Połów gwiazd (cykl)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Makuszyński
Tytuł Połów gwiazd
Pochodzenie Połów gwiazd
Data wydania 1908
Wydawnictwo Księgarnia H. Altenberga
Druk Drukarnia „Słowa Polskiego“
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tomik
Indeks stron
[ 27 ]

POŁÓW GWIAZD




[ 29 ]

LORELEY.



Uplotłem sobie złotą sieć
Z włosów niewiernych mych kochanek,
Uplotłem sobie sieć złocistą:
Minstrel uparty zapatrzony w ganek,
Wydzwaniający piosnkę płomienistą,
Uplotłem sobie złotą sieć
Z włosów niewiernych mych kochanek.
Rycerz płomienny nie schodzący z szranek,
Zakuty w zbroi srebro blach i miedź,
Uplotłem sobie złotą sieć
Z włosów niewiernych mych kochanek.
Śmiechem mnie ima apostolska szatą
Ciąży u sieci mej złocistej ołów,
Spada mi z ramion moja sieć bogata,
Idę na połów!

Rzuciłem wszystkie nocne ćmy — minstrele,
I cichym krokiem, z udaną powagą,
Idę zarzucać mą sieć na topiele:

[ 30 ]

Może wyłowię jaką nimfę nagą,
I w podarunku dam przyjacielowi,
Który maluje nimfy...
Moze oto
Skarby wyłowię siecią moją złotą:
Muszlę przeczystą z przeogromną perłą,
Zwłoki królewny, koronę i berło;
Harfę, na której grają senne fale,
Srebro fal rannych, wieczornych opale;
Te stosy złota, które słońcu kradnie
Rój nimf, gdy słonce z falą się kołysze, —
Może sieć moja znajdzie w głębi, na dnie,
Spokój umarły i śmiertelną ciszę...

Sieć ma rozewrze oczu swych tysiące,
Bezdenne oczy w złocistej oprawie,
Ramiona swoje wyciągnie chłonące,
Tysiącramienny polip na obławie —
I złowi ciszę, zielonego trupa...
(Raz ją był mędrzec utopił szalony,
By uciszyła wklęte w topiel dzwony).

Chodźmy na połów gwiazd! Złocisty połów
Siecią złocistą! A któryż z rybaków
Nie chciał wyławiać gwiazd z niebieskich szlaków?
Pójdź, sieci rzucim...
Na połów! Na połów!


[ 31 ]

Błogosławione nadzieje rybacze
I trud tak ciężki, jak u sieci ołów,
I mozół wielki, największy z mozołów,
I niestrudzeni ci gwiazd poławiacze.
Gwiazd nie dosięgniem, obłąkańcy gwiezdni,
Lecz ich złociste powstrzymam pochody:
Siecią wyłowię księżyc z wodnej bezdni,
Siecią wyłowię gwiazdy z cichej wody.

Ho! Ho! Sieć rzucam...
Zaczyna się połów:
Tysiącem oczu patrzy złota sieć,
W ręku zaciężył mi mej sieci ołów,
Co ją pociągnie w przepaść i zatopi...
Nie zerwie mi się, wszak nie jest z konopi
Złocista moja sieć.
Ty siądź na skale: będziesz Loreley!
Perukę złotą weź i harfę w ręce,
(Musisz złociste włosy mieć).
A potem graj, tak cudnie graj,
Bym mógł uwierzyć, ze płynę i płynę,
Z siecią złocistą na wir i głębinę,
By mi się zdało, żem jest w wielkiej męce,
O, Loreley!...

Ho! Ho! Sieć rzucam...
Ty śpiewaj i graj!

[ 32 ]

Gwiazdy nie słyszą, drzemią... gwiazdy drzemią...
Czuwają tylko tamte, ponad ziemią.
Topi się cicho moja sieć i zdradnie,
Tysiącem oczu patrzy, dłonie kładnie
Na topiel... Przebóg! cicho! — Od niebiosów
Upadła w tonie gwiazdą co dojrzała
Zamiarów naszych, nocnych gwiazd złodziei,
I teraz na dnie tajnie wieści losów.
Patrzmy: wnet ujrzym wir gwiezdnej zawiei,
Jak ryb spłoszonych stado, gwiezdne roje...

Niech zmilkną usta i twoje i moje.
Skryj się! Zbyt twarzą swoją świecisz jasną,
Gwiazdy nas ujrzą, przyczają się, zgasną,
W zielska się wodne skryją, zamkną oczy,
Nie dojrzym w toni...
Toń się dziwnie mroczy...
Przez miłość!... Na dnie ktoś uderzył w dzwony...
Och, jakże dzwoni...
Jak dzwoni...
Jak dzwoni...

Ho! Ho! Już sieć zapadła w głąb,
Już tylko widać brzeg złocony,
I złoty tylko widać sznur...
Muzykę zacznij... teraz graj...
Udawaj, ze mnie wabisz w wir,

[ 33 ]

O, Loreley...
O, Loreley!...
Komedyę gram, ubrany w kir.
Udaję z duszą straszny spór,
A ty mnie wabisz, wabisz w wir...

O, jak sieć moja plącze się i mota,
O, gwiazdy! gwiazdy!
A topiel cala tak się stała złota,
Jakby się gwiazdy rozpłynęły moje,
Jakgdyby w topiel biły złote zdroje.
Szarpnąłem sieć: ujęła coś w swe sznury,
Chwyciła z mocy wszystkiej, żem wyprężył
Ramiona — szarpnął, — i łup mój zwyciężył.
To wieże były kryształowe pewnie,
A sieć chwyciła te zaklęte mury, —
Pałace może zwaliłem królewnie.

Wlecze sieć moja kilka nenufarów,
Tryumfy mnogie gdzieś z bezdennych jarów...
I plon mozołów.
Dobyłem sieć na suchy brzegu skraj, —
Zdejm już perukę, dobra Loreley,
Skończony połów...
Wszakże ci piękna była ma wyprawa
Na połów gwiazd, choć mi nie stroją głowy!

[ 34 ]

Piękne jest to, co z siebie nic nie dawa,
I piękny był mój mozól syzyfowy.
I tęsknić będę do tego połowu:
Choć obłąkanie w tem jest — są nadzieje...
Przeto naprawię sieci, gdy zadnieje,
I pójdę łowić senne gwiazdy znowu.

Żegnaj mi, Piękna moja!... Idę dalej,
Łaskawszej szukać do połowu fali.
Loreley dobra! Okryj się żałobą,
I nie płacz...
Pan Bóg... och, nie! — Heine z tobą!...






[ 35 ]

CHRYSTUS NA JEZIORZE.



Taka jest cisza na Genezarecie,
Jaka jest w tobie albo we mnie.
Zdrożony jesteś, nie mów nadaremnie,
Ja ciebie znam:
Gdyś szedł do Emaus, odnalazłem ciebie,
Gdy szedłeś sam,
Zaprawdę przeto, ja cię znam.
(Znam imię twoje przecie,
Wszakżeś jest Chrystus...)
O, wielki Rybaku!
Taka jest cisza na Genezarecie,
Jaka jest w tobie albo we mnie.
Wszelki krzyk kędyś czai się u krzaku,
Jak dziki zwierz
I patrzy, kiedy dusza chora
Wyjdzie z mej piersi na brzeg wody pusty,
I w świetle gwiazd, gdy pójdzie do jeziora
Zaczerpnąć wody spękanemi usty...

[ 36 ]

Taka jest cisza na Genezarecie,
Jak była wtedy, gdyś uciszył wody...
Czy pomnisz dzień ten, Synu Dobrej Rady,
Dzień nawałnicy, burz i niepogody?

O, jaka cisza na Genezarecie!...

Twe ucznie wtedy lęk złowili blady,
Z pianą na ustach i z pian wodnych grzywą,
A lęk się chwycił steru waszej łodzi,
I wlókł za łodzią, straszne łowów żniwo.
(Wspomnienie smutne po duszy ci chodzi?...)
Zdrożony jesteś, — zstąp do mojej lodzi,
Powiozę ciebie w me szalone jazdy,
Ja rybak jestem jak ty, — łowię gwiazdy.

Zdrożony jesteś... gdzieś idziesz z daleka,
Mistrzu wędrowny, a cudne twe oczy
Wyżarł ci proch i łzy i letnia spieka.
(Ja ciebie znam,
I ty mnie znasz...)
Pozwól mi obmyć swoje dobre oczy,
Bo zanim wejdziesz do najpierwszych bram,
Obmyją tobie twoje dobre oczy:
Pluną ci w twarz...

Zstąp do mej łodzi. Czekałem na ciebie
Wiele gwiaździstych nocy, wiele dni.

[ 37 ]

Raz cię widziałem na jakimś pogrzebie,
Za trumną myśmy obaj tylko szli.
Grzebałem dziwny jakiś sen i złoty,
Dobry, młodzieńczy... Miałem oczy suche,
Odtąd mam oczy ślepe, uszy głuche:
Pogrzebion jest mój sen, przedziwny, złoty.
Potem widziałem cię na szczycie góry
Kiedyś był kuszon, gdy ci Szatan w lice
Rzucał królewskie, świetne błyskawice
I słał pod nogi tęcze i purpury.
Potem widziałem ciebie... już nie pomnę...
W ogrodach, zda się, bo szumiały drzewa
I z kwiatów była ogromna ulewa:
Tyś był i ja i anioł był ponury,
Który miał skrzydla sępie i ogromne.
Czekałem, kiedy sępi łuk zatoczy.
W pamięci łowię dzień ten, lecz nie pomnę...
Kwiaty mi wtedy upadły na oczy,
Wonie jak węże pełzały w pobliżu;
Potem widziałem ciebie już na krzyżu.
Potem po twoim milczącym pogrzebie
Do Emaus myśmy obaj razem szli...
Zstąp do mej łodzi. Czekałem na ciebie
Wiele gwiaździstych nocy, wiele dni.

Taka jest cisza na Genezarecie
Jaka jest w tobie, albo we mnie.

[ 38 ]

Ja rybak jestem; na wygiętym grzbiecie
Przyniosłem moją sieć,
(Lichą, rybaczą sieć twych apostołów,
Którą na rzymskim gdzieś kupiłem targu,)
I łowię gwiazdy!
Obłąkany połów...
Gwiazdy zapadły w przedziwny sen złoty,
W półśmierć złocistą, śpią w złotym letargu,
I tęsknią...
(Bowiem tęsknota jest wszędzie).
Więc im zaśpiewam cicho pieśń tęsknoty
O tem, co ma być, a czego nie będzie,
Że gwiazdom oczy staną w łez powodzi,
A ty, Rybaku rybaków, stań w łodzi
I rzucaj sieć:
Niech sieć rój gwiazd oprzędzie!

A gdy wyłowisz wiele gwiazd,
Do wszystkich powędrujem miast,
Rozrzucać skarby z sieci.

Rozrzucać będziem złote sny,
Będziemy w perły zmieniać łzy,
W złocistej gwiazd zamieci.

A gdzie na drodze znajdziesz ból,
Tam rzucisz gwiazdę, dobry Król,
Pan gwiaździstego szlaku.


[ 39 ]

O, jakżeś rad! o jakżeś rad!
Na uściech wykwitł ci już kwiat...
Zarzucaj sieć, Rybaku.

A gdy wyłowisz wiele gwiazd,
Do wszystkich powędrujem miast,
Miast smutku i tęsknoty...

A gdy usłyszysz, ze ktoś łka,
Tam wejdziesz ty, za tobą ją
Niosący ciężar złoty.

Pójdziemy tak, podróżni dwaj,
Przez cały świat, na świata skraj,
Wskróś gwiaździstego szlaku.

O, jakżeś rad! o jakżeś rad!
Szczęśliwy zdał ci się już świat —
Więc rzucaj sieć — Rybaku!

Ja tobie rzekę, dlaczegom jest w zmowie
Z nocą, a sny me są od gwiazd oślepłe,
I czemu, rybak wieczny, gwiazdy łowię,
A słowa moje w gwiazdy są zaskrzepłe:
Przypodobana była dusza moja
Gwiezdzie, a gdym ją pokazywał nocy,
Padła mi w topiel... Gdzież jest dusza moja?...
Przyjdź mi, Rybaku Dobry, ku pomocy.


[ 40 ]

Gdzież ją rozpoznam wsród złotego roja?
Gdy spojrzę w topiel, mej twarzy się zlęknie,
Zblednie, gdy sieci spłoszę ją szelestem,
A przetom z nocą jest gwiaździstą w zmowie
I śpiewam, wabiąc — a dusza mnie słucha.
Aż przyjdzie noc, że duszę mą wyłowię
I twarzy mojej bladej się nie zlęknie.
Co mówisz? — Rzekłeś! — Obłąkany jestem.
Lecz obłąkany jak ty, — dziwnie pięknie,
I opętany przez złotego ducha.

Ho! Ho! Sieć rzucaj! Zaczyna się połów...
Dzierż silnie sieć... zaczynam tęskne śpiewy —
(Tak tęsknie nigdy nie wolały mewy...)
Gwiazdom się oczy zamglą i zapłaczą
Za rzucaj sieć,
Za rzucaj sieć rybaczą.
Błogosławiony największy z mozołów,
Złocisty trud:
Błogosław wodom, łodzi, mnie i sobie,
Błogosławiony niechaj będzie połów,
Błogosławione twoje ręce obie...
Wyłów mi duszę mą gwiaździstą z wód,
I wiele gwiazd.
Przecie do wszystkich powędrujem miast
Rozrzucać skarby z sieci.

[ 41 ]

Spojrzyj, Rybaku: ta gwiazda co świeci
Jakgdyby oczy miała otworzone
Na wielki sen i wpół otwarte usta,
Wpatrzona dziwnie w jedną zawsze stronę,
Z Betlehem jest. A wkoło gawiedź pusta
Gwiazd, które blade są, otwarty uszy
I zasłuchane leżą na topieli.
(Spójrz, czy tam niema kędy mojej duszy,
Która nowiny słucha i jest blada.)
Tych zasię oto dziwna gwiazd gromada
Jest z tych, co wiecznie śpią na piramidzie,
Powieki wznosząc senne, gdy kto idzie.
A kiedy ciebie dojrzały z piramid
I śmierć goniącą cię, oczy otwarły,
Na drogę srebro kładąc jak aksamit...
Pamiętam, — wtedy spojrzał Sfinks umarły.

A te są gwiazdy cudne, te wśród fali,
Które się wplotły w zielsk podwodnych kłosy...
Oto je miała Maryja z Magdali
Wplecione w swoje woniejące włosy,
Jak błyskiem świetnym grający dyadem,
Gdy ci je u nóg kładła, gdyś był bosy,
I gdy na puszczę szła twym jasnym śladem.

Tych zasię osiem, które leżą na dnie
Spadło z ust twoich jak owoc granatu,

[ 42 ]

(Gdy owoc słońce w siebie wssał — upadnie,)
Kiedyś osiemkroć błogosławił światu,
Padały tobie gwiazdy z warg szelestem:
Błogosławieni niechaj będą cisi...
— Dotknij mi oczu, oto cichy jestem.

Poznajesz gwiazdę tę, dobry Rybaku,
Tę, która milczy i taka jest blada,
Jak twoja twarz lub Weroniki chusta?...
Poznałeś! Dziwnie ci zadrgały usta —
(Dzierż sieć... dobędziem wnet... ja czekam znaku,
Zapada w głąb... zapada sieć... zapada...)
Wiesz kiedy spadła ta, wśród bladych blada? —
Kiedy się ciebie zaparł Piotr, Rybaku.
Te zasię padły po siedemkroć razy,
Kiedyś ostatnie swoje mówił słowa;
Te z głowy, gdy ci w dół opadła głowa;
Te dwie, gdyś oczy zamknął; te, gdy głazy
Przywarli na twym pożyczanym grobie...
Dzierż sieć..., dzierż sieć... i wypręż ręce obie,
Błogosław gwiazdom i ciszy i wodzie
I mnie i sobie.
Skończmy, bo wnet rybacze wyjdą łodzie
I najpierw ciszę spłoszą, potem gwiazdy.

Ho! Ho! Już sieć zapadła w głąb,
Nie żałuj rak, nie żałuj rąk,

[ 43 ]

Wyłowim gwiazdy wszystkie wkrąg,
A gdy wyłowim wiele gwiazd,
Do wszystkich powędrujem miast,
Rozrzucać skarby z sieci...
Нo?! Rwie się sieć? Zmurszała sieć...
To nic! Obfity będzie łup,
Na głębie nam!... na głębie jedź,
(Ma dusza bowiem padła w głąb,)
O łodzi się oprzyjmy zrąb,
Ciągnijmy sieć ze wszystkich sił,
Dobywaj sieć... ho!... ciągnij sieć!...
Będziemy wszystkie gwiazdy mieć:
Tyś o nich śnił, — jam o nich śnił...

Wlecze sieć nasza kilka nenufarów,
Tryumfy mnogie gdzieś z bezdennych jarów
I plon mozołów.
Nie patrz zbolały na wody przeczyste
I w łodzi siądź, znużony jesteś, Chryste;
Skończony połów...
Mnie zasię radość jakaś chwyta pusta,
Że i ty w męce wielkiej krwawisz usta.
Przecz przypominasz to dziwne orędzie,
Że ten, kto siewcą był, ten zbierać będzie?
A oto siałeś gwiazdy jako zboże,
A nenufary znalazłeś na grzędzie,
Aż się nad tobą to lituje morze!


[ 44 ]

Błogosławiona wieczysta tęsknota,
Błogosławiony obłąkany połów,
Błogosławione morze pełne złota,
I trud tak ciężki, jak u sieci ołów...
Błogosławiona pieśń z biesiadnych stołów
O tem, co ma być, a czego nie będzie.
Nić złota, z której szaty nie uprzędzie.
Błogosławione nadzieje rybacze
I sieć, patrząca krociem oczu — pusta...
Nie płacz. Daj pokój... Patrz, a ja nie płaczę!
Hymn do gwiazd zacznę, pokrwawiwszy usta.







#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false