Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron

[ 108 ] [ 109 ] Niespokojny, dręczony, ksiądz d’Areynes niemógł jeść obiadu i przez noc całą nie zamknął oczu.
 Nazajutrz, wstawszy bardzo wcześnie udał się do więzienia, gdzie codziennie odprawiał Mszę świętą, poczem prosił dyrektora o przy prowadzenie Duplata do swego pokoju w gmachu więziennym.
 W pięć minut później, prowadzony przez dozorcę, pojawił się we drzwiach małego mieszkania jałmużnika.
 Idąc myślał sobie:
 — Przysiągłbym, że prowadzą mnie do tego zakrystyana. Poznał mnie i chce wybadać, ale nic z tego. Sprytny, jak widzę, ów kuzyn żony mojego wspólnika, ale ja będę sprytniejszym od niego.
 Dozorca zapukał do drzwi.
 Ksiądz d’Areynes mu otworzył.
 Ujrzawszy go więzień, cofnął się pomimowolnie.
 Były wikary pobladł, zarówno owładnięty wzruszeniem, ale mimo to stanowczym głosem: przybyłego.
 — Wejdź, proszę, panie Serwacy Duplat — rzekł do
 Eks-kommunista wszedł spokojny, jak gdyby niemając powodu do obawy.
 Odprawiwszy dozorcę ksiądz d’Areynes pozostał sam z Duplat’em.
 — Siadaj — rzekł do niego chciałbym z tobą pomówić.
 — Pomówić... zemną? — powtórzył łotr udając zdziwienie.
 — Tak.
 Ksiądz d’Areynes, wziąwszy krzesło, usiadł naprzeciw skazanego.
 Walka przewidywana, ta walka straszna miała się rozegrać pomiędzy temi dwoma ludźmi.
 — Nie poznajesz mnie, Serwacy? — zagadnął ksiądz nagle, zatapiając wzrok w twarzy Duplat’a.
 Łotr wytrzymał spokojnie owo badawcze spojrzenie.
 Nie drgnął żaden muskuł w jego twarzy.
 — Pana mam poznać... księże jałmużniku? — odrzekł, wpatrując się w oblicze pytającego. —Nie! ja pana całkiem [ 110 ]niepoznaję. Daremnie śledzę w mojej pamięci... Ja pana nie znam, nigdy cię nie widziałem!
 — Tak sądzisz?
 — Tak... niezachwianie!
 — A więc się mylisz, a ponieważ pamięć cię zawodzi, ja ci dopomogę. W roku 1870 podczas wojny, byłeś sierżantem, dostawcą w oddziale, gdzie pan Gilbert Rollin był kapitanem.
 — Tego niezapomniałem! — zawołał Duplat wybuchając śmiechem.
  — Po wojnie, przyszła Kommuna...
 — Niestety!-rzekł hultaj z westchnieniem, pochylając głowę.
 — Następnie posunięto cię o stopień wyżej — mówił dalej ksiądz Raul — z sierżanta dostawcy, zostałeś kapitanem i właśnie to u pana Rollin, mojego kuzyna, którego chciałeś wciągnąć w partye kommunistów, spotkaliśmy się raz pierwszy.
 Zaprzeczać temu było niepodobna, Duplat dobrze to rozumiał, lecz pojął zarazem, że mógł skorzystać z jakiegoś potrzebnego mu wyznania.
 — Ach! księże jałmużniku! — zawołał łzawym głosem, jak gdyby krzywiąc się do płaczu — poznaję cię teraz i płonę wstydem wobec ciebie! Przebacz mi dzisiaj, jak niegdyś mi przebaczyłeś. Byłem obłąkany!... byłem szalony!... Groziłem tobie... i przypominam, żem nawet w ciebie mierzył rewolwerem. Rozbroiłeś mnie natenczas i darowałeś łaskawie... Przebacz i teraz mi przebacz!....
 I nędznik upadł na kolana ze złożonemi rękoma, czołgając się do stóp księdza d’Areynes.
 — Podnieś się — rzekł tenże poważnie. — Już dawno ci przebaczyłem. Zdumiony zostałem widząc cię wczoraj. Sądziłem żeś zginął rozstrzelany podczas Kommuny?!
 — Ach! przechodziłem wielkie nieszczęścia księże jałmużniku! mówił łotr z udanem wzruszeniem przysłaniając oczy.
 — W ostatnich chwilach Kommuny przebywałeś jeszcze w Paryżu? — mówił ksiądz dalej.
 — Nie! księże jałmużniku — odrzekł stanowczo Duplat.
 — Nie w Paryżu więc zostałeś przyaresztowany?
[ 111 ] — Bynajmniej!
 — Gdzież zatem?
 — Za rogatkami, w Champigny, dokąd się schroniłem.
 — Może to być prawdą, ale niczego nie dowodzi. W nocy, dnia 27 Maja, byłeś jeszcze w Paryżu przy ulicy Saint-Maur.
 — Nie!
 — Byłeś mówię ci przy ulicy Saint-Maur, w domu w którym zamieszkiwałeś, oznaczonym 157 numerem.
 — Nie!... nie byłem.
 — Dom płonął w pożarze. Wsunąłeś się do pokoju, gdzie leżała na łóżku umierająca kobieta po wydaniu na świat dwojga niemowląt. Pochwyciwszy kołyskę, w której spoczywały dwie bliźniaczki Joanny Rivat, zniknąłeś wraz z tym łupem w płomieniach.
 Duplat udał osłupienie.
 — Co... ja?! — zawołał.
 — Ty!... ty!... Serwacy Duplat!!
 — To fałsz!!
 — Milcz! — krzyknął ksiądz groźnie. — Ja ciebie na własne oczy widziałem!!
 Serwacy podniósł obie ręce w górę.
 — Ksiądz mnie widziałeś? — zawołał. — Widziałeś mnie księże jałmużniku?...
 — Ukryty w małym gabineciku przytykającym do stancyjki Joanny Rivat, gdziem się schronił, sądząc, że mnie ścigają, a niechciałem umrzeć przed ocaleniem tej biednej kobiety, widziałem ciebie natenczas.
 — To znaczy, iż zdaje ci się, żeś mnie widział, księże jałmużniku — odparł bezczelnie skazaniec. — Widziałeś kogoś niewątpliwie, który był do mnie podobnym. Nie porywałem ani kolebki, ni dzieci. Nie było mnie natenczas w Paryżu, przysięgam!
 — Nie przysięgaj — zawołał ksiądz surowo. — Jestem pewien tego co mówię. Twoje rysy twarzy za nadto dobrze utkwiły w mojej pamięci, ażebym mógł się omylić.
 — Mimo to wszystko upewniam, iż nie ja to byłem.
 — Zaprzeczasz więc?
 — Tak! zaprzeczam ze wszystkich sił moich. Oskar[ 112 ]żasz mnie ksiądz o zbrodnię, jakiej nie popełniłem. Bo i dla czegóż miałbym ją spełnić?
 — Nienawidziłeś Pawła Rivat i jego żonę!
 — Najprzód, to fałsz, a gdyby nawet i tak było, więcej myślałem wtedy o ocaleniu własnej skóry, niż o nienawiści. Zresztą cóżbym skorzystał na owym ukradzeniu dzieci? Nic, oprócz kłopotu i ambarasu.
 — Kto wie? — odrzekł znacząco ksiądz Raul.
 Duplat oczekiwał wszystkiego, prócz tego jednego słowa. Usłyszawszy je drgnął i stracił prawie przytomność.
 — Ależ księże jałmużniku — zaczął po chwili, usiłując odzyskać krew zimną — przestraszasz mnie na seryo, opowiadając jakieś niebywałe rzeczy, do tego stopnia, iż miesza mi się w głowie i sam niewiem gdzie jestem. Przez całe trzy dni, jakie poprzedzały moją ucieczkę do Champigny, nie wróciłem do domu w jakim mieszkałem, nie stąpiłem nogą na ulicę Saint-Maur.
 — Wszystko cokolwiek mógłbyś mi w tym względzie powiedzieć, przekonać mnie nie zdoła — ksiądz odrzekł. — Wezwałem cię tu do siebie nie dla tego, ażeby cię traktować jak wroga, lub grozić denuncyacyą. To, czego chce i żądam jest, aby uwolnić twą duszę od zgryzot sumienia, jakie dręczyć cię poczną rychlej czy później. Sprawiedliwości żądam od ciebie nieco litości dla tej biednej istoty lat tyle cierpieć dawałeś. No! dalej... jednego dobrego, zacnego uczucia jaką okupuje się wiele lat, powiedz coś zrobił z dwiema córkami Joanny Rivta?
 Duplat wzruszył ramionami.
 — Cóż chcesz ażebym ci odpowiedział na to, księże jałmużniku?— wykrzyknął zuchwale. — Mamże je odnajdować? Nic nie zrobiłem z temi pisklętami ponieważ ich nie brałem. Gdzie one są, nic niewiem!
 — Wiesz! i mógłbyś jednym wyrazem powrócić spokój i radość biednemu dręczonemu sercu. Joanna Rivat, która cię tyle przeklinała, błogosławić cię będzie jeżeli oddasz jej córki.
 — Do kroć piorunów! — krzyknął łotr zniecierpliwiony — ażeby je oddać, a potrzeba. a ja ich niemam.
 — Gęste krople potu spływały po czole księdza d’Areynes. Ów straszny nieprzełamany opór bandyty prze[ 113 ]rażał go i wątpić dawał o sobie samym. Zapytywał siebie czyli nie stał się igraszką złudzenia.
 Nie! jednak. Błąd był tu niepodobnym. Widział go popełniającym zbrodnię i poznał kryminalistę.
 Podejrzenia jakie przed tem powziął, wracały bardziej stanowcze, nakazujące.
 Przypominał sobie szczegóły poszukiwania Schlossa dla odnalezienia Joanny.
 Rajmund powiedział mu naówczas, że tegoż samego dnia, gdy Gilbert Rollin kazał zapisać swą córkę w księgach urodzeń merostwa jedenastego okręgu, jakiś człowiek mianujacy się Juljanem Servaize, przyniósł dziewczynkę o której zeznał, że podjął ją na ulicy z objęć umierającej matki.
 Servaize“.
 Dziwna analogja tego nazwiska z imieniem Serwacy Duplat, uderzyła go natenczas, nie miała jednak tyle ważności ile w chwili obecnej.
 Gdyby ów Juljan Servaize był Serwacym Duplat?...
 Gdyby to dziecię przyniesione przezeń było jedną z córek Joanny Rivat?
 Gdyby to drugie?...
 Dreszcz wstrząsnął księdzem d’Areynes.
 Myśl jaka mu się nasunęła w tej chwili, była straszną, ale logiczną.
 Przypuszczenie, że córka Henryki zmarła przy urodzeniu i trzeba było zastąpić ją innem dzieckiem dla utrzymania ważności testamentu, przebiegła jak błyskawica umysł jałmużnika i to nie po raz pierwszy.
 Wiedział on, że Rollin w takim razie nie cofnął by się przed zbrodnią.
 Podejrzenia te, zmieniły się w pewność nie odwołalną, a wszystko to działo się w jednem okamgnieniu.
 W jaki sposób wszakże otrzymać tę pewność, jeżeli Duplat upierał się zamknąć w swych zaprzeczeniach?
 Należało jeszcze próbować wydobyć zeń jakie wyznanie.
 — A zatem twierdzisz, Serwacy, żem się omylił? — zaczął ksiądz d’Areynes.
[ 114 ] — Upewniam, księże jałmużniku.
 — Twierdzenie to nie jest dowodem.
 — Trudno byłoby księdzu znaleźć inny przeciw mnie.
 — Kto wie?
 — Zkąd byś go ksiądz wynalazł u czarta?
 Znajdę go tam, gdzie jest... U Gilberta Rollin.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false