdzu d’Areynes:
 „Dajcie mi „Marje-Blankę za żonę, kochamy się oboje“. I wtedy to połączymy się z sobą, ażeby więcej się nie rozdzielać!
[ 54 ]  — O! luba narzeczono moja! — wołał młodzieniec oszołomiony miłością — czy zawsze tak myśleć będziesz?
  — Zawsze!
  — Cokolwiek bądź by nastąpiło?
  — Tak. Zresztą cóż mogłoby nastąpić takiego? Jakaż zapora mogłaby przeszkodzić naszemu związkowi? Wierz mi, iż nic w świecie nie zdoła zmienić mojego serca, nic nie jest w stanie złamać mej woli! Należę do ciebie Lucyanie, jak ty do mnie należysz teraz i na zawsze!
  Kernoël, pochwyciwszy ręce dziewczęcia, poniósł je do ust, mówiąc:
  — Wierzę ci!... i ufam!
  Dziesiąta uderzyła na bibliotecznym zegarze. Blanka powstała.
  — Godzina swobody, jaką nam udzieliła moja matka, upłynęła! — zaczęło dziewczę z uśmiechem. — Posłusznemi być trzeba. Rozejdźmy się... Do jutrzejszego zatem widzenia, mój ukochany.
  I podała czoło Lucyanowi, który na tem czystem dziewiczem czole złożył pierwszy pocałunek oblubieńca.

∗             ∗

  Wierny przyjętemu obowiązkowi, notaryusz rodziny d’Areynes’ów, przynosił Henryce Rollin niezbędne objaśnienia, wynikłe z przeprowadzonego przezeń śledztwa nad postępowaniem Gilberta, śledztwa bardzo potrzebnego, a wywołanego licznemi reklamacyami, wierzycieli, tajemniczo ostrzegawczemi listami dającemi poznać prawdę, w jej przerażającej ważności.
  Przyjąwszy zarząd i kierownictwo spadkowemi interesami po hrabi Emanuelu, zapewniającemi dochody jego synowicy, notaryusz paryzki czuwał po nad tem wszystkiem z ojcowską pieczołowitością.
  Korzystając, ze swobody działania, jaką mu nadawała otrzymana, plenipotencya, szczęśliwie poumieszczał pieniężne kapitały, powiększył dochody z dóbr ziemskich hrabiego przez [ 55 ]systematyczny wyrąb lasów, podnosząc tym sposobem i wartość wajątkową Fenestranges.
 Na co się to jednak przydało?
 Rozrzutność Gilberta Rollin, któremu żona w ciągłem zaślepieniu mimo gorzkiego doświadczenia, udzieliła upoważnienie do odbierania dochodów, wprawiła notaryusza w takie rozjątrzenie, iż postanowił powiadomić Henrykę o tem co się działo.
 Cios był strasznym.
 Biedna kobieta wierzyć temu zrazu niechciała i dla przekonania się o prawdzie, zażądała dowodów.
 Nadeszła chwila, gdzie notaryusz złożył te dowody przed jej oczyma, a były one bardzo liczne i nie ulegające zaprzeczeniu.
 — Łaskawy panie z— aczęła Henryka, gdy notaryusz zajął miejsce w saloniku, przy stole, na którym złożył tekę wypchaną papierami — przede wszystkiem śpieszę ci złożyć podziękowanie żeś raczył zadość uczynić mej prośbie. Honor mego nazwiska zadraśniętym został, mam więc prawo i obowiązek zbadać przyczyny tych smutnych następstw, ażeby im zapobiedz, jeżeli to będzie jeszcze możebnem!
 Jestem panu nad wyraz wdzięczna, żeś zechciał w tej tyle ważnej dla mnie kwestyi wykroczyć po za spełniane przez ciebie obowiązki i zająć się przeprowadzeniem śledztwa, co leży po za obrębem twych działań.
 Będąc przyjacielem mego ukochanego stryja i moim pan pozostałeś Powołując się na tę przyjaźń, ośmielam prosić cię o pomoc. Przyrzekłeś mi ją, a moja wdzięczność jest dla ciebie bez granic!
 — Do podziękowań mojej kuzynki, dołączam i moje — rzekł ksiądz d’Areynes.
 — Notaryusz ukłonił się, widocznie wzruszony tem i wynurzeniem wdzięczności na jaką w rzeczy samej zasługiwał.
 — Będziesz pan więc mógł przedstawić mi szczegóło wo dowody, jakie poznać pragnę? — pytała pani Rollin.
 — Tak pani, lecz...
 — Lecz co?
 — Obawiam się, czy pomienione szczegóły nie zranią twej osobistej godności, jako kobiety i matki?
 — Bądź pan spokojnym! odparła Henryka z wyrazem [ 56 ]głębokiego smutku. — Moje serce nawykło do cierpień, broczy krwią ono, a gdy dawne rany jeszcze się nie zabliźnią, przybywyją nowe!...
 — Przedstawię więc pani prawdę, całą prawdę... jakkolwiek bądź byłaby ona okrutną!
 — Proszę o to.
 Notarjusz otworzył tekę i z pośród mnóstwa papierów wyjął wielki arkusz pokryty pismem i cyframi, a spojrzawszy nań, tak zaczął:
 — Od lat ośmiu, pani, dzięki moim staraniom zdołałem powiększyć dochody z majątku, z którego dochody nieodżałowany mój klijent hrabia Emanuel d’Areynes przeznaczył pani w testamencie Przewyżka ta przedstawia pani rocznie sumę trzysta tysięcy franków. A zatem w miejsce stu siedemdziesięciu tysięcy jakie pani pobierać miałaś, przelewam corocznie wbrew mojej woli, powyższą przewyżkę, wraz z przynależnościami dochodami od kapitału na ręce męża pani, pana Gilberta Rollin, któremu pani nierozważnie udzieliłaś pełnomocnictwo do odbierania pieniędzy.
 — Mogłażem inaczej uczynić? — wyszepnąła smutno — Henryka.
 — Mogłaś kuzynko! — zawołał ksiądz Raul. — Doświadczenie z przeszłości, winno ci było służyć w tym razie za przewodnika. Jest to słabość charakteru nie do wybaczenia, powtórzenie tego co doprowadziło was oboje do czarnej nędzy na lat kilka przed śmiercią twojego stryja.
 Pani Rollin w milczeniu pochyliła głowę.
 Czuła ona słuszność w uwagach kuzyna.
 — Czy pani wiesz? — mówił dalej wikaryusz, że jej małżonek wybrał w ciągu lat ośmiu miljon sześćset tysięcy franków, a przez lat siedemnaście, trzy miljony sto trzydzieści tysięcy franków. Cyfra jest okrągła, jak pani widzisz?
 — Zdaje mi się, że sto siedemdziesiąt tysięcy franków powinny były wystarczyć na utrzymanie domu? — wtrąciła nieśmiało Henryka.
 — Zapewne! ale mąż pani innego był zdania.
 — Gilbert upewniał mnie, że jego wyścigowe stajnie przynosiły mu wielkie korzyści...
[ 57 ] Mąż pani, w rzeczy samej wydawał na to znaczne sumy pieniędzy — odparł notaryusz — ale le sumy jednak nie pokrywały kosztów utrzymania stajni. I o tóż dziś passywa męża pani, dosięgają cyfry czterystu dwudziestu sześciu tysięcy franków!
 — Długu powtórzyła Henryka z przerażeniem.
 — A byłyby one jeszcze znaczniejsze — mówił notaryusz — gdyby mąż pani nie wyrównywał dochodami z gry w karty, tego co mu konie nie dały!
 — Co pan chcesz przez to powiedzieć? — pytała z niepokojem pani Rollin
 — To, że mąż pani grywa jak się okazuje bardzo szczęśliwie i po kilku znaczniejszych przegranych, zaczął wygrywać bez przerwy, skutkiem czego miał kilka zajść skandalicznych, ale bądź co bądź zmniejszył temi dochodami passywa o jakich pani mówię.
 Tu wziąwszy przyniesiony z sobą arkusz papieru, notaryusz zaczął czytać głośno spis wierzycieli, bardzo długi, spis fabrykantów, spis powozów, sprzedających konie, siodlarzy, właściciel składów towarów jedwabnych, jubilerów, krawców, szewców, lichwiarzy różnego rodzaju, na czem się zatrzymał. — Wszystko więc nareszcie? — zapytała Henryka.
  — Niestety nie pani... jeszcze nie wszystko!...
 — Dla czego więc pan przerywasz?
 — Ponieważ następuje szczegół bardzo ważny...
 — Jestem na wszystko przygotowaną.
 — A więc zaczynam. Pan Rollin zaciągnął dług sto pięćdziesiąt tysięcy franków, na cztery od sta, za którą to sumę kupił pałacyk przy ulicy de Prony...
 — Pałacyk? — zawołali razem Henryka z księdzem d’Areynes.
 — Jest to podarunek ofiarowany przezeń pewnej damie z pół światka, imieniem Oktawii, głównej jego metresie...
 — Boże!... wielki Boże! jąkała nieszczęśliwa żona, zakrywając twarz rękami.
 — Której od lat pięciu — ciągnął notaryusz dalej-wypłaca regularnie po pięć tysięcy franków miesięcznie, prócz innych drogocennych darów.
[ 58 ] Ksiądz d’Areynes nie mógł powstrzymać oburzenia.
 — Ha! nędznik!... — zawołał — i to pieniędzmi żony i córki!!... do jakich niema żadnego prawa!“
 — Boże! czemuż raczej nie ześlesz mi śmierci? — szeptała Henryka ze łkaniem.
 Nie pani!! żyć teraz powinnaś — odrzekł notarjusz. Potrzeba się tobie uzbroić w odwagę i żyć pomimo wszystko, żyć... by nie zostawić dziecka sierotą, na łasce zwyrodniałego ojca rozrzutnika!




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false