Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 35 ]
VI.

 — Cóż robić zamyślasz po wydaleniu się z Paryża, gdy z upływem czasu zapomną o tobie? pytał Merlin dalej.
 — Zakopię się w Champigny — rzekł Duplat.
 — Masz więc tam kogoś, któremu byś mógł zaufać w tej wiosce
 — Mam, pewną przyjaciółkę.
 — A! mówiłeś mi... zapomniałem o tem. Pannę Palmirę, praczkę tiulów i koronek.
 — Szykowna i dobra dziewczyna! Będę u niej pewniejszym niż we własnym domu.
 — Chcesz że posłuchać jeszcze dobrej rady?
 — Mów! pokładam w tobie zaufanie.
 — Otóż radzę ci pozostań jak najkrócej u tej Palmiry.
[ 36 ] — Dla czego? Ponieważ
 — Champigny znajduje się na zbyt blizko Paryża. Policya zajrzy tam kiedykolwiek. Będąc na twojem miejscu, wyjechałbym w podróż do Szwajcaryi lub Belgii oczekując amnestyi, która na pewno będzie wydaną. Masz pieniądze, nie jesteś głupim, potrafisz więc sobie dać radę.
 — Być może iż masz słuszność.
 — Mam ją na pewno. Zaczekaj dni kilka, a potem mknij jak zając do Szwajcaryi. To najpewniejsza!
 — Jak przedostać się jednak przez granicę bez paszportu?
 — Nic łatwiejszego.
 — Jakto?
 — Wysiądziesz z wagonu na dwie stacye przed tą na której od dwóch dni czuwają agenci bezpieczeństwa i przejdziesz pieszo granicę ubocznemi drożynami, jako przechadzający się mieszczanin z laską w ręku.
 — Tak i zrobię! Wypocznę dni kilka, a potem dalej do Szwajcaryi.
 Tak rozmawiając przy byli do Charenton.
 — Zatrzymaj fjakra dla siebie i jedź nim do Gravelle, dla zyskania czasu — rzekł Merlin. — Z Gravelle odeślij go, przejdziesz pieszo z łatwością do domku, w którym mieszka Franciszka Leroux w Saint-Maur-les-Fossés. Ja żegnam ciebie, muszę bowiem powracać do Paryża, gdzie wzywają mnie obowiązki.
 Przy bramie Charenton stała kompanja strzelców i żandarmów.
 Merlin wszedł na odwach, gdzie się znajdował komenderujący oficer. Dawszy mu się poznać, przedstawił papiery dające pozwolenie na wyjazd z Paryża. Papiery te były urzędownie według form sporządzone, oficer więc przepuścić kazał przybyłego.
 — Niezapomnij o moich poleceniach! — mówił Merlin do Duplat’a, podając mu rękę. — Do szczęśliwego widzenia.
 Uścisnęli się wzajem.
 Fjakr ruszył ku Gravelle, po za obręb fortyfikacyi. Duplat odetchnął z ulgą.
 — Otożem ocalony! — pomyślał— a skoro oddam dzie[ 37 ]cko Franciszce Leroux pomyślę o sobie i zobaczymy czy te potwory z policyi Wersalskiej ośmielą się wyciągnąć ku mnie swe łapy?
 Powóz toczył się szybko po pustej drodze w Saint-Maurice.
 Nagle promień słońca wytrysnął z poza szarych obłoków, obsypując jak gdyby złocistym pyłem krzaki bzu kwitnącego, oświetlając mury mieszkalnych budynków ciągnące szeregiem po lewej stronie drogi. Z prawej po nad cicho płynącą odnogą Marny, pochylały się wierzby i olchy, obsypane rosą, błyszczącą pod promieniami słońca, jak dyamenty.
 Ukryte w giętkich gałązkach ptastwo śpiewało zawzięcie, ciesząc się rozkoszą wiosny. Cała przyroda odżywała na nowo, jak gdyby ta straszna walka z Kommuną niezabroczyła krwią francuzkiej ziemi.
 W Gravelle, Duplat odesłał fjakra i szedł szybko droga wiodącą wprost do Saint-Maur-les-Fossés.
 Wdowa Franciszka Leroux mieszkała przy ulicy Pont-de-Créteil, w domku położonym między ogrodem a podwórzem, gdzie Duplat niosąc na ręku małą Różę, przybył we dwadzieścia minut.
 Drzwi od dziedzińca były zamknięte.
 Zadzwonił. Stara kobieta mu otworzyła.
 — Czego pan sobie życzysz? — zapytała.
 — Chce się widzieć z panią Leroux.
 — Proszę wejść, zaraz nadejdzie ma córka.
 Były kapitan wszedł do obszernego pokoju, pod ścianami którego znajdowało się symetrycznie ustawionych ze dwadzieścia miniaturowych łóżeczek, na których siedziały dzieci bawiąc się i krzycząc.
 Najstarsze z nich, mogło mieć lat dwa zaledwie.
 Franciszka Leroux zajęta natenczas karmieniem jednego z maleńkich pensyonarzów, ukazała się po chwili. Była to wieśniaczka trzydziestoletnia o nader sympatycznej fizyonomii.
 Wyjaśniwszy jej cel swego przybycia Duplat oddał list urzędowy mera, jedenastego okręgu.
 — Dobrze, panie odpowiedziała wdowa po przeczytaniu. — Biedne maleństwo! — dodała, biorąc z rąk Duplat’a [ 38 ]dziewczynkę, która płakać zaczęła — Zapewne ono jest głodne, ma pragnienie... Bądź pan spokojny, znajdzie tu ono troskliwą opiekę. Dostaniesz pić, maleńka!
 To mówiąc, przytknęła do ust dziecka smoczek od flaszeczki, napełnionej mlekiem, który niemowlę pochwyciło chciwie.
 — Prócz tego, mam pani jeszcze udzielić słowne polecenie mówił Duplat.
 — Jakie?
 — Ażebyś pani w jak najkrótszym czasie odesłała do merostwa jedenastego okręgu, czapeczkę i koszulkę, oraz kołderkę tej małej. ponieważ te przedmioty są zapisane w protokule, jaki zostanie przesłanym Zarządowi Przytułku dla sierot, z chwilą oddania pani tego dziecka.
 — Wiem, ze tak uczynić należy i zastosuję się ściśle do tego.
 — A teraz proszę o pokwitowanie z odbioru dziecka.
 — Natychmiast.
 Franciszka Leroux, przyzwała swą matkę. — Podaj mi mamo — wyrzekła — papier kałamarz i pióro.
 Staruszka pośpieszyła spełnić żądanie.
 — Na jakie nazwisko napisać mam pokwitowanie? — pytała wdowa.
 — Na nazwisko Juljana Servaize.
 Franciszka, ująwszy pióro, nakreśliła czytelnym charakterem pisma następujące wyrazy:

 „Otrzymałam na wykarmienie od pana Juljana Servaize, małą trzydniową dziewczynkę, imieniem „Róża“, z rozkazu pana mera jedenastego okręgu wydanego w imienin Przytułku dla sierot.
Saint-Maur-les-Fossée.
28 Maja 1871 roku.

 Podpisawszy, podała papier Duplatowi.
 Dziękuje-odrzekł-chowając go do kieszeni.
 Ukończywszy te wszystkie formalności, ów były kom[ 39 ]munista pożegnał wdowę, udając się drogą przez Varennes, na końcu której leżała wioska Champigny.
 Ostatnie wypadki w Paryżu, były znane już wszędzie. Armija Wersalska odniosła zwycięztwo, a Kommuna zdławioną została. Duplat na każdym kroku spotykał ludzi powracających z czasowych swych schronień do Paryża.
 Przed wojną, wysadzono w powietrze most w Champigny, który jeszcze nie został odbudowanym. Zbieg nasz zmuszonym więc był przepłynąć Marne w najętem czółnie, chcąc dostać się do domostwa praczki znanej w Champigny pod imieniem: Pięknej Palmiry.
 Była to dziewczyna ładna, niezaprzeczenie, lecz nader lekkich obyczajów.
 W Champigny, gdzie od lat pięciu zamieszkiwała, liczyła setki wielbicieli, z pomiędzy wszystkich jednakże zachowywała w głębi serca najtkliwsze wspomnienie dla swego pierwszego kochanka Serwacego Duplat’a.
 Znali się przed sześcioma laty w Paryżu i od tego czasu, pomimo osiedlenia się Palmiry w Champigny nieprzestawali widywać się od czasu do czasu.
 Palmira wiedziała, że Duplat służył w bataljonach Kommuny.
 Widząc się ze swym dawnym kochankiem, po dniu 18 Marca, przekonać go się starała, ażeby nie brał udziału w owej szalonej, a tak wstrętnej i niebezpiecznej sprawie, obdarzona bowiem zdrowym na rzeczy poglądem, dobrze rozumiała, iż krwawe owo marzenie unicestwionem zostanie. Nie wspominała zresztą nigdy przed nikim o swojej znajomości z Duplatem, a jeżeli widywano ją niekiedy w jego towarzystwie, nie zwracano na to uwagi, wiedząc, zmieniała często kawalerów.
 Nie wiele więc znano Duplata w tej okolicy, bo gdy oboje widzieć się z sobą chcieli, następowało to zwykle w Paryżu.
 Podczas oblężenia, Palmira schroniła się do stolicy ze swoją pracodawczynią, u której w braku roboty w domu, pełniła obowiązki praczki, gdzie była bardzo cenioną za swą dokładna i zręczną robotę.
 Gdy nastąpiło zawieszenie broni, wróciła wraz ze swą pryncypałką do Champigny, gdzie z żelazkiem w ręku pra[ 40 ]cując przez cały tydzień, flirtowała w Niedzielę z chłopcami.
 Podczas Kommnny, Duplat raz jeden pisał do niej, lecz w owym liście, który doszedł do jej rąk. po kilkodniowym opóźnieniu, nic nie wspominał o blizkich swoich, odwiedzinach.
 Przy pracy często sobie o nim dziewczyna wspominała myśląc:
 — Jeżeli nie został przyaresztowanym lub rozstrzelanym, wkrótce go zobaczę! Bądź co bądź gdyby zginął, żałowałabym tego potwora, ponieważ go kocham. W każdym razie jego własna byłaby tu wina. Tyle kroć razy przestrzegałam, ażeby się w to nie wdawał!
 Młoda praczka mieszkała przy ulicy Bretigny a małym domku wieśniaczym, gdzie zajmowała trzy pokoiki na dole i spichlerzyk, do którego wchodziło się po drabinie, przybitej do muru na zewnątrz.
 Dodajmy do tego małe podwórko i czterdzieści metrów ogródka, a wszystko otoczone płotem i drewnianym oparkanieniem, wśród którego znajdowały się grube drzwi dębowe pod daszkiem, wspartym na słupkach, a będziemy mieli wyobrażenie o schronieniu do którego podążał teraz Duplat.
 Ów zakątek, który znajdował się przy ulicy zwanej Paryzką, a wychodził na pola uprawne, po nad rzeką Marną, oznaczony był 19 numerem.
 Od strony nieparzystych numerów, wszystkie budynki były sobie podobne, gdy przeciwnie ze strony parzystych, wznosił się tylko dom jeden, a po za nim mur na trzy metry wysoki, otaczający ogród willi i ów budynek w całej długości.
 W Niedzielę, Palmira pracowała do południa u swe pracodawczyni, od tej godziny, pozostawała, wolną, aż d Poniedziałku rano.
 W dniu 28-go Maja, pomimo uroczystości Zielonych Świątek, przepędziła w pracowni cały ranek, poczem odeszła, umówiwszy się na przechadzko z jedna z swoich koleżanek.
 Uderzyła trzecia godzina.
 Palmira uporządkowawszy małe mieszkanie, za[ 41 ]częła się ubierać, gdy nagle zadzwonił kłoś od ulicy.
 Zaciekawiona, kto może przybywać tak niespodziewanie, pobiegła otworzyć i wykrzyknęła z radością i trwoga ujrzawszy przed sobą Dopłata.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false