Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Hrabia Emanuel siedział przez kilka chwil pogrążony w głębokiej zadumie, wreszcie podniosłszy głowę tak zaczął:
—Mam lat siedemdziesiąt pięć, znajduje się u schyłku życia....
[ 93 ] Ksiądz Raul zaprotestował poruszeniem ręki i chciał przemówić. Pan d’Areynes nie pozwolił, mówiąc z łagodnym uśmiechem:
— Tak, moje dziecko... na schyłku życia niestety! Przed kilkoma tygodniami, mogłem był sobie powiedzieć, że jeżelim już nie młody, znajduję się jeszcze w pełni sił i zdrowia. Co chcesz jednakże? cios, który uderzył w łono Francyi, rozdarł mi serce i to mnie zabiło! Piorunujący atak paraliżu był dla mnie zbyt ważną przestrogą, ażebym mógł jeszcze się łudzić co do długich dni moich. Dzięki staraniom Pertuiset’a nie umarłem, ale kto wie jak długo żyć będę? Powtórzenie się ataku, śmierć mi przyniesie, wiem o tem, jak i ty wiesz zarówno. Chwile mego istnienia są policzone. Całe te długie lata były dobrze użytemi przezemnie. Starałem się zawsze pełnić mój obowiązek, nie cofając przed ofiarą dla kraju i społeczeństwa. Moje sumienie jest spokojnem i czystem. Nie obawiam się śmierci, a skoro Bóg mnie wezwie do siebie, odpowiem jak stary wysłużony żołnierz: „Jestem“.
Tu przerwał, ażeby wytchnąć po tych słowach wyrzeczonych z gorącym ożywieniem.
— Nie mówmy o śmierci, proszę cię hrabio. — zawołał doktor — ostrzegam cię, że to szkodzi zwłaszcza po jedzeniu.
— Zmuszony jestem mówić o niej — odparł z uśmiechem starzec. — Jeśli zaś ztąd czujesz zaniepokojenie żołądka, kochany doktorze, zadzwoń na Piotra i każ sobie podać kieliszek „Kirszu“.
A zatem kończył, zwróciwszy się do wikarego — w przewidywaniu tych blizkich odwiedzin śmierci, wizyty przyznam, nie zbyt przyjemnej, winienem moje drogie dziecię uporządkować moje interesy. Dla tego to Rajmund sprowadził cię do mnie z Paryża, mój synu ukochany!... Mogę ci nadać to miano, ponieważ moje do ciebie przywiązanie było i jest bez granic!...
Wzrastając pod moją pieczą, rozwinąłeś w sobie wszelkie zalety duszy i serca, potrzebne mężczyźnie, i oto dzisiaj, ja, starzec, pochylam głowę przed tobą, jak przed człowiekiem zasługującym na cześć i poważanie! Posiadłeś moje serce, ma duszę, jesteś mną drugim, lecz [ 94 ]lepszym nademnie! Niejednokrotnie miałeś sposobność przekonania się, jak wielkim jest twój wpływ na moją wolę, ponieważ zawsze dawałeś mi szlachetne, drogocenne rady, A jeżeli niekiedy pomyliliśmy się oba, to dla tego, że chcieliśmy działać na stronę dobra. Nie nasza tu wina, ale tych, którzy nas oszukali. Dziś już skończona! Tem gorzej dla nich, że nie potrafili, jak ty, iść drogą prawości i zasłużyć na naszą miłość!... Są to niewdzięcznicy, jacy stali się dla mnie obcymi, tak!... wrogami... nieprzyjaciołmi!...
Ostatnie słowa wymówił starzec głosem podniesionym, chrypliwym.
— Dla wszelkiego grzechu miłosierdzie! — odważył się wtrącić doktor Pertuiset. wiedząc dobrze do kogo hrabia stosował te słowa.
— Są grzechy, równające się zbrodni!... — zawołał z gwałtownością hrabia.
— Bóg rozgrzesza! — zawołał ksiądz Raul. Mieliż by ludzie być mniej jak On miłosierni?
— Ja będę bez miłosierdzia!... ja! — wykrzyknął z uniesieniem pan d’Areynes. — Tak! bez miłosierdzia dla nikczemników, którzy mogli byli zostać uczciwymi!...
— Uprzedzam cię hrabio-ozwał się doktór — że jeżeli nie będziesz rozmawiał spokojnie, bez uniesień, wyjdziemy ztąd oba z Raulem. Zwróć uwagę, że to co mówię, jest rozkazem bez odwołania!
— Będę spokojnym — wyszepnął — są jednak rzeczy, które oburzają jakich nie zapomina się... jakich zapomnieć nie można!...
Zapomnienie przynosi ulgę, mój stryju odrzekł wikary.
— Ja niezapomnę!... Niemógł bym zapomnieć, choćby chciał nawet; czuję to dobrze.
Nastąpiła chwila milczenia.
Ksiądz Raul z doktorem Pertuiset wymienili szybkie spojrzenie.
— Nie sprzeczaj się!.. — mówiło spojrzenie lekarza.
Wikary zrozumiał je, i milczał.
— Powtarzam ci, Raulu — zaczął pan d’Areynes — że winienem pomyśleć o uporządkowaniu moich interesów, na [ 95 ]wypadek gdyby Bóg nagle wezwał mnie do siebie. Gdybym był umarł przed dwoma tygodniami, nie dokonawszy rozporządzeń, majątek mój zostałby podzielonym na dwie równe części, wiem o tem, ale zupełnie wbrew mojej woli. Ja chcę przekazać to, co posiadam komu mi się podoba, a mam do tego wszelkie prawo!
— Rzecz pewna, hrabio — rzekł doktór. — Wszak chodzi tu o szczegół nader ważny, wymagający zastanowienia, w którym dobra rada bardzo by się przydała. Gdybyś sam o tem nie był przekonany, nie byłbyś tak gorąco pragnął przybycia swego synowca, i sprowadzał go tu pośród tysiąca niebezpieczeństw. Wystarczyło by ci natenczas wziąść arkusz papieru i napisać własnoręcznie testament, lub też sporządzić go w obec notarjusza. Ksiądz Raul jednak przyjechał na twoje wezwanie, i mówiłeś mu przed chwilą, że co do uporządkowania swoich interesów, chcesz działać zgodnie z jego zapatrywaniem. Nie należy dać się opanować uniesieniom gniewu, w chwili, gdy wszystko nakazuje ci być dobrym i wybaczającym.
— Nasz przyjaciel ma słuszność — zawołał wikary.
— Wypada ci hrabio tak rozporządzić majątkiem, ażeby sumienie nie miało tobie nic do zarzucenia.
— Moje sumienie jest spokojnem, nic ono mi nie wyrzuca zawołał oschle hrabia — zrobię tak, jak mi się podoba.
Majątek mój dosięga cyfry czterech miljonów mówił dalej hrabia Emanuel — nie licząc pałacu przy ulicy Vaugirard, i moich posiadłości ziemskich w Fenestranges. Papiery wartościowe, w jakich umieściłem majątek, złożone są u mego notaryusza, pana Paguet, zamieszkałego w Paryżu. Procent od nich przynosi mi około stu siedemdziesięciu tysięcy franków. I otóż co postanowiłem:
Niewzruszoną moją jest wolą, ażebyś ty, Raulu, został wyłącznym ogólnym moim spadkobiercą.
— Głęboko wdzięczny jestem za tę laskę stryjowi odrzekł młody kapłan — wszak, że tego dobrodziejstwa nie przyjmę.
— Jakto?... odmawiasz? — zawołał hrabia, wpatrując się w synowca z osłupieniem.
— Tak jest, mój stryju.
[ 96 ] — Ależ dlaczego?
— Ponieważ wyrzucałbym sobie, jak zbrodnię, przyjęcie całego majątku, z którego połowa w razie nie zrobienia testamentu, należałaby prawnie komuś, co cierpi i bardziej odemnie potrzebuje pomocy.
— Masz na myśli twoja kuzynkę, Henrykę... nieprawdaż? — odparł d’Areynes z ironja.
— Tak w istocie! To dziecię, które wychowałeś wraz zemną i kochałeś, tak jak mnie kochasz. Wstręt, na nieszczęście bardzo słuszny, jaki uczuwasz dla jej męża, daje zapomnieć ci stryju, że Henryka mogłaby mnie posądzić o jakieś nikczemne wydzierstwo i myśleć, żem wpłynął na ciebie moralnie, jako kapłan co do testamentowych rozporządzeń na moją własną korzyść.
— Podobne posadzenie byłoby zbrodnią! zawołał starzec.
— Głód i niedostatek, są złymi doradcami, a Henryka i Gilbert głód cierpią! Co do mnie, mogę się nazwać bogatym, ponieważ mam z czego wspierać nieszczęśliwych. Czegóż mi więcej potrzeba? Nie przyjmę nic, stryju, nic z twego majątku... Odstępuje go na korzyść Henryki. Ona znajduje się w strasznem położeniu! Serce się ściska, patrząc na ich nędzę!
— A z czyjej winy? — zapytał hrabia. — -Z winy nikczemnika, który nas oszukał a przed którym ostrzegał mnie mój instynkt wrodzony. Och! — i takiemu Gilbertowi Rollin, który przemarnował posag swej żony na orgije i występne rozkosze, takiemu graczowi, rozpustnikowi, jakim każdy honorowy człowiek gardzić powinien, ja, miałbym zapisać część moich miljonów, z których by zrobił najhaniebniejszy użytek? Nigdy!... och! nigdy, Raulu!
Staraliśmy się — dodał po chwili z wszelką przezornością zabezpieczyć przyszłość Henryki. Zcieśnienia aktu ślubnego oddzielające majątek na jej wyłączną własność, miały na celu uchronienie od nędzy. Od niej zależało ściśle trzymać się tego... Zrobiła inaczej!... Występne jej de małżonka zaślepienie, udaremniło nasze zabiegi. Obłuda Gilberta przeważyła po nad radami mądremi! Tem gorzej dla niej. Niech przyjmie los, jaki sobie zgotowała!
Twarz młodego księdza sposępniała. Szlachetne jego [ 97 ]serce cierpiało na oporze hrabiego Emanuela. Jako sługa Stwórcy, pełnego miłosierdzia, Raul przyrzekł sobie doprowadzić do skutku dzieło pojednania. Opór hrabiego napawał go trwogą, iż mu się to nie uda. Mimo to, walczyć do ostatka postanowił.
— Ależ to więcej niźli surowość — zawołał wzruszonym głosem. To okrucieństwo!
— A oni, czyliż nie byli względem mnie okrutnymi wymruknął starzec. Nie zatruli mi ostatnich dni życia zgryzotą i upokorzeniem?
— Chrystus nakazuje nam zapomnienie obelg... „On“ przebaczył swym katom! odparł wikary. Niechcesz więc być posłusznym rozkazom Stwórcy? Niechcesz go naśladować, mój stryju? Pojmuję słuszne przyczyny, dla których nie lubisz męża Henryki, lecz za co na niej, na tej sierocie, którą niegdyś tyle kochałeś i która jestem pewien kochasz dziś jeszcze, wywierasz swoją nienawiść? Czyliż ma ona cierpieć za swoją słabość dla tego człowieka, który ją czaruje i pogramia jak magnetyzer swe medjum? Och! trzeba nam być pobłażliwymi dla tej biednej męczennicy serca, Henryka cierpi!... Ona potrzebuje abyś jej przyszedł z pomocą choćby dla wychowania jej dziecka!...
Na te wyrazy hrabia Emanuel drgnął na fotelu.
— Co ty powiadasz? — wyjąknął z cicha. — Henryka jest matką?
— Będzie nią, za kilka miesięcy.
— Matką!... — powtarzał hrabia z wzrastającem wzruszeniem. — Henryka ma zostać matką!...
— Tak, stryju. Przed wyjazdem z Paryża, poszedłem ją odwiedzić i opowiedziałem powody mojej podróży. Wiadomość, że twoje życie chwilowo zagrożonem zostało, wywołała w niej boleść głęboką. Widziałem potoki łez spływające po jej twarzy, słyszałem przytłumione łkania. Nie zważając na niebezpieczeństwa, chciała jechać tu zemną, ażeby ciebie uścisnąć i wyjednać dla siebie przebaczenie, w obec jednakże stanu zdrowia w jakiem znajduje się teraz, nakazałem jej by pozostała w Paryżu. Byłoby nieroztropnością, a nawet zbrodnią, postąpić inaczej.
Hrabia Emanuel pochylił głowę powtarzając:
— Matka!... Henryka więc zostać ma matką!
[ 98 ] — A zatem, mój stryju — mówił dalej z ożywieniem wikary powiedz, czy zdołałbyś ją wydziedziczyć w takich okolicznościach? Czy mógłbym ja, jako kapłan, pozwolić na czyn podobnie naganny i stać się twoim wspólnikiem? Czy mógłbym wreszcie przyjąć majątek, mający zapewnić przyszłość tej drobnej niewinnej istoty, dziecka Henryki? Och! gdybym coś podobnego uczynił, miał byś prawo mną pogardzać!
— Złote słowa księże d’Areynes płyną z ust twoich! — zawołał doktor Pertuiset. Obecnie hrabio dodał, zwracając się ku starcowi zmienia się zupełnie położenie rzeczy. To, czego byś nie uczynił dla swojej synowicy, winieneś zrobić dla jej dziecka, które nie może być karane za błędy rodziców.
— Dobrze to pojmuję odparł d’Areynes — lecz to, co przeznaczyłbym dla dziecka, Gilbert pochwyci i rozproszy w okamgnieniu!
— Można temu zapobiedz — ozwał się ksiądz Raul.
— W jaki sposób? zagadnął starzec, którego surowość dzięki przemowie serdecznej wikarego, mięknąć poczynała.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |