Adam Szaleniec/W klasztorze

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Adam Szaleniec
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Cały tom VI
Download as: Pobierz Cały tom VI jako ePub Pobierz Cały tom VI jako PDF Pobierz Cały tom VI jako MOBI
Indeks stron
[ 55 ]
4.
W KLASZTORZE

 W klasztorze tym galerye uszkodzone, arkady popękały, i polne kwiaty zbiegły gromadami z gór w dziedzińce. W świątyni, ogołoconej z Boga, gdzie ołtarz główny stał niegdyś, dwa czy trzy kamienie trzymają się razem jeszcze; na murach można jeszcze rozpoznać miejsce, gdzie były obrazy, choć już niema obrazów, bo wilgoć nie śmie się zbliżyć do dawnego [ 56 ]przybytku świętych. Arkady, powstrzymujące skruszone sklepienie, idą szeregiem jedne za drugiemi, a u stóp ich, gdzie się zapadła podłoga, widać trumny napół strzaskane, rakwie[1] napół otwarte, pomieszane w podziemiach. Spojrzyjcie lepiej, spostrzeżecie proch w ich głębokościach pod pajęczyną splątaną, kędy pająk kołysze się w środku swojej sieci: to ostatni stróż popiołów zapomnianych od dawna.
 Dalej korytarze tworzą labirynt z resztkami ozdób gotyckich. Stąd idą schody na drugie i trzecie piętro; lecz przejść kilka stopni, schody się urywają i staniecie między ruinami w dole i posowami w górze: stamtąd zwisają stropy, belki, różyce gotyckie, podobne do stalaktytów dzikiej jaskini; dodajcie do tego cały las pnących się roślin, łąk, ziela, w każdej celi miasto podłogi i bluszcz, który giętkiemi ramionami ujmuje krzyż klasztorny w uścisk zieloni.
 Lecz pocóż z tylu szczegółami opisuję dziś to miejsce?
 Bo wczoraj doznałem tam napadu szaleństwa trwającego przez cały dzień i część nocy. Zaledwie nad ranem szał mię opuścił. Ach, dobrze jest bez rozumu stać ponad grobami ciał bez duszy tam, kędy ludzie boją się wejść, gdzie wchodzą tylko z wstrętem. O Polsko, Polsko! Och Maryo! cóż stało się z memi nadziejami? z moją młodością? Zaledwo mogę odzyskać rozum, który mię opuścił.
 Czyż po to urodziłem się człowiekiem, aby zaraz stracić stanowisko wśród ludzi? Czyż dlatego urodziłem się Polakiem, abym nie mógł bronić swej ojczyzny? Czy kochałem tylko po to, aby utracić kochankę na zawsze po wszystkie lata życia swego na ziemi, po wszystkie wieki życia swego w wieczności? Czyż dlatego jedynie dostała się duszy mojej siła, abym jej używał przeciw sobie, nie mogąc rozwinąć jej na zewnątrz? Czy dlatego przypadła mi wyobraźnia ognista, abym cierpiał jak skorpion objęty [ 57 ]płomieniami? Ach, znowu myśli moje się mieszają i rosną tylko w jedną, jedyną, ogromną, niezmierną, straszliwą, na którą niema innej nazwy w języku ludzkim jak wstyd, a jednak tysiąc słów zbyt słabych, aby wyrazić ją całą.
 Nie przypominam sobie dobrze, co wczoraj czyniłem przy świetle księżyca. Zda je mi się, że walczyłem z kamieniem jakiegoś grobowca, bo czuję ból z boku i widzę plamy sine na mej piersi. Ach, przypominam sobie teraz! Zabiłem gada, który wypuszczał z siebie jad do grobu zmarłego; potem uplotłem wianek ze stokroci i rzuciłem go na jego drgające ciało. A później, a później, potem... Zdaje mi się, że spałem z otwartemi oczyma, bo miałem księżyc ciągle w źrenicy. Nie wiedziałem kędy skryć głowę. Ten księżyc palił mię jak południowe słońce. Hurra! Naprzód! Broń w kozły! Wymiećcie równinę blaskiem waszych kos, niech staną się tęczą naszego zbawienia! Bagnety w krzyż! szable w górę! Dobrze! Marsz! Nabijać! Ach!
 Gdzież jestem znowu? Co ze mną się dzieje? Quem tu,  Melpomene...  placido lumine.  Eternal spirit of the chainless mind.[2] Nie, nie. Nie to; chcę pisać, lecz nie to, coś innego; płynie mi to z pod pióra, choć nie chcę tego. Wstyd! W tem słowie zawarta cała moja przyszłość aż do grobu, i cała przyszłość za grobem aż do... Szalony! Alboż za grobem może być aż do?... Od kolebki zaledwo lat kilka miałem bez plamy. Mleko, które ssałem z piersi mojej mamki, koń drewniany, ołowiana szpada, gonitwa za motylem w ogrodzie, oto są moje wspomnienia najpiękniejsze, najczystsze.
 Reszta pokryta jest całunem, i nic nie może i nic nie będzie mogło go zerwać, tak jak tuniki Dejaniry[4] nie można było zerwać z piersi bohatera.

Przypisy

edit
  1. Rakiew — trumna.
  2. Którego ty Melpomene[3]... spokojnem światłem. Wieczysty duchu myśl niespętanej.
  3. Melpomene, bogini poezyi.
  4. Tunika Dejaniry — koszula paląca ciało, którą przez pomyłkę Dejanira posłała mężowi Heraklesowi.


 #licence info
   
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false