Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XXXVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 212 ]
XXXVI.

 Tego wieczora, podczas gdy mgła gęsta Listopadowa lodowata zalegała ulice Paryża, trzech mężczyzn postępowało jeden za drugim z twarzami zakrytemi, od góry przez szerokie skrzydła kapeluszy, a z dołu chustkami zawiązanemi aż do nosa.
 Wyszedłszyz ogrodu Luksemburgskiego, zwrócili się przez Vaugirard na ulice Ferron.
 Byli to przebrani za robotników trzej znani nam złoczyńcy, Gilbert Rollin, de Grancey i Serwacy Duplat.
 Idący na przodzie zatrzymał się. Dwaj inni z nim się połączyli.
 Zamieniwszy z towarzyszami po cichu słów kilka, rzekł do nich:
 — Zawróćcie placem św. Sulpicyusza, a ja pójdę ulica Vaugirard. Gdybym nadszedł pierwszy, zaczekam na was w głębi podwórza, przed korpusem domu. Idźcie zwolna jeden za drugim, aby nie budzić podejrzeń odźwiernej.
 Tu rozeszli się z sobą.
 Godzina zbrodni nadeszła. Tego wieczoru Joanna Rivat zgładzoną być miała.
 Noc ciemna, ponura, jak gdyby sprzyjała zamiarom zbrodniarzów. Mgła coraz gęstszą się stawała.
 Trzej łotrzy szli zwolna, trzymając się ścian domów rękoma, pośród tych nieprzejrzanych mglistych obłoków opadających na ziemię.
 Na rogach ulic bardziej uczęszczanych stali strażnicy miejscy z zapalonemi pochodniami rzucającemi drżące światło na chodniki i środki tychże.
[ 213 ] Grancey szedł śmiało nie obawiając się ciemności.
 Brama domu pod numerem 6 była zamknięta, lecz furtkę w niej pozostawiono otwartą. Przestąpił ją bez wachania i znalazł się w dziedzińcu tak ciemnym, jak dno studni.
 Czerwona latarka postawiona na kupie gruzów błyszczała słabo jak świecący robaczek.
 Niechcąc się potknąć o porozrzucane materyały, podszedł w stronę korpusu domu i oczekiwał.
 — Róża odniesie swoją robotę do pracowni o ósmej godzinie — wyszepnął. — Szósta tylko co wybiła na wieży kościoła św. Sulpicyusza, mamy więc przed sobą więcej czasu niż trzeba na dokonanie zamiaru, jaki nie zawiedzie, mam nadzieję.
 Lotr ten, jak widzimy, nie wiedział, że Róża pracowała jeszcze w tej chwili w magazynie przy ulicy de Sèvres.
 Gilbert Rollin z Duplat’em nadeszli od strony ulicy Ferron.
 Ciemności niepozwalały im rozeznać numeru domu, ale Serwacy rachując zatrzymał się przed noszącym numer 6.
 — Otóż jesteśmy! — rzekł. — Wejdźmy cicho.
 Weszli w podwórze.
 Pomimo wszelkich ostrożności Grancey dosłyszał słaby odgłos ich kroków na bruku dziedzińca.
 Ażeby dać znać o sobie, gwizdnął głucho. Duplat natenczas ująwszy pod rękę Rollina, prowadził go w stronę zkąd pochodziło gwizdnięcie.
 — Jestem! — wyszepnął Grancey, skoro przyszli ku niemu. — Trzeba przestąpić trzy wschody.... Uważajcie, ażeby się nie potknąć i idźcie za mną krok za krokiem.
 Wszedłszy w głąb korpusu domu, zatrzymali się przy wschodach.
 — Latarnia!-wymruknął Grancey.
 Serwacy sięgnął do kieszeni paltota i wydobył miniaturową latarkę, zamykana blaszanemi drzwiczkami. Grancey, zapaliwszy ją, przymknął drzwiczki, zostawiwszy tylko jeden promyk światła.
[ 214 ] — To nam wystarczy — rzekł — zresztą mgła gęsta niedozwoli spostrzedz blasku na zewnątrz.
 — Gdzie idziemy? — zapytał Rollin.
 — Na poddasze piątego piętra. Są drzwi otwarte, w razie potrzeby znajdziemy tam schronienie.
 Szli wszyscy trzej po wschodach, przesuwając się między szczątkami belek i gruzów, jak mary pokutne.
 Na czwartem piętrze Grancey zatrzymał się przy drzwiach i przyłożył do nich ucho.
 — Ona tu mieszka — rzekł przytłumionym głosem. — Słyszałem szmer jakiś, widocznie są obie w domu. Wykonamy nasz plan skoro dziewczyna pójdzie do pracowni odnieść robotę. Tymczasem zaczekać nam trzeba.
 — A jeżeli ona nie wyjdzie wcale do szwalni z przyczyny mgły gestej? — wtrącił Gilbert.
 — Tem gorzej dla niej — odparł Grancey — nie nasza będzie w tem wina.
 — A to co? — pytał Duplat wskazując otwarte okno przy drzwiach na podwórze.
 — To wejście na rusztowanie dom otaczające. Tamtedy to udajmy się w stanowczej chwili i oknem mieszkania Joanny Rivat do niej wejdziemy.
 —Jestże mocno zrobionem to rusztowanie?
 — Niema niebezpieczeństwa. Ustawili podpory przez całą długość, aż do ścian sąsiedniego domu. Idźmy na piąte piętro i dalej do dzieła!
 Dzieło to polegało na wyjęciu szrub z podpór, na których spoczywała wyższa część rusztowania, wielce ciężka sama przez się, a nadto obciążona naczyniami z cementem i zapasem cegieł.
 Po upływie godziny ukończyli robotę.
 Dość było teraz pociągnąć za uwiązaną u góry line, ażeby wyższa część rusztowania zwaliła się z czwartego piętra na dziedziniec.
 — Dalej teraz na poddasze, odpoczniemy trochę i porozmawiamy — rzekł Grancey.
 — Mów! — rzekł Duplat, gdy się znaleźli w stancyjce najwyższego piętra.
[ 215 ] — Oto mój program. Rozważyłem ściśle szczegóły. Dziewczyna, mieszkająca tu z Joanną, wyjdzie ztąd na dziesięć minut przed ósmą, ponieważ o ósmej punktualnie już musi być w pracowni. Nieobecność jej potrwa z jakie trzy kwandranse. Skoro powróci, sprawa już będzie skończoną.
 — I dobrze skończoną! — dodał Duplat.
 — Przed odejściem dziewczyny, zajmiemy nasze stanowiska, a skoro wyjdzie i ucichnie odgłos jej kroków na wschodach, wejdziemy do mieszkania, gdzie będzie samą Joanna.
 — Któż jej cios zada? — pytał Rollin drżącym głosem.
 — Bez rozlewu krwi! — rzekł żywo Grancey. — Jedno dobre ściśnięcie gardła, wystarczy. Skoro zgładzona ostygnie, zaniesiemy ją na dziedziniec, pociągniemy za sznurek, zwali się wtedy rusztowanie i zmiażdży ją. Nikt nie domyśli się zbrodni, a co najwyżej przedsiębiorca będzie odpowiedzialnym za złe ustawienie rusztowania.
 — Gdyby dziewczyna nie wyszła? — pytał powtórnie Gilbert.
 — Mówiłem już... Tem gorzej dla niej!...
 — Dwa trupy! —szepnął ze wstrętem Gilbert.
 — Na co te czułości? Jeśli nie wyjdzie i ją chwycimy za gardło.
 — Winniśmy jednak przewidzieć wszystko mówił dalej Rollin. Joanna Rivat zna mnie i zna Duplat’a. Gdyby wskutek jakiegoś nieprzewidzianego wypadku zamiar nam się nie udał, bylibyśmy zgubieni bezpowrotnie.
 — Pomyślałem o wszystkiem — rzekł Grancey dobywając z kieszeni trzy czarne maski jedwabne. — Nałożymy to na twarz, a wtedy i sam dyabeł nas nie pozna!...
 Szczęk stłuczonego talerza przerwał mu mowę.
 — Co to jest? — wyszepnął z przestrachem Gilbert.
 — Tłuką talerze zaśmiał Serwacy Duplat.
 — Ten hałas pochodzi z mieszkania Joanny — wtrącił Grancey. — Nakrywają widocznie do stołu, mamy czas więc jeszcze. Zamilknijmy i uzbrójmy się w cierpliwość.
 W rzeczy samej ten hałas pochodził z mieszkania [ 216 ]Joanny, talerz wypadł z jej rąk na podłogę i rozbił się na szczątki.
 Stół był nakryty, jedzenie gotowe, oczekiwała tylko na Różę, ażeby zasiąść do stołu.
 W pół do ósmej wydzwonił zegar wiszący po nad kominkiem w mieszkaniu Joanny.
 W ciągu pół godziny dziewczę wrócić miało, a nie wyjść jak sądził Grancey, który trzymając w ręku zegarek, liczył minuty.
 Z dojściem trzech kwadransów na ósmą:
 — Dalej zawołał na towarzyszów — maski na twarz... do dzieła, już czas!
 Serwacy z Gilbertem, jak na komendę pokryli twarze maskami.
 Rollin zaledwie był w stanie utrzymać się na nogach. Spostrzegł to były kapitan kommunistów.
 — Ha! ha! pryncypale — zawołał — czy chcesz nam zemdleć tu jak kobieta?
 — Nie!... idźmy — wyszepnął Gilbert, usiłując zapanować nad sobą.
 Zeszli zwolna z kilku wschodów, dzielących ich mieszkania Joanny.
 Serwacy przeszedł wierzchem brzeg okna otwartego na rusztowanie i zniknął we mgle jeszcze bardziej gęstej niż przed tem. Grancey z Rollinem ukryli się po za stosami desek i cegieł.
 Znajdowali się już o dwa kroki tylko od mieszkania Joanny.
 Mniemany wicehrabia zamknął latarkę i schował ją do kieszeni.
 — Za kwandrans przeszkoda usuniętą będzie, a moje małżeństwo z Maryą-Blanką możliwem się stanie — szepnął na ucho drżącemu jak liść Gilbertowi temu nędznikowi, który jednak w bitwie pod Montretout, okazał się tyle odważnym i dzielnym. Ha! bo rzecz inna jest wystawić pierś na kule nieprzyjacielskie, a inna widzieć przed oczyma trójkątnynóż gilotyny.
[ 217 ] Duplat stanąwszy na rusztowaniu pochylony pray oknie zaglądał do pokoju Joanny.
 Przeszkadzały mu wtem muślinowe zapuszczone firanki, zdołał jednak rozeznać blaszany piecyk umieszczony przed kominkiem i kobietę ku temu zwróconą, czuwającą nad postawionym na nim rądelkiem.
 Skoro się obróciła, poznał Joanne Rivat, ale zestarzałą, zmienioną.
 — Ale gdzie to młode dziewczę? — wyszepnął do siebie — pewno jest w drugim pokoju.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false