<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Staff
Tytuł Dyskobol ziemi
Pochodzenie W cieniu miecza, cykl Przewał
Data wydania 1922
Wydawnictwo Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska«
Druk Zakłady graficzne „Bibljoteki Polskiej“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały cykl
Cały tomik
Indeks stron

[ 128 ]DYSKOBOL ZIEMI.



W ślepej ćmie stającego się głucho Chaosu,
Przed narodzeniem godzin, na praczasów brzegu,
Duch nowy przed obliczem zakrytego Losu

Stałem. — Pomrocz poryta od błyskawic ściegu,
Co zeszywały przestrzeń we mgłach rozpierzchniętą,
Wyłaniała gwiazd świty z nieistnień noclegu.

I zrywając martwoty przedbytowe pęto,
Potwornym hukiem grzmiało czeluści bezedno,
Wieszcząc nieskończonego życia wieczne święto.

A ja, duch niewcielony, w mrokach, które rzedną,
Stojąc przed Taicielem, patrzyłem w bezbrzeże
Złotych światów. I rzekł mi: „Z tych gwiazd wybierz jedną.

„Pomiędzy nią i tobą uczynię przymierze
„Miłości i wesela. Z niej tobie dam ciało,
„A ją w żywe, roślinne przyodzieję pierze.

„Między zmysłami twemi a jej krasą całą
„Nieomylnie zważoną ustanowię zgodę“.
— „Daj mi Ziemię!“ — odrzekłem mu. I tak się stało.


[ 129 ]

Między gwiazdy po gwiazdę, jako po jagodę
Ku drzewu nieb, sięgnąwszy, Pan mój tajemniczy
Rzucił mi ją w ramiona ducha, brzaskiem młode.

I pochwyciłem w uścisk skarb Ziemi dziewiczy
I, Duch-olbrzym, w miłosnej ważyłem go dłoni,
Pieszcząc ten owoc pełen żywota słodyczy...

Wtem nagle zmierzchłem cały, runąłem i w toni
Stawania się bezwiedną zanurzony treścią,
Zwarłem się w sobie, jako pięść, co łupu broni.

Dreszcz zapłodnień rozkoszną przebiegł mnie boleścią
I ku światłu targnęło mną z mroku szarpnięcie,
Jak wojownik wyrwaną z pochwy rękojeścią.

I ze snu się zbudziłem na jutrzni zaklęcie
W drobnem, człowieczem ciele, w nagości pod drzewem,
Co przez liść siało na mnie złociste pieczęcie.

Podparłszy złotowłosą skroń ramieniem lewem,
A prawe na wysmukłe swe złożywszy udo,
Mrużyłem wzrok oślepion rozkoszy zalewem.

Wszystko wkrąg było jako złoto-modre cudo,
Kipiące rozrzutnością szczęśliwej zieleni...
Wszystkie wonie wciągnąłem w swą pierś młodoludą...


[ 130 ]

I zerwałem się z usty pełnemi płomieni
Wielkiego upojenia i uwielbień szału,
Który się, jako wino, w czarze serca pieni.

Błogosławiłem, śpiewem duszy, memu ciału:
„Pochwalone mi bądźcie, pięciorakie zmysły,
Odbijające świat w swych zwierciadłach z kryształu!

„Błogosławione moje oczy, co rozprysły
Po całej ziemi podziw zbieracie w naczynie
Źrenic, aby wdzięczności bujnemi łzy trysły!

„Błogosławione bądźcie, uszy me, w godzinie
Porannej i wieczornej, w ciszy i w szeleście
Wśnione w gędźbę o życia wieczystej nowinie!

„Błogosławione nozdrza ssące wonne treście,
Duszę rzeczy bezdusznych, sycącym oddechem,
Jak niemych serc szeptane opowieście!

„Błogosławione usta moje, co uśmiechem
Pozdrawiacie przynętę głodu i pragnienia,
Owoc, za sok krążący w krwi słodyczy echem!

„Błogosławione ręce, ślepe, bez spojrzenia,
A jasnowidcze ramion sięgające twarze,
święte, bo przyciskacie do serca stworzenia!


[ 131 ]

„Błogosławione pola źrejące na skwarze,
Kwieciste łąki, lasy cieniste i chłodne,
Jeziora na równinach i potoki w jarze!

„Błogosławione góry i doliny płodne,
Słońce, drzewa, owoce i trawy i zioła,
Obłoki i zwierzęta dzikie a łagodne!“ —

...Lew spał w rogatym cieniu żującego woła,
Sęp drzemał na śpiącego jelenia rososze,
Zając tulił się w cieniu pod skrzydłem sokoła.

U stóp moich pantera i płochliwe łoszę
Czekały pieszczotliwej łaski z ręki pana,
A ptaki, w drzewach, ziemi śpiewały rozkosze.

Ze skłonem słońca skroń ma, miękko całowana
Pochlebczym mchem, w przymilnej zasypiała ciszy,
By otworzyć znów oczy pod ustami rana...

Aż powiew, który w liści kołysance dyszy,
Znudził mnie raz przed świtem; nim brzask zamajaczy...
Noc była — i duch jakby jakieś echo słyszy —

Mrok, ciemność... I nie wiedząc sam, co myśl ta znaczy
I nie mogąc jej chwycić za niewidne skrzydła,
Pomyślałem pamięcią nieznaną: „Inaczej...“


[ 132 ]

Inaczej? Co? Gdzie? Kiedy? Jak tajemne sidła,
Pochwyciła mnie myśl ta w zdradzieckie powrósła —
A gdym rano się zbudził, ziemia mi obrzydła!

Jakby ją noc powiewem trującym omusła,
Wszystko zbladło, przywiędło, codzienne i stare...
I radość mą zwarzyły czarne smutku gusła.

Nie poznawałem zwierząt i one niewiarę
Poczuły do mnie trwożną i uciekły w lasy
I kwiaty się stuliły, jakby czując marę.

A ja siedząc nad wodą, nie bacząc dnia krasy,
Płakałem. I bezbrzeże jakieś mi się śniło,
Huk gromów, błyskawice i mgławic zapasy.

Chodziłem niby błędny. Każdą moją żyłą
Targało jakieś tajne wspomnienie odwieczne,
Tęsknota k‘temu, kiedy mnie i nic nie było.

I wzniósłszy rękę, światło przekląłem słoneczne,
Nazwałem złudą ziemię i morze i życie,
Kopnąwszy je, jak próchno już bezużyteczne.

Czarny pług gniewu orał serce moje skrycie,
Ziemia była mym oczom nikczemna i mała
I widziałem już jeno w niej popiół i gnicie.


[ 133 ]

I buntem wyskoczyłem z człowieczego ciała,
Wściekły, żem z Ziemią wiecznem przymierzem jest skuty,
I że mi się wyborem na zawsze dostała.

I, znów Duch, w grozie mocy straszliwej i buty,
Olbrzym, zaparłem stopy swe o gwiazd ściernisko,
Co bolesnemi drżało pode mną podrzuty.

I potworną postacią schyliwszy się nisko,
Strzępiąc rozwianym włosem chmur lecących płaszcze,
W garść pochwyciłem Ziemię: „Hej! pójdź mi w igrzysko!

„Silny jestem i dumny i nie zaprzepaszczę
„Dumy swojej! Leć w drogę, co w bezbrzeż zastygła,
„Albo cię stopą twardą, jak płaza, rozpłaszczę!

„Bądź nad innemi gwiazdy daleka i śmigła,
„Wola ma ukochała niewidne zaświaty,
„W zaświatach żyj, jak chłodna ma myśl niedościgła!“

I jakąś straszną siłą nadmiaru bogaty,
Skurczonego w stłok ścięgien ramienia rozmachem
Cisnąłem ją, jak kulę, w bezmiar lodowaty.

Potoczyła się między gwiazd złocistym piachem,
Z świstem siejąc iskrzyce prującem mrok łonem,
Aż przestwory pobladły srebrno-sinym strachem.


[ 134 ]

I w pęd pognałem za nią z weselem szalonem,
Czepiwszy się jej wichru, jak rumaka grzywy
I w nieskończoność ścigam ją niebios zagonem.

A ona, jakby zaświat porwał ją w swe wpływy,
Toczy się jakom pragnął, w loty coraz prędsze...
Wieki już gnam... Lecz czuję, żem nie jest szczęśliwy.

Wkrąg samotnie i ciemno i chłodno, choć piętrzę
Przestrzenie na przestrzenie dziką skrzydeł pracą.
Zimno i mróz w bezbrzeżu i krzepnie me wnętrze.

A gwiazda ma wciąż pędzi płomienistą racą,
Ucieka, aż lęk chwyta mnie, że mnie się wyprze
W tej próżni, bo już skry jej z oczu mi się tracą.

Syp-że mi, Ziemio, iskry śladem swoim, syp-że!
Bo czuję się sierocy i w strasznej obczyźnie...
Rzut mój był potężniejszy, niż ścigi najszybsze.

Własnem ja cię ramieniem, maczanem w truciźnie
Szału, tak precz rzuciłem od mojego serca,
Ty serce mego ducha, memu ciału bliźnie.

Wiarołomca niegodny, niewdzięczny bluźnierca,
Zapomniałem, że twoją to krwią i twym sokiem
Spotężniało me ramię, co nasz ślub uśmierca.


[ 135 ]

Czym nie z twej piersi wyssał moc, żem poznał okiem
Cuda słońca, księżyca i gwiazd srebrnych morza,
By dziękczynić ci każdym oddechem i krokiem?

Tyś to mnie uczyniła lutnią, że przestworza
Wzruszały moje struny szumem gwiazd, tych liści
Z nieb drzewa, a milczeniem wielka cisza boża.

Czyż ręce, które święty ogień żądzy czyści,
Nie były szczęsne, ważąc twoje łaski w dłoni,
że śnią, nad sięg wdzięczności, niedosięg zawiści?

Chciałżem hodować ROZKWIT, co w zanik się kłoni,
Szczepiąc złoty winograd na surowej sośnie,
Każąc na fali słonych mórz kwitnąć jabłoni?

Otom dziś wywołaniec, wyklęty żałośnie
Własnym wyrokiem swoim z ojczystego domu,
Co z ogrodem swym zdany jest wieczystej wiośnie.

Pośród obojętnego zbłąkany ogromu,
W pustynie nieprzytulne, bezserdeczne, cudze,
Przed własnem przerażeniem pierzcham pokryjomu.

Ale ku tobie, Ziemio! I Tęsknotę budzę:
Wstań! Przypnij do bar tego, co jest dziś tułaczem,
Drugie miłości skrzydła, ku ciężkiej żegludze.


[ 136 ]

Na nich puszczę się w bezbrzeż z swem sercem żebraczem,
A kiedy cię doścignę, Ziemio porzucona,
Na czarną skibę rzucę się z serdecznym płaczem,

I jednem wielkiem tętnem bić będą dwa łona.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false