Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 87 ]
XX.

 — Tylko do ojca-odrzekł Grancey.
 — Prawda — szepnęła Róża ze łzami w oczach. — Matka moja nie żyje, została zabitą, wiedziałam o tem, mimo to łudziłam się nadzieją.
 — Matka pani żyje — odrzekł były kryminalista.
 — Żyje? — zawołała Róża — jestześ tego pewnym?
 — Niech pani nie cieszy się zawczasu.
 — Dlaczego? Dla czego nie mam się cieszyć, kiedy matka ma żyje?!
 — Dla tego, że jest obłąkaną.
 — Obłąkaną! powtórzyła przerażona — jak mama Joanna.
 — Oddawna!... Znaleziona na ulicy między trupami dnia 28 maja 1871 r. odesłaną była do szpitala, gdzie odszukał ją ojciec pani i dowiedział się, że uciekając wraz z panią z płonącego domu padła raniona na bruk i że jakiś przechodzeń uważając ją za zmarłą wziął panią z jej rąk i w ten sposób ocalił od śmierci. Później matka pani odzyskała zdrowie, lecz utraciła zmysły na zawsze.
 — Biedna matka — odrzekła. Róża łkając. — Dla czego ojciec nie szukał mnie wtedy?
 — Niech pani nieobwinia go niesprawiedliwie. On sterał życie swoje na bezustannych poszukiwaniach, ale nie [ 88 ]mając najmniejszej wskazówki, jak mógł odnaleźć człowieka, który wziął panią od matki. Cudem tylko natknął się na niego i uzyskał ślad, z którego skorzystałem, by wrócić trochę szczęścia temu nieszczęśliwemu, a najlepszemu ojcu, opłakującemu panią od lat siedemnastu.
 — Powiedział mi pan, że Rada dobroczynności publicznej uważa mnie za zmarłą. Dla czego?
 — W domu zdrowia w Blois, dokąd udałem się idąc za śladem pani, oświadczono mi, że pani uciekła i że prawdopodobnie odebrała sobie życie.
 — Odebrałam sobie życie... ja? — powtórzyła Róża zdumiona.
 — Ogólnie przypuszczano, żeś uczyniła to pani z tęsknoty po pewnej chorej, do której przywiązała się bardzo. Wszyscy podzielali to przekonanie z wyjątkiem mnie jednego.
 — Z wyjątkiem pana?
 — Tak i zaraz zrozumie pani dla czego. Powiedziałem sobie, że skoro tak tęskniła pani za Joanną, to prawdopodobnie opuściła przytułek nie dla tego, by pozbawiać się życia, lecz aby połączyć się z osobą ukochaną. Rozpocząłem więc poszukiwania, nie zniechęcając się bynajmniej niepowodzeniem i w końcu odszukałem Joanne Rivat, żebraczkę z pod kościoła św. Sulpicyusza i panią.
 — Rzeczywiście kochałam i kocham Joanne Rivat całą duszą odrzekła Róża — ona tyle wycierpiała.
 — Ale Joanna Rivat nie jest matka pani — odparł Grancey, obawiając się, by przywiązanie to nie stanęło mu na przeszkodzie w jego zamysłach. — Rzeczywista matka pani żyje... i ona również wycierpiała wiele i utraciła zmysły po stracie pani. Kto wie, czy nie odzyska ich, zobaczywszy cię. Masz pani ojca, opłakującego cię od lat ośmnastu, któremu rozpacz po tobie pobielała włosy. Jak on będzie kochał panią. Jak szczęśliwym uczynisz go pani! Posiadasz pani rodzinę własną, do niej należysz, a nie do Joanny Rivat! Ona jest dla pani obcą.
 — Rozumiem to! — odrzekła, nie mogąc powstrzymać płaczu. Niech pan przebaczy mi te łzy. Wzruszyła mnie wiadomość, z którą pan przybył i to w chwili, w której [ 89 ]Joanna Rivat udała się po swoje dzieci. Żal mi jej na myśl, że po powrocie do domu nie zastanie mnie...
 — Pocieszy się widokiem dzieci!...
 — To prawda!
 — Przy córkach jej staniesz się pani zupełnie obcą. Tymczasem obowiązek nakazuje pani nie wachać się ani chwili i powrócić do ojca i swej matki nieszczęśliwej.
 — Ja nie wacham się i spełnię swój obowiązek tembardziej, iż jest on dla mnie przyjemnym, zbliży mnie bowiem do osób, które i ja opłakuję. Ale niepowiedział mi pan jeszcze, jak się nazywa mój ojciec?
 — Gilbert Rollin.
 — A matka?
 — Henryka. Imię Róża nadanem zostało pani w merostwie, rzeczywistem zaś pani imieniem jest Marya-Blanka.
 — Gdzie mieszka mój ojciec?
 — W Lotaryngii, w pałacu Fenestranges, dokąd zobowiązałem się przywieźć panią, ale jestem pewien, że później zamieszka wraz z panią w Paryżu w swoim pałacu przy ulicy Vaugirard.
 — W pałacu Vaugirard — powtórzyła Róża zdziwiona.
 — Ojciec pani jest bogatym...
 — Ale jest dobrym człowiekiem?
 Grancey bez namysłu, bez cienia uśmiechu ironicznego odrzekł:
 — Powiedziałem już pani, że jest najuczciwszym i najszlachetniejszym człowiekiem na świecie. Szczęśliwe dziecko doprawdy, które może mieć takiego ojca.
 — Jak pan sądzi, czy po przyjeździe do Paryża pozwoli mi widywać Joanne Rivat?
 — Nie ulega wątpliwości, ile razy pani zechce.
 — Kiedy mamy wyruszyć do Fenestranges?
 — Dziś jeszcze wieczorem.
 — Dziś wieczorem? — powtórzyła Róża zdziwiona, nie spodziewała się bowiem tak rychłego wyjazdu.
 — Nie możemy zwlekać, gdyż idąc do pani, zawiadomiłem go depeszą o naszym przyjeździe. Nie powinna pani sprawić mu zawodu!
 — O której godzinie wyjedziemy?
[ 90 ] — Pociąg odchodzi o wpół do siódmej, jutro więc o jedenastej z rana będziemy w Fenestranges.
 — Ja jednak nie jestem gotową do podróży.
 — To też niech pani weźmie z sobą tylko trochę bielizny w walizkę. Fenestranges położona jest blizko Nancy. Tam pani zaopatrzy się we wszystko.
 Byłam robotnicą w pewnym magazynie, muszę więc o moim wyjeździe uprzedzić właścicielkę jego.
 — Niech pani napisze list, ja zaniosę go na pocztę, a pani tymczasem przygotuje się do drogi.
 — Dziękuje panu.
 Róża usiadła przy stoliku i w kilku wierszach zawiadomiła swą pracodawczynię, że ważny interes zmusił ją do natychmiastowego wyjazdu z Paryża, przyczem w serdecznych wyrazach dziękowała jej za okazaną dobroć.
 Grancey obawiając się, by Róża nie pomieściła żadnej kompromitującej wskazówki, przeczytał list, lecz znalazłszy go dobrym, zakleił kopertę i oddał jej do zaadresowania, poczem wziął list i przyrzekłszy powrócić za godzinę, opuścił mieszkanie Róży, lecz zamiast zanieść list na pocztę, udał się do sąsiedniego handlu win, gdzie w osobnym gabinecie oczekiwał na niego Serwacy Duplat.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false