Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron

[ 23 ]

IV.

 Na to zapytanie d’Areynes, jak gdyby poruszył głową. Wysiłek woli zgalwanizował na chwilę nerwy i muskuły, obezwładnione paraliżem.
 Dźwięk chrypliwy, rodzaj świszczenia, wybiegł z jego zaciśniętego gardła.
 Mimo, że ów dźwięk był bardzo niewyraźnym, obecni zrozumieli, że hrabia chciał przecząco odpowiedzieć..
 — To źle!... źle bardzo.... — rzekł doktór, — bo jakkolwiek bądź mam wszelką nadzieję uratowania ciebie i przywrócenia ci mowy, Bóg tylko jest panem życia ludzkiego. Jeżeli chcesz, hrabio, sprowadzę notaryusza, możesz pisać testament bez świadków.
 — Nie! — odpowiedział chory spojrzeniem.
 — To może w obec którego z członków twojej rodziny?
 — Tak, — rzekł ruchem powiek.
 — Kogóż więc sobie życzysz? — pytał Pertuiset dalej.
 — Ach! ja wiem kogo pan żąda!... — zawołał Piotr Rénaud. — Wiem panie?
 — Kogo?
 — Księdza d’Areynes, wikarego z parafii świętego Ambrożego. Jestem pewien, że się nie mylę! — Spojrzyj pan na twarz pana hrabiego!...
 Uszczęśliwiony, że go zrozumiano, chory, w rzeczy samej miał twarz rozpromienioną.
 Dwukrotnie podniósł i opuścił powieki, co znaczyło:
 — Tak,... tak!
 — Masz słuszność, — rzekł doktór, — takiem jest rzeczywiście życzenie mojego przyjaciela, ale nieszczęściem zdaje mi się być ono niemożebnem do wykonania. Ksiądz d’Areynes przebywa w Paryżu. Pisać do niego lub posłać mu depeszę, niepodobna, ponieważ Prusacy zajęli poczty i wszystkie linie telegraficzne. Żadna droga nie jest dla nas otwartą. Armija niemiecka idzie w tej chwili na Paryż, pozbawiając nas wszelkich środków korespondencyj.
[ 24 ] Bolesna zmarszczka zarysowała się na czole hrabiego. Utkwił spojrzenie w Rajmunda.
 — Zrozumiałem! — zawołał tenże, wyciągając swe obie ręce ku paralitykowi Zrozumiałem mój dobry panie! Żaden list ani depesza przedostać by się obecnie nie zdołały, lecz można znaleść posłańca, któryby przedostawszy się przez hordy pruskie, przybył do Paryża za nim oni staną pod ego murami. Tym posłańcem, ja będę!
 Źrenice hrabiego radością zapromieniały. Nie liczył na taką ofiarę ze strony wiernego sługi.
 — Ty byś to uczynił Rajmundzie? — wykrzyknął Pertuiset zdziwiony, o tyle bowiem ów zamiar zdawał mu się być trudnym i niebezpiecznym.
 — Będę się starał, panie doktorze, i mara nadzieję, że mi się uda. Jeżeli niemcy zajęli główne drogi, stary kupiec Rajmund Schloss, zna kręte ścieżki, niedostępne przejścia dla tych, którzy o nich nie wiedzą. Nie mówię, ażeby mi to dokonać się udało, bez trudu, lecz przejdę.... przysięgam, że przejdę! Zanim zostałem strzelcem, a potem ogólnym nadzorcą lasów u pana hrabiego, odbyłem ze dwadzieścia razy taką pieszą wędrówkę z Fenestranges do Paryża. Nie zabłądzę więc i jakkolwiek bądź chytrymi są ci przeklęci niemcy, ja będę od nich chytrzejszym.... Przedostanę się, i przybędę!
 Oblicze hrabiego rozpogodziło się z każdą chwilą. Usiłował poruszyć się, ale paraliż przykuwał go w miejscu.
 — Masz wiec nadzieje, że ci się uda? — zapytał doktór Pertuiset.
 — Więcej niż nadzieję.... Mam pewność!
 — Przypuśćmy, że będziesz się mógł przedostać ale czy powrócić zdołasz?
 — Dla czego nie?
 — Jakże sobie poradzisz? mój biedny Rajmundzie?
 — Tego jeszcze nie wiem, lecz poszukamy sposobów obadwa ż księdzem d’Areynes i odnajdziemy je niewątpliwie. Jakiem Lotaryńczyk, wyplatamy niemcom figla! Zresztą, wszak niema ich jeszcze w Paryżu! Znajdują się Francuzi we Francyi, i mam nadzieję, że każde miasto, każda wieś, osada, bronić się będzie i iść im naprzód niepozwoli, chociażby mężczyźni nie mieli innej broni nad stare zardzewiałe [ 25 ]strzelby i widły, jak w roku, 1814, gdzie wieśniacy przez trzy miesiące wstrzymywali pochód wojsk sprzymierzonych.
 Pertuiset potrząsnął smutnie głową. Nie podzielał ufności i zapału Rajmunda Schloss.
 — Bądź co bądź, kiedy wyjedziesz? — zapytał.
 — Nie można opóźniać ani godziny, — ozwał się Rénaud. — Każda chwila zwiększa niebezpieczeństwo. Trzeba jechać natychmiast. Wszakże tak, panie hrabio?
 Powieki paralityka uniosły się i opuściły twierdząco.
 — Jechać natychmiast, niepodobna! — odparł strzelec. Do wykonania planu jaki powziąłem potrzebuję ciemności... Widzę jasno wśród nocy, jak koty i sowy, i zrobię więcej drogi, niż we dnie. Pragnę tylko jednego, a to, iżbym wyprzedzić zdołał kilkoma godzinami pochód pruskiej armii.
 Hrabia zaczął poruszać powiekami, co strzelec wytłumaczył sobie w ten sposób:
 — Rajmund dobrze zrobi.... Liczę na niego.... Zostawcie, niech działa według woli.
 — Masz pan słuszność, — rzekł sługa. Można mi ufać. Oddałbym dla ciebie ostatnią kroplę krwi mojej. Doktór uratuje ci życie, powróci mowę, i za powrotem znajdę cię panie gotowym na przyjęcie tego, którego widzieć pragniesz, a którego przyprowadzę.... przysięgam!
 Wzruszenie hrabiego było tak silnem, iż zdawało się, że omdleje...
 — Pan d’Areynes potrzebuje spoczynku moi przyjaciele, — rzekł doktór. — Pozwólmy mu zasnąć. Chodźcie ze mną.
 Tu wprowadził obu mężczyzn do przyległej apteczki.
 — Moje dzieci, — rzekł z cicha. — chcieć z niepodobieństwem walczyć, jest to rzeczą hazardowną zkąd wynika skutek bardzo niepewny. Nie łudźcie się, ażeby niebezpieczeństwo śmierci usuniętem zostało od waszego pana. Przez jaki czas zdołam przedłużyć mu życie, jest mi to niewiadomem, ale użyje całej, potęgi nauki, aby opóźnić katastrofę, pewną niestety, a nieszczęściem nader blizką. Trzeba więc, Rajmundzie, abyś się spieszył. Musisz tu użyć całej szybkości, a jakkolwiek bądź będziesz podążał, kto wie, czy za przybyciem nie znajdziesz zaniku do Fenestranges w żałobie!...
 — Ach! panie doktorze!... — zawołał Schloss, — czyń [ 26 ]wszystko, aby przedłużyć mu życie!... Proszę cię.... błagam, o dziesięć dni czasu!
 — Za skutek moich usiłowań poręczać nie mogę!
 Obaj służący zaczęli łkać z cicha.
 Doktór w milczeniu przyrządza lekarstwo, poczem wszyscy trzej razem wrócili do pokoju paralityka.
 Paa d’Areynes leżał z przymkniętemi oczyma, świszczący oddech wybiegał z ust jego.
 Pozostawiwszy doktora z Piotrem przy chorym, Rajmund zeszedł na parter, gdzie pruski oficer majaczył w gorączce.
 Służący, czuwający przy nim, drzemał na fotelu.
 — Wyjdź, Ludwiku na śniadanie, — rzekł do niego Rajmund, — ja cię zastąpię chwilowo. Gdy się pożywisz, wrócisz tu, i obejmiesz nadzór nad chorym.
 — Będę się spieszył, panie Rajmundzie.
 Tu sługa wyszedł.
 Pozostawszy sam z ranionym, owładniętym gorączką. Rajmund rzucił szybko wzrokiem w około siebie.
 Na szeslongu, leżał mundur porucznika, pokryty kurzem i krwią zbryzgany.
 Broń jego i czapka, leżały na drugiem krześle. Wszystko rozrzucone w największym nieładzie.
 Rajmund zaczął pomienione przedmioty przeglądać szczegółowo.
 Zdawały się przypadać w zupełności do jego figury.
 Obejrzał podszewkę i kieszenie.
 W jednej od spodni znajdował się woreczek, nóż o kilku ostrzach, i pęk kluczyków.
 Rajmund wysypał na dłoń pieniądze z sakiewki. Była to suma około sześciuset franków, tak w złocie francuzkim jak i niemieckiej srebrnej monecie.
 Przeliczywszy je, włożył do woreczka i zawiązał, nóż i kluczyki wsunął, po czem przystąpił do zrewidowania munduru.
 Obok mappy Francyi i różnych papierów, znajdowała się tu koperta zapieczętowana, a na niej napis w niemieckim języku:

Stan służby porucznika“.
[ 27 ] Rajmund Schloss, wydał okrzyk radości.

 — Oto mój paszport! — wyszepnął, i ułożył wszystko jak było.
 Uczyniwszy to, zasiadł na fotelu przy chorym i wsparłszy głowę na ręku, zadumał głęboko.
 Wejście doktora Pertuiset, wyrwało go z zamyślenia.
 Gorączkowy paroksyzm oficera zwiększał się w sposób przestraszający. Wydawał to dzikie okrzyki, to jęczał głucho.
 Rzucał się bezustannie w konwulsyjnem drganiu. Twarz ściśnięta kurczem bolesnym, wyrażała gniew i cierpienie.
 — Ten człowiek stracony! — rzekł doktór, — spojrzawszy na ranionego.
 — Bez odwołania? — zapytał żywo Rajmund.
 — Tak, nic uratować go nie jest wstanie.
 — Ileż mu czasu do życia pozostaje?
 — Dwadzieścia cztery godziny, najwyżej!
 — A skoro umrze, co pan uczynisz?
 — Zawiadomię o tem naczelnika okręgu w Fenestranges.
 — Tak? — wyszepnął Rajmund w zamyśleniu. — I co nastąpi wtedy?
 — Ciało zostanie pochowane na wiejskim cmentarzu staraniem niemieckich władz wojskowych, po spisaniu formalności administracyjnych.
 — Sądzisz pan panie doktorze, że będą się upominali o jego broń i mundur?
 — Więcej niż pewna.... Ale dla czego o to zapytujesz?
 — Dla tego, że mundur i broń zniknąć muszą...
 — Zniknąć? — powtórzył doktór zdumiony.
 — Tak.
 — Z jakiej przyczyny.... dlaczego?
 — Ponieważ ich potrzebuję dla przejścia linii wojsk pruskich.
 Pertuiset wpatrywał się w Strzelca zdumiony, poczem, ująwszy jego rękę:
 — Zrozumiałem! — rzekł: Jest to myśl genialna, jaką powziąłeś!
 — Znajdujesz ją więc pan dobrą, i sądzisz, że mi się uda?
[ 28 ] — Wierze w to niezłomnie, i jestem pewien, że dojdziesz do celu przy Bożej pomocy.
 — Ale w jaki sposób wytłumaczysz pan, panie doktorze, znikniecie broni i munduru?
 — Nic jeszcze nie wiem. Bóg, który natchnął ciebie, ześle i mnie może jaka myśl zbawienna!
 Rajmund Schloss, jeneralny nadzorca lasów hrabiego Emanuela d’Areynes, mający pod swoim zarządem kilkunastu strzelców, był jak mówiliśmy, trzydziestopięcio letnim mężczyzna.
 Urodzony w Fenestranges, do siedemnastego roku życia, nie wydalał się ze swej rodzinnej wioski. Syn dzielnych wieśniaków, dzierżawców hrabiego, uprawiał ziemię wraz z rodzicami, nie mając wszelako do tego rodzaju pracy zamiłowania.
 Czynny, ruchliwy, intelligentny, pragnął innej, bardziej awanturniczej egzystencyi.
 Chciał zwiedzić i poznać kraj ojczysty, w osiemnastym więc roku życia, wziąwszy na ramiona ładunek, składający się ze sztuk przeróżnych materyi i drobnych przedmiotów, służących do domowego użytku, rozpoczął podróż po Francyi, jako kupiec wędrowny.
 Mając lat dwadzieścia jeden, powrócił, ażeby stanąć do spisu wojskowego, a po wyciągnięciu dobrego numeru, jaki uwalniał go od służby wojskowej, wziąwszy nowy ładunek towarów, rozpoczął dalszą swą podróż.
 Po latach dziesięciu wezwany do rodzinnej, wioski dla odebrania sukcesyi po zmarłych rodzicach, zapragnął spokojniejszego życia.
 Wtedy to właśnie, hrabia d’Areynes, zaproponował mu objęcie posady zarządzającego lasami w Fenestranges.
 Żyć na otwartem powietrzu, wśród lasów, ze strzelbą na ramieniu biegać całe dni, nic bardziej nie mogło podobać się Rajmundowi. Przyjął z wdzięcznością.
 Lasy, należące do posiadłości hrabiego, były bardzo rozległe, nikt lepiej ich nie znal po nad Rajmunda Schloss, który od dziecka biegał pośród nich, zastawiając sidła na króliki i ptaki.
 Hrabia lubił bardzo Rajmunda, z przyczyny jego energii, prawości charakteru i jego miłości dla Francyi. Strzelec [ 29 ]nawzajem, uwielbiał swojego pana, gotów oddać życie dlań bez wachania. Złożył na to dowód przygotowując się obecnie do przejścia armii niemieckiej, pośród tysiącznych niebezpieczeństw, aby powiadomić księdza d’Areynes, że jego stryj, bliski zgonu, wzywa go do siebie.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false