Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
W zamku de Fenestranges, wszystko szło dobrze.
Światłe i pełne życzliwości starania doktora Pertuiset, uwieńczył skutek nad wyraz pomyślny.
Mimo sparaliżowania członków, jakie jeszcze pozostało, chory mowę odzyskał,
Pertuiset czynił nadzieję uzdrowienia pana d’Areynes, pod warunkiem, jeżeli tenże ściśle do jego przepisów stosować się będzie. Obowiązany był więc hrabia zadawalniać się bardzo lekkiem pożywieniem, pić w małej ilości wino, zmięszane z wodą, palić o wiele mniej niż przed tem i nie brać do ust szampana, nade wszystko zaś polecono mu było zachować absolutny spokój, najmniejsze bowiem uniesienie gniewu mogło spowodować straszną katastrofę.
Zawołany smakosz, wielki amator palenia i dobrego wina, pan d’Areynes zmuszony był przyjąć tę klauzulę. Odzyskawszy mowę, troskał się podróżą Rajmunda i badał doktora o stan swego zdrowia, chcąc wiedzieć czyli zdoła przeżyć do powrotu nadleśnego z wikarym.
— Zabraniam ci myśleć o swojej chorobie, odrzekł surowo Pertuiset, — to moja rzecz! Teraz, gdy powróciło ci zdrowie, zajmij się swemi majątkowemi sprawami i rozporządzeniem jakie chcesz uczynić. W obecnej chwili, Schloss przyjechał do Paryża i jestem pewien, że odnajdzie środki do bezpiecznego powrotu wraz z twoim synowcem, tym zacnym księdzem Raulem, którego tak bym rad uścisnąć.
— Raul posiada całkowite moje zaufanie, — rzekł hrabia, będę działał według rad jego, nic nie uczynię przed zasięgnięciem jego zdania. Czy jednak zdoła tu przybyć?
— Dla czego nie miałby zadość uczynić twojemu życzeniu?
— Och! moje życzenie będzie dla niego rozkazem, jestem tego pewien, ale przeraża mnie myśl o niezliczonych trudnościach, jakie obadwa z Rajmundem pokonywać będą musieli, za nim powrócą do naszej nieszczęśliwej Lotaryngii, zajętej teraz przez wroga.
[ 89 ] — Nie stwarzaj sobie bezpotrzebnych przewidywań, — zawołał doktór, zabraniam ci tego! Raz jeszcze powtarzam spokoju!... jak najwięcej spokoju, oto czego wymagam i co nakazuje!
Dnie upływały. Nadszedł 18-ty Września, a Raul d’Areynes, jako i Rajmund Schloss, nie dawali o sobie żadnej wiadomości.
Wyczekiwanie to, zdawało się być naszemu biednemu choremu wiecznością, co denerwowało go, a wyobraźnia mimo zakazu doktora bezustannie pracowała.
Raniony pruski oficer Angelis, powierzony staraniom Pertuiseta, zmarł we dwa dni, po wyjeździe Schlossa do Paryża. Przesłano zawiadomienie o jego zgonie głównodowodzącemu wojskami, rozłożonemi w okolicy Fenestranges.
Kilku niemieckich żołnierzy przyszło po zabranie ciała, które pochowano na miejscowym cmentarzu.
Zniknięcie broni i ubrania przeszło niepostrzeżenie.
Mimo tyle wstrętnego sąsiedztwa zwycięzców, życie mieszkańców zamku Fenestranges, szło dawnym trybem.
Hrabia Emanuel wracał do zdrowia z dniem każdym, a jego wierny sługa, Piotr Rénaud, czuwał po nad nim z najwyższą pieczołowitością.
W dniu 18-ym Września rano doktor Pertuiset odchodząc od pana d’Areynes, przyrzekł mu, że przy będzie raz jeszcze dla spędzenia z nim wieczoru i zagrania partyi szachów. Ta obietnica ucieszyła wielce hrabiego.
Uderzyła piąta wieczorem. Zmierzch zwolna zapadał, okrywając cieniem nocy wioski i lasy. Pogodna noc nastąpiła.
Piotr Rénaud na żądanie swojego pana przysunął fotel pod otwarte okno, przez które widać było długą aleję stuletnich wiązów, prowadzącą do zamku.
Hrabia, otrzymawszy pozwolenie doktora na wypalenie jednego cygara, palił je zwolna, by tym sposobem przedłużyć sobie pomienioną przyjemność i od czasu do czasu wypuszczał kłęby niebieskawego dymu, rozpływające się w powietrzu.
Nagle jego spojrzenie zatrzymało się na jakimś punkcie ciemnym, ruchomym, który mu się ukazał w końcu alei.
Wychylił się za okno, aby rozeznać to lepiej, osłabio[ 90 ]ny wszelako paraliżem wzrok jego, nic na razie poznać nie zdołał.
— Piotrze! zawołał na lokaja, znajdującego się w przyległym pokoju, — miałeś zawsze wzrok dobry, spojrzyj no w aleję i powiedz co tam widzisz?
Rénaud, przybiegłszy, wychylił się za okno.
— I cóż? — pytał d’Areynes.
— Panie hrabio.... widzę trzy cienie.
— A Trzy cienie? Tak jest, trzech ludzi. Podążają tu przyśpieszonym krokiem. I wpatrując się dalej, zawołał:
— Och! panie hrabio.... ja rozpoznaję ubiór duchownego!
— Ubiór duchownego?... jąkał hrabia, objęty wzruszeniem. — Miałżeby to być Raul?...
— Tak.... tak! to on! ja się nie mylę!... — wołał Piotr radośnie! Idzie tu z Rajmundem.... Doktor Pertuiset im towarzyszy!
Chory, nagłym ruchem, sam, o własnej sile zerwał się z krzesła. Przybycie wikarego wracało mu krzepkość i siłę.
— On!... on! — powtarzał załzawionym głosem. — Mój drogi Raul!... moje ukochane dziecię!... Otóż go zobaczę!... Ach! jakże Bóg jest miłosiernym, że mi pozwolił doczekać tej chwili.
Uspokój się pan, panie hrabio, zaklinam!... prosił Rénaud, zatrwożony wzruszeniem chorego i ująwszy go wpół, posadził na fotelu. — nie zapominaj pan o poleceniu doktora, mówił dalej. — Jedno zbyt żywe wstrząśnienie, zabić cię może!
— Ale nie takie.... nie takie! — odparł hrabia. — Ono może tylko wzmocnić!... ja to czuję!... Radość powraca życie!
W kilka minut później, dały się słyszeć szybkie kroki na wschodach i w korytarzu.
Piotr pobiegł drzwi otworzyć.
— Przybywaj pan.... panie Raulu, — wołał; — przybywaj co prędzej!
Kroki zbliżały się coraz bardziej i ksiądz d’Areynes okry[ 91 ]ty kurzawą, zdyszany, ukazał się w progu wraz z Rajmundem Schloss i doktorem Pertuiset.
Hrabia Emanuel, powtórnie zerwawszy się z krzesła, otworzył ramiona ku młodemu kapłanowi. Raul rzucił się w jego objęcia i przez kilka sekund obadwa, łkając radośnie, pozostali w długim serdecznym uścisku.
— Och! moje drogie dziecko, zaczął pan d’Areynes, — jakże ja się czuję być szczęśliwym!.. Czy wiesz Raulu.... mój ukochany synu, że to cud prawdziwy, iż żyjącym widzisz mnie jeszcze? Podziękujmyż więc najprzód Bogu, a potem zacnemu mojemu przyjacielowi, doktorowi Pertuiset.
Doktor mruknął coś z cicha niezadowolony, tem tak żywem wzruszeniem swojego pacyenta.
— Jest tu ktoś więcej, odrzekł, kochany hrabio, który bardziej niż ja zasługuje na podziękowanie, a tym jest nasz dzielny Rajmund Schloss!
Hrabia d’Areynes wyciągnął rękę ku nadleśnemu.
— Dzięki ci.... mój dobry Rajmundzie! — zawołał, dzięki z całego serca! Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie!
Schloss, ucałowawszy podaną sobie dłoń starca, oblał ją łzami. Radość, jakiej doznawał, mogąc doprowadzić do celu ów tak trudny zamiar i obdarzyć chwilą szczęścia swojego pana, wynagradzała mu wszelkie trudy podróży.
Hrabia Emanuel, siedząc na fotelu, łkał cicho.
— No!... no! — zawołał doktor pragnąc koniec położyć temu rozczuleniu, — starajmyż się być bardziej mężnymi.... do czarta! Niezapominaj, kochany hrabio, że z rozkazu lekarza unikać masz wszelkich wzruszeń, a obok tego wspomnij, że dwaj nasi podróżni przebyli dziś pieszo drogę piętnasto-milową i że od godziny ósmej zrana nic w ustach nie mieli!
— Biegnę wydać rozkazy w imieniu pana hrabiego, aby przygotowano wieczorzę, rzekł Rénaud. I wyszedł z pośpiechem.
Niezadługo potem, podano zaimprowizowaną na prędce wieczerzę, mogącą zadowolnić wymagania najwybredniejszego żołądka, podczas której ksiądz Raul opowiadał stryjowi niektóre szczegóły z podróży, jak przejście przez [ 92 ]linije niemieckie, mówił o uzbrajaniu Paryża i przygotowaniach do obrony.
Pan d’Areynes przysłuchiwał się, jak gdyby nowe odzyskując siły. Gdy jednak powyższa rozmowa zbyt długo przeciągać się zaczęła, doktór, z obawy znużenia dla swego pacyenta, dał znak do rozejścia się.
— Dość tego na dziś, kochany hrabio! — zawołał. — Potrzebujesz spoczynku, a sądzę, że ksiądz Raul i Rajmund, niemniej go potrzebują. Odłóżmy do jutra szczegóły i ważniejsze sprawy. Twój synowiec przyjechał tu na dni kilka, będziecie więc mieli czas do pomówienia o wszystkiem. Dalej!... niech każdy spać idzie.... Władza rozkaz wydaje.... Przybędę tu jutro zrana.
Wikary, uścisnąwszy stryja, udał się wraz z Piotrem Rénaud do pokoju, w którym zwykle przemieszkiwał, przybywszy do zamku.
Rajmund odszedł z doktorem, udając się do swego małego domku, w parku położonego. Hrabia Emanuel w krótce zasnął, marząc o swoim ukochanym synowcu.
Nazajutrz, po śniadaniu, w którym uczestniczył i doktor Pertuiset, trzy te osobistości zebrały się w sypialni pana d’Areynes.
— Mam z tobą wiele do pomówienia, rzekł hrabia do księdza Raula, i życzę sobie, ażeby nasz stary przyjaciel doktór był temu obecnym.
— Jestem na rozkazy stryja, — odparł wikary.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |