Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 183 ]
XXXIII.

 Niezadługo potem, Duplat, stawiony został przed oficerem komenderującym oddziałem.
 Ze zwykłą sobie podłością, jaka czyniła go uniżonym, gdy nie mógł być silnym, padł na kolana błagając o przebaczenie.
 Oficer nic nie odpowiedziawszy, zamknąć go kazał silnie skrępowanego i oddać pod nadzór surowy, uniemożliwiający wszelką ucieczkę.
 Nazajutrz, pod strażą żandarmów, ów nikczemnik został przeprowadzony do więzienia w Numei, a w miesiąc później, stawiony przed sądem wojennym, gdzie zawyrokowanym został na dziesięć lat ciężkich robót, co równało się według Kodeksu wojskowego najmniejszej karze na jaką zasłużył.
 Z deportowanego“, obniżył się Duplat na „transportowanego“ i stał się skazańcem galernikiem, oznaczonym w miejsce nazwiska numerem, a jako taki, przesłanym został na wyspę Nou do pracy nad przeprowadzeniem dróg wytkniętych wśród najgęściejszych zarośli.
 W trzy lata po owym nowym zawyrokowaniu Duplat’a, to jest w roku 1881 rozeszła się wieść tak gorąco oczekiwana przez skazanych kommunistów, wieść przyniesiona telegrafem Europejsko-Australijskim.
 — Amnestya!
 Cała kolonja drgnęła radośnie, począwszy od południowej zatoki, aż do krańców Paâba, najbardziej wysuniętych na północ.
 Kupcy win w Numei, robili dnia tego świetne interesy. Wtedy to Serwacy Duplat zrozumiał nie tylko wielkość swojego występku, ale cały ogrom swojej głupoty.
 Gdyby był zdołał pokonać swoją niepohamowaną chęć do kradzieży, byłby mógł teraz jak wszyscy amnestyonowani wygnańce wyjechać z kolonii, wrócić do Paryża i tam się nawać widokiem spalonych budynków, jakie nie ze wszystkiem jeszcze odreparowanemi zostały.
[ 184 ] Zamiast tego, zmuszonym był teraz pozostać w Nowej-Kaledonii, aż do ukończenia się dziesięciu lat ciężkich robót.
 Pragnienie wolności i swobody, gorączkowo go ogarnęło. Zaczął rozmyślać o ucieczce. Bez pieniędzy wszelako, ucieczka była niemożebną. Musiał więc zrezygnować się i oczekiwać jeżeli nie końca terminu swej kary, to jakiejś pomyślnej sposobności, zesłanej sobie niespodziewanie.
 W trzy lata po ogłoszeniu amnestyi przeniesiono go z wyspy Nou.
 Przez lat sześć upłynionych od chwili pierwszego zawyrokowania, złożył dowody przykładnego posłuszeństwa, a dzięki nienagannemu obok tego sprawowaniu się otrzymał pewne złagodzenie w swojej sytuacyi.
 Wrócił do Numei, gdzie przy rozpoczętych robotach nad naprawą portu, potrzebowano znacznej liczby skazanych.
 Powierzono mu stanowisko dozorcy, po nad oddziałem robotników złożonym z dwudziestu ludzi, który to obowiązek wypełniał z całą skrupulatnością.
 Biedny wszelako Serwacy, przez te trzynaście lat pobytu na kolonjach mocno się zestarzał. Głębokie zmarszczki wyryły mu się na policzkach i czole, jego gęste włosy całkowicie prawie pobielały, wychudł do niepoznania.
 Strapiony i smutny, zaczął już wątpić o wszystkiem.
 W roku 1888 epoce swojego uwolnienia po odsiedzeniu kary, miałby lat czterdzieści osiem, wszak lata galernika liczą się potrójnie. Byłby zużytym, bezsilnym, słowem do niczego!
 Myśląc o tem wszystkiem, mówił sobie z goryczą:
 — Lepiej by mi było może pozostać w Nowej Kaledonii, niźli powracać do Francyi. Co ja tam będę robił? Umieszczonemu pod nadzorem policyi, wskażą mi miejsce pobytu w jakiej odległej stronie kraju, gdzie nie będę znał nikogo i gdzie być może braknie mi roboty. Pieniądze jakie pozostawiłem w Champigny zakopane pod jabłonią, wraz wekslami podpisanemi przez Rollin’a, mogłyby mi przydać się wtedy, ale chcąc iść po nie, trzebaby zrzucić wprzód z siebie to piętno galernika.
 Zresztą, gdybym je odnalazł, co wtedy? Niemając żadnego zajęcia, wydam na utrzymanie życia te czternaście tysięcy franków, a potem? Chociażby zgłosić się o coś do Gil[ 185 ]berta po latach siedemnastu, jak mi służy prawo ku temu, czyżby to nie groziło mi nowym niebezpieczeństwem?
 Zresztą, kto wie, czy ja te zakopane pieniądze odnajdę w Champigny? Czy dom Palmiry jeszcze istnieje? Była to stara buda, która być może rozebrano, dla postawienia nowego budynku i mój majątek, z którego mógłbym się przyzwoicie utrzymać zakopanym w ziemi na zawsze pozostanie!
 Po owych smutnych rozmyślaniach, jakim przyznać potrzeba, nie brakło słuszności, Duplat przeklinał Merlin’a, którego jak wiemy, najniesprawiedliwiej o za denuncyowanie siebie oskarżał.
 — Ha! gdyby on żył jeszcze! — wołał z wybuchem gniewu — zapłaciłbym mu za te wszystkie męki jakie tu znoszę. Przysięgam, że mu z nadmiarem zapłacę.
 Po tych uniesieniach, zapadał w milczenie. Niechęć do życia go ogarniała.
 Roboty w porcie trwały blizko trzy lata. Pozostawało teraz Duplat’owi tylko trzynaście miesięcy do wypełnienia kary.
 W tem czasie, rozkazano robotnikom pod jego nadzorem, zdjąć rusztowanie otaczające morską latarnię, w około której robota ukończoną została. Podczas tego, nastąpiło zawalenie się i Serwacy padł zagrzebany pod szczątkami drzewa.
 Wydobyty z trudnością, zaledwie dawał znaki życia. Miał głowę rozbitą i prawą rękę złamaną.
 Zaniesiono go umierającym do szpitala w Numei, gdzie oddanym został opiece Sióstr de Cluny i pomagającym im w pielęgnowaniu chorych, infirmerom.
 Umieszczono go na sali świętej Cecylii, przeznaczonej dla ranionych.
 Siostra Łucja zarządzała służbą szpitalną i czterema infirmerami, posłusznemi na jej rozkazy. Będąc ogólnie kochaną i szanowaną, za swe poświęcenia dla chorych, zakonnica ta posiadała dość rozległe wiadomości z medycyny i chirurgii, a szczególniej wielkie doświadczenie.
 Ona to, w oczekiwaniu na nadejście doktora udzieliła pierwszy opatrunek Duplat’owi.
 Chirurg po obejrzeniu ran, uznał je być bardzo ciężkiemi. Obawiał się, czyli nie zajedzie potrzeba, amputowania złamanej ręki?
[ 186 ] Nie chcąc wszelako wydać stanowczej decyzyi w tej sprawie, nakazał tylko najściślejsze około chorego starania, mając nadzieje, iż może się da uniknąć tej tyle bolesnej operacyi.
 Grunt w Nowej Kaleeonii jest piaszczystym. Rzadko trafiają się tam zaraźliwe gorączki i febry, wszak nadzwyczajne gorąco klimatu, utrudnia zagajanie się ran.
 Duplat, wiedział o tem dobrze, a skoro odzyskał przytomność i mógł rozmyślać, uczuł, że jest już prawie zgubionym i wpadł w ogromną rozpacz.
 Siostra Lucja pocieszała go jak mogła, zachęcając do spokoju i cierpliwości, tyle potrzebnych w obecnym jego stanie zdrowia.
 Serwacy czując śmierć tak blizko siebie ogarniętym został zaciekłą żądzą życia.
 Słuchając chciwie pocieszających słów zakonnicy, zaczął mieć nadzieję.
 Między infirmerami, dopomagajacemi siostrze Lucyi przy chorych, znajdował się młody chłopiec dwudziesto pięcioletni Gaston Depréty.
 Skazany na pięć lat ciężkich robót za fałszerstwo, Depréty przybywszy do Nowej Kaledonii miał przy sobie akta sądowe, w których znajdowały się notatki polecające go dobrotliwym względom dyrektora karnych kolonii.
 Umieszczono go natychmiast na służbie wyjątkowej, zachowanej dla skazańców zasługujących na jakąś laskę ze strony administracyi.
 Potomek nader zacnej rodziny, w departamencie Seine i Marne, gdzie jego ojciec były kapitan kawaleryi żył z skromnej swej pensyi, jako dymisyowany, Gaston Deprèty, zawdzięczał rodzinnym stosunkom i wpływom, iż sąd zebrany w Mèlun przyznawszy łagodzące okoliczności, skazał go na najlżejszą z kar, na jakie zasłużył.
 Watpliwem było wszelako, czy ów młodzieniec zasługiwał na pobłażliwość sądowego trybunału?
 Dzięki wysiłkom ze strony ojca, uczęszczał na Wydział prawny w Paryżu i w dwudziestym roku życia, otrzymał stopień uniwersytecki. Lecz podczas nauki, przejął najgorsze wady miasta, tak niebezpieczne dla niektórych słabszych [ 187 ]natur, przystępnych pokusom, gotowych do kapitulacyi wobec własnego sumienia.
 Po ukończeniu prawa, wrócił w rodzinne swe strony i rozpoczął praktykę u adwokata, przyjaciela swojego ojca.
 Obdarzony wysoką intelligencya i łatwością w pracy, Gaston Depréty, wywiązywał się sumiennie z przyjętych obowiązków podczas dnia, noce wszelako poświęcał hulankom i rozkoszom na jakie szczupłość jego dochodów mu niepozwalała.
 Był graczem, lecz grał nieszczęśliwie, a obok tego był wielce cenionym przez kobiety z półświatka.
 Chcac się okazać względem nich szczodrobliwym i probować szczęścia w bakkara, grał na wielkie stawki, a na zaciągnięte długi karciane popełniał liczne fałszerstwa na znaczne sumy pieniędzy.
 Osobiście więc nie zasługiwał, jak widzimy, na żadne uwzględnienia. Osoby wszakże zajmujące wysokie stanowiska, starały się usilnie o powstrzymanie hańby mającej skalać tak szanowane powszechnie nazwisko kapitana Deprèty, co im się jednak w połowie tylko udało.
 Po zapadnięciu wyroku, stary żołnierz przysiągł, iż wyrzeka się na zawsze dziecka, jakie do tego stopnia go zniesławiło, a matka Gastona umarła pod nadmiarem zgryzoty.
 Mimo to wszystko, protektorowie młodzieńca wyjednali dlań notatki polecające go względom Zarządu karnych Kolonii, dołączywszy takowe do Akt sądowych.
 Gaston Deprèty, przybył do Nowej Kaledonii nie czując żadnych wyrzutów sumienia, niczego nie żałował w swoim postępowaniu, prócz tego iż schwytać się pozwolił.
 Pięć lat galer? — powtarzał z bezczelnością — będzie to dla mnie stacyą kuracyjną, jaka wzmocni me zdrowie nadwerężone bezsennemi nocami. W dwudziestym ósmym roku życia zostanę uwolnionym. Wszak to kwiat młodości! Wtedy to rzucę się w to życie z całą zaciekłością, a doświadczenie nie pozwoli mi już popełnić głupstw, jak teraz! Udam się do Paryża wprost z Numei.
 Za pomocą czego miał udać się do Paryża? Jakie środki mógł sobie natychmiast wytworzyć na utrzymanie?
 Myślał o tem niekiedy, żyjąc wszelako przez lat cztery pośród skazańców, jacy opowiadaniem o swych występkach.
[ 188 ]podniecali jego młodzieńczą wyobraźnię, czerpał w nich naukę, jaką przyrzekał sobie kiedyś wprowadzić w wykonanie.
 Społeczeństwo składa się z dwoch klas, bardzo odmiennych mówił sobie. — Eksploatorów i eksploatowanych. Ażeby zostać eksploatowanym trzeba być bydlęciem, a do tego i być bogatym. Nie jestem ni jednym ni drugim, będę więc eksploatorem!
 Po młodzieńcu takich zasad, można się było spodziewać i obawiać wszystkiego.
 Ukrywał jednak swoje zapatrywania z przewrotna hypokryzyą, okazywał się pokornym między infirmerami siostry Lucyi, dając dowody niezwykłej tkliwości w obchodzeniu się z choremi, powierzonemi jego opiece.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false